Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Historia miłości w 10 etapach (cz.I)

Jak Polacy podbijali Wielką Brytanię (cz.I)

Polek jest jak na lekarstwo, wybierają oficerów z wyższym żołdem. Nieoficerowie są więc skazani na Brytyjki. Czy Brytyjki w ogóle nadają się na polskie żony? Polek jest jak na lekarstwo, wybierają oficerów z wyższym żołdem. Nieoficerowie są więc skazani na Brytyjki. Czy Brytyjki w ogóle nadają się na polskie żony? Jan Markiewicz/Wydawnictwo Czarne / materiały prasowe
Przedstawiamy fragment książki reporterki POLITYKI Ewy Winnickiej „Londyńczycy”, niezwykłej opowieści o polskich emigrantach w Wielkiej Brytanii po II Wojnie Światowej, rozbitkach z otoczenia Władysława Andersa.
Piloci dywizjonu 303 - najbardziej pożądani boheterowie przestworzy z poczatku lat czterdziestych.Wikipedia Piloci dywizjonu 303 - najbardziej pożądani boheterowie przestworzy z poczatku lat czterdziestych.
Generał Sikorski, premier Churchill i lider Wolnych Francuzów generał de Gaulle. W mrocznych dniach po klęsce Francji to właśnie Polska była najważniejszym sojusznikiem Wielkiej Brytanii.Wikipedia Generał Sikorski, premier Churchill i lider Wolnych Francuzów generał de Gaulle. W mrocznych dniach po klęsce Francji to właśnie Polska była najważniejszym sojusznikiem Wielkiej Brytanii.
Wycięte z drewna gęsi tały w sali teatralnej polskiego Klubu Orła w dzielnicy Balham, gdzie mieściła się szkoła sobotnia.Jan Markiewicz/Wydawnictwo Czarne/Materiały promocyjne Wycięte z drewna gęsi tały w sali teatralnej polskiego Klubu Orła w dzielnicy Balham, gdzie mieściła się szkoła sobotnia.
Pożółkłe fotografie autorstwa Jana Markiewicza znalazł w dwóch skrzynkach na warzywa Jean‑Marc, kurier rowerowy i artysta w jednym.Jan Markiewicz/Wydawnictwo Czarne/materiały prasowe Pożółkłe fotografie autorstwa Jana Markiewicza znalazł w dwóch skrzynkach na warzywa Jean‑Marc, kurier rowerowy i artysta w jednym.
Urodzone w Anglii córki Jana Markiewicza, Aleksandra i Teresa.Jan Markiewicz/Wydawnictwo Czarne/materiały prasowe Urodzone w Anglii córki Jana Markiewicza, Aleksandra i Teresa.
Ewa Winnicka, „Londyńczycy', Wydawnictwo Czarne.Wydawnictwo Czarne/materiały prasowe Ewa Winnicka, „Londyńczycy", Wydawnictwo Czarne.

„Rekord pobił pewien polski kapitan, który jednocześnie był kochankiem córki, matki i babki w jednym z miasteczek w Szkocji.” (Stanisław Cat-Mackiewicz, Londyniszcze)

Etap 1. Przyjeżdża ubogi krewny
Nie znamy się dobrze, gdy 21 czerwca 1940 roku Jego Królewska Mość Jerzy VI staje na peronie dworca Waterloo, aby powitać nadjeżdżającego prezydenta Władysława Raczkiewicza. Można nawet powiedzieć, że dotychczasowe spotkania nie wychodzą nam na dobre i mamy o to sporo żalu. Na konferencji w Wersalu w 1918 roku ich premier Lloyd George nie chciał słyszeć o wolnej Polsce (potem tłumaczyli, że zbyt blisko flirtowaliśmy z Francją, a oni nie chcieli wzmacniać Francji). W 1939 roku gwarancje udzielone nam przez nich w marcu i sierpniu okazują się niewiele warte już we wrześniu. (Oni mówią, że do walki nie byli gotowi, ale gwarancji udzielili, bo się bali, że wstąpimy w końcu do obozu Hitlera, co by przesądziło o losie ich wyspy).

Ale gdy w 1940 roku Niemcy płynnie zdobywają Zachód, a na czele rządu zamiast planowanego miękkiego lorda Halifaxa stoi już Winston Churchill („brawura podlewana alkoholem”, pisze o nim emigracyjny historyk profesor Jan Ciechanowski), zwracają na nas w końcu uwagę. Zaczynamy im się nawet bardzo podobać. Podbici, ale waleczni zostajemy ich jedynym sprzymierzeńcem w Europie. Lepszym niż Francuzi, którzy poddali się, zanim ich o to poproszono. Podarowaliśmy im wcześniej niemiecką maszynę szyfrującą Enigma i zaoferowaliśmy pomoc wywiadowczą. W zamian nasz generał Władysław Sikorski, naczelny wódz i premier w jednej osobie, otrzymuje uchodźczą siedzibę w prestiżowym hotelu Rubens na tyłach pałacu Buckingham. Jego biuro i Rada Narodowa rezydują na równie prestiżowej Stratton Street za Piccadilly, prezydent przy Park Street w Mayfair, ministrowie w dzielnicy Kensington. Dostajemy też sporą pożyczkę. Żołnierze, lotnicy i marynarze – żołd i miejsce w brytyjskich jednostkach. Brytania zostaje naszą protektorką. Po bitwie o Anglię jesienią 1940 roku podkreśla się powszechnie, że to udział naszych lotników przesądził o zwycięstwie.

Tak więc już w 1940 roku około trzydziestu tysięcy Polaków, głównie mężczyzn, trafia na Wyspy Brytyjskie i robi wrażenie na kobietach.

Etap 2. Zauroczenie
Stanisław Cat-Mackiewicz, pisarz i publicysta, późniejszy premier rządu na uchodźstwie, widuje Polaków na przepustkach. Pisze: „Nigdy nie widziałem ludzi tak dumnych i tak zadowolonych z siebie, jak wówczas nasi lotnicy. Chodzili z gębami uśmiechniętymi od ucha do ucha. Powodzenie u Angielek i Szkotek mieli kapitalne”. Trzeba powiedzieć, że poprzeczka jest ustawiona niewysoko. Okazuje się bowiem, że życie intymne na Wyspach jest zniuansowane. Cat ujmuje to w sposób następujący: „Harcerze angielscy [na wyjazdach – przyp. aut.] mają najsurowiej zabronione kładzenie się na kanapie w towarzystwie innego chłopca, tak jak mają najsurowiej zabronione przebywanie we dwóch w zamkniętej ubikacji ze względu na rozpowszechnienie się homoseksualnego ohydnego i plugawego zboczenia. To właśnie ze względu na moralność kładą z nim [na pryczy – przyp. aut.] dziewczynę. Młody Anglik, kiedy się znajdzie na kanapie z innym chłopcem, to zaraz go biorą straszne ciągoty. Kiedy leży koło niego dziewczyna, to odsuwa się od niej z obrzydzeniem”. Tak więc, zdaniem Cata, przeciętny heteroseksualny żołnierz polski trafia na podatny grunt w postaci kobiety, która nie chce jedynie rozdzielać rozjuszonych Anglików. Żołnierz odmiennej orientacji nie czuje się zaś wyobcowany.

Etap 3. Miodowy miesiąc
Trwa półtora roku. Oni widzą, że mamy mocnego przywódcę, jakim jest generał Władysław Sikorski. Ich premier Winston Churchill mówi podniośle, że będą z nami na śmierć i życie. Zgadza się, by nasi lotnicy, wstępując do ich armii, przysięgali na ich króla, ale i na Polskę. My walczymy jak oszalali. Oni się zachwycają: jesteśmy egzotyczni, nieokrzesani i dzicy.

Cat: „Zdarzyło się kapitanowi, że zastrzelił przyjaciela żony, także Polaka. W Anglii za takie rzeczy wieszają bez zastanowienia się, wieszają nieomal automatycznie. W danym wypadku nastąpiło niespodziewane dla wszystkich uniewinnienie, motywowane bardzo względnej wartości argumentami, że policja nie dokonała szczegółowych oględzin pistoletu. Postąpiono tak wprost przez gościnność”.

I jeszcze:
„Pewien polski lotnik, bardzo źle wychowany, zaczął dla kawału latać tak nisko nad polem golfowym, aż uciął skrzydłem głowę jakiemuś lordowi. Nie było sądu. Lotnika wysłano po prostu na lot bojowy, z którego nie wrócił”.

O bohaterskich lotnikach powstają sztuki teatralne oraz filmy. Polakami zaczyna się interesować londyńska socjeta.

Adam Zamoyski pisze w książce Orły nad Europą: „Znana piękność Jean Smith-Bingham usynowiła Dywizjon 303 i zaczęła wydawać przyjęcia dla oficerów w hotelu Dorchester. Betty Norton-Griffiths, według lutowego (z 1941 roku) magazynu »Queen« jedna z najcudowniejszych kobiet w Anglii, poszła w jej ślady, usynowiając Dywizjon 308. Najwięcej uwagi przyciągnęła lady Jersey (była żona Cary’ego Granta), która stała się »mamą« Dywizjonu 315. […] Na Wigilię każdy z 200 żołnierzy otrzymał dziennik z wpisem mamy oraz skarpety i szalik. […] Poza tym przysłała pilotom wszystkie swoje podarte pończochy, żeby mieli je przy sobie w powietrzu”. Szaliki okazują się powszechnym narzędziem towarzyskim. Także w Church Fenton, daleko od Londynu, delegacja miejscowych pań przynosi ciepłe, własnoręcznie zrobione na drutach szale. Krzysztof Muszkowski (później felietonista emigracyjny, redaktor słynnych „Wiadomości”) służy w 300. dywizjonie bombowym i stacjonuje obok Lincoln. Jest właścicielem kilkunastu szalików: – Kontakty nawiązuje się w wiejskich klubach, panie starsze, my bardzo młodzi. Można powiedzieć, że z braku mężów i synów opiekują się nami na różne sposoby. Te znajomości, oczywiście, nie mogły przetrwać próby czasu.

Jeden z bohaterów książki Adama Zamoyskiego, lotnik, notuje w pamiętniku: „Mieszkańcy są nadzwyczaj mili dla Polaków. Zaczepiają na ulicy, zapraszają na piwo i whisky, uczą języka. Może dlatego, że nas za mało znają?”.

W połowie 1940 roku brytyjskie kobiety zaczynają się żegnać z przypisaną im rolą społeczną. Lokalni mężczyźni, którzy nawet przed wojną nie patrzyli im głęboko w oczy (opinia Cata), pojechali do swoich jednostek. Dziewczęta, zatrudniane jako personel pomocniczy, mają poczucie wartości i czują się niezależne. My umożliwiamy katharsis. Adam Zamoyski: „Po przyjeździe do Blackpool ewakuowani z Francji lotnicy wysłuchali pogadanki brytyjskiego oficera, który powiadomił ich, że Anglia to nie Francja i że jedyna droga do łóżka dziewczyny wiedzie przez ołtarz”. Oficer nie do końca ma rację. Po pierwszej randce Wacław Król wspomina w dzienniku: „Do you love me? – spytała na odjezdnym. Jest bardzo miła, ale nie może przecież w ten sposób zdobywać chłopca!”. Wstrząśnięty jest także Stanisław Zumbach, legendarny pilot Dywizjonu 303. Był zadowolony, że na drugiej randce przespał się z dziewczyną. Ale z jej dzienniczka dowiaduje się, że jest trzydziestym polskim pilotem zaliczonym przez nią w ciągu ostatnich miesięcy.

W weekendy do Blackpool zjeżdżają dziewczyny nawet z bardziej odległych hrabstw. Zamoyski: „Niektóre […] stały się wspólnym dobrem, ich miłosny szlak wiódł bowiem przez całe dywizjony. Byliśmy rozrywani i przechodziliśmy z rąk do rąk. Dziewczyny wpadały na nas i wciągały do tańca” – opisuje lotnik zabawę robotnic w Nottingham, gdzie na jednego żołnierza wypada sto dziewcząt.

Oczywiście i na miodowym etapie obie strony dostrzegają nawzajem drobne usterki.

Oni przygadują: nasza nienawiść do Niemców jest przesadna i wyraża się niepotrzebnym strzelaniem do pilotów wyskakujących ze spadochronem z zestrzelonej maszyny, nasze poczucie humoru jest wąskie i zaściankowe, oficerowie – bufonowaci (dowódca Polskich Sił Powietrznych generał Zając odmawia zabawy po godzinach w ciuciubabkę z workiem na głowie), nasze rozpaczanie nad poległymi zdaje się nie mieć końca, podobnie jak omawianie każdej akcji.

My z kolei nie lubimy: nijakiej kuchni, ciszy przy śniadaniu, pustych rozmów, rytualnego formowania kolejek. Drażni nas trochę, kiedy oni rzucają robotę, gdy tylko rozlega się dzwonek na herbatę.

Do stacjonującego w Scarborough polskiego dywizjonu przychodzi liścik od niejakiej Betty Sheard: „Szanowni państwo, czy wasi lotnicy mogą przestać się bawić w kotka i myszkę nad naszymi głowami? Latali niestosownie w niedzielę 22 czerwca, kiedy piliśmy herbatkę”. Liścik zostaje starannie wklejony do kroniki dywizjonu.
To na razie drobiazgi. Niektórzy Brytyjczycy idąc na zabawę, wciąż naszywają sobie na rękawach pożyczone naszywki POLAND oraz udają obcy akcent.

Etap 4. Znudzenie
Uniesienie nie może trwać długo. 22 czerwca 1941 roku Niemcy atakują Rosję, która przechodzi na stronę aliantów. W grudniu Japończycy uderzają na Pearl Harbour i do wojny przystępują Amerykanie. Sytuacja Brytyjczyków już nie jest beznadziejna: wojna będzie się toczyć co najmniej na dwa fronty. Hitler zacznie tracić siły. Z jednej strony nowa sytuacja niezwykle nas cieszy: Rosjanie zwolnili z obozów kilkadziesiąt tysięcy Polaków, z których generał Władysław Anders zaczyna formować armię. (Rosjanie nie dają gwarancji, że będzie mógł ją wyżywić i uzbroić, więc wyprowadza ją z Rosji na Bliski Wschód, pod komendę brytyjską). Z drugiej strony jest nam przykro. Winston Churchill przestaje się nad nami pochylać z czułością. Zaczyna za to powtarzać, że musimy zrozumieć, iż Sowiety „mają potencjał”. I nie krzywić się, że powojenne granice Polski mogą być uszczknięte od wschodu.

W londyńskim programie BBC pewnego grudniowego wieczora brzmi Międzynarodówka – rzecz nie do pomyślenia jeszcze kilka tygodni wcześniej. Gazety zaczynają być obojętne, a potem nawet wrogie. W złośliwych artykułach celują „The Guardian” i „New Statesman”. Przyjmują linię prosowiecką i otwarcie podważają wiarygodność polskiego rządu emigracyjnego. Wkrótce dołączają do nich „News Chronicle” i „Star”. Cat: „W miarę upływu wojny stało się dla mnie jasne, że Anglicy celowo i prowokacyjnie popchnęli Hitlera w stronę Polski, aby jego pierwszy atak śmiercionośny odwrócić od Zachodu. Coraz wyraźniejsza była różnica rachunku krwi angielskiej i naszej, wzruszanie ramion nad naszymi interesami narodowymi. W prasie ukazuje się coraz mniej artykułów o polskim bohaterstwie, za to więcej o pijaństwie i cudzołóstwie”.

Na Wyspach pojawiają się żołnierze amerykańscy. Mają ładniejsze mundury, kąpią się codziennie, używają dezodorantów. Mają gotówkę, czekoladę i gumy do żucia. Lady Jersey jest znudzona rolą „mamy” polskich chłopców i zaczyna dla odmiany wydawać przyjęcia dla oficerów amerykańskich. Amerykanie to nowość, Polacy to element zasiedziały. Już nie dostają pończoch do przytulania.

W Blackpool, który jest głównym ośrodkiem polskiego lotnictwa, gdzie się czeka na przydział bojowy, zaczyna być nudno. Pije się bardzo dużo i zajmuje przygodnymi paniami. Jesteśmy pozywani w sprawach rozwodowych, o pijaństwo i o rozbój. „Pierdol wszystko w dupę, taki nasz los zasrany – pisze do kolegi nasz lotnik z Blackpool, jeden z bohaterów Orłów nad Europą. – Ja teraz tylko piję, bawię się i pierdolę”.

Brytyjki też już się nudzą. Pewnego polskiego lotnika nieoczekiwanie rzuca piękna rozwódka, z którą ma romans. Lotnik prosi więc kolegę, aby ten dowiedział się o przyczynę. Angielka wyjaśnia: „Mówiono mi, że Polacy są wspaniali i robią to zupełnie inaczej. Teraz widzę, że tak samo, a ja tak naprawdę nigdy nie lubiłam seksu”.

Etap 5. Zdrada
Zaczynamy wyraźnie zawadzać. Jest coraz gorzej. 13 kwietnia 1943 roku w lesie katyńskim Niemcy odkrywają masowe groby polskich oficerów. I Polacy, i Niemcy zwracają się do Czerwonego Krzyża o zbadanie sprawy mordu. Rosja oskarża nas o współpracę z nazistami i zrywa kontakty. Wiemy, że Brytyjczycy zdają sobie sprawę, że Katyń to zbrodnia rosyjska, ale nie chcą tego powiedzieć głośno. Churchill wspomina o tym nawet w swoich pamiętnikach: „To była jedna z tych spraw, o których pełna wiedza nie była ani potrzebna, ani pożądana”. (Inną taką sprawą jest eksterminacja Żydów na naszych terenach, o czym donosi kurier Jan Karski). Krążenie wokół trzyletnich grobów, tłumaczy Churchill, nie przyniesie nikomu nic dobrego. My jeszcze pytamy: wybierzesz komunistę i zdrajcę czy nas, lojalnych, choć nielicznych? On jeszcze nie chce mówić, kogo wybiera, i prosi, byśmy spróbowali dogadać się ze Stalinem. Na konferencji w Teheranie będzie postanowione, że Polska zostanie w strefie operacyjnej Armii Czerwonej. (Prezydent Roosevelt prosi, by utajnić na chwilę ustalenia względem Polski. Liczy na głosy amerykańskiej Polonii w nadchodzących właśnie wyborach, nie chce żadnej awantury).

Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. 4 lipca nad Gibraltarem rozbija się wojskowy liberator, w którym ginie naczelny wódz Władysław Sikorski. Jego następcą jest teraz ugodowy wobec Rosji Stanisław Mikołajczyk, a naczelnym wodzem generał Kazimierz Sosnkowski, który nie ma zamiaru układać się z Rosjanami. Drażni Brytyjczyków. Churchill zaczyna nas uważać za pieniaczy i już nie kryje, że zostawi nas dla Sowietów. Źle przyjmuje decyzję o powstaniu warszawskim, choć podejmuje próbę wysłania kilkuset samolotów z pomocą i naciska na Rosjan, by pozwolili im lądować. Nie chce, by Armia Krajowa wchodziła w otwarty konflikt z Rosjanami.
Już wiemy: zostaliśmy zdradzeni.

Sytuacja Krzysztofa Muszkowskiego stacjonującego w Midlandach również przestaje być beztroska.

– Anglikański biskup miasta Lincoln, obok którego stacjonowali piloci bombowców, był miły i na wieży katedry zapalał czerwone światło dla powracających z akcji. Miał dwie córki, z którymi grywałem w tenisa. Obie już trzydziestoletnie, sympatyczne, ale paskudne. Biskup zapraszał co niedziela na herbatę i sherry. Mówiłem po angielsku, więc prosił, bym przyprowadzał kolegów, a córkom kazał recytować Szekspira. Byłem w trudnej sytuacji, bo koledzy nie byli chętni do poważnego związku z żadną z nich, a raczej do zabawy. Biskup myślał, że już ma z głowy córki, a ja, niestety, musiałem biskupa przepraszać. Był rozczarowany, nabrał dystansu do Polaków.

Adam Zamoyski cytuje dowódcę myśliwskiego dywizjonu: „O ile dziewczyna angielska jest miłą towarzyszką na dancingu, w barze czy na przechadzce, o tyle nie nadaje się na żonę Polaka, który z wychowania ma inne poglądy na rolę kobiety w życiu domowym”.

Wielebny Cox, cytowany przez Zamoyskiego przełożony Zgromadzenia Kościoła Szkocji, wyraża z kolei sceptycyzm co do małżeńskich zapędów Brytyjek: „W wielu krajach panują niedopuszczalne z naszego punktu widzenia warunki, które życie kobiety mogą uczynić nieznośne”. „Daily Herald”: „Jedno lub dwurodzinne domy stanowią w Polsce równą rzadkość, jak banany w Anglii w obecnej chwili”. I jeszcze: „Łazienki, bieżąca woda, kanalizacja, elektryczność i gaz, kino w bliskim zasięgu – to tylko kilka wśród tych drobnych udogodnień, które nieskończenie rzadziej można spotkać na wsi polskiej niż angielskiej. […] Blask Jankowego munduru, podniecenie młodzieńczej miłości, urzeczenie rozkosznym akcentem i obcą intonacją, która z każdej banalnej uwagi czyni perełkę, mogą nie przetrzymać powrotu do Polski”. Autor kończy apelem do kobiet: „Nie róbcie tego!”.

Generał Stanisław Sosabowski, dowódca Samodzielnej Polskiej Brygady Spadochronowej, wspomina dziesiątki listów, które przychodzą od angielskich dziewczyn. Informują one, że są w ciąży z polskimi żołnierzami. Sosabowski powołuje oficera do spraw rodzinnych, który obsługuje korespondencję z paniami oraz wysyła zapomogi. Oficer pracuje na pełen etat.

Etap 6. Rozwód
Od końca 1944 roku przestajemy się więc dla nich liczyć i nie zmienia tego nawet krwawa bitwa o Monte Cassino, w której ginie niemal tysiąc żołnierzy Andersa (350 zaginionych i 2,5 tysiąca rannych). Wpływ naszego rządu emigracyjnego na sytuację polityczną Polski maleje dramatycznie, by zniknąć ostatecznie w roku 1945. W lutym na konferencji w Jałcie oni wierzą Rosjanom, którzy obiecują, że w Polsce będą wybory i wolność. My mamy wciąż nadzieję, że Brytania się opamięta, ale Stalin jest dla niej bardziej atrakcyjny.

Nasz rząd postanawia nie wracać do komunistycznej Polski i prowadzić państwo na uchodźstwie. Prawie 200 tysięcy żołnierzy i cywilów też nie wraca z Wysp Brytyjskich. Anglicy nie mogą zrozumieć, że nie chcemy mieszkać nad Wisłą. W lipcu 1945 roku zrywają oficjalne stosunki z rządem emigracyjnym, wolą proradziecki warszawski. Ich nowy premier Clement Atlee już nie protestuje, gdy nazywa się nas w prasie faszystami i antysemitami. W 1946 roku nie zaprasza nas nawet na londyńską Paradę Zwycięzców (idą jedynie lotnicy, bo RAF grozi, że bez nich wcale nie pójdzie). Cat pisze rozżalony: „Znajomi angielscy, którzy od lat utrzymywali stosunki z bogatymi rodzinami polskimi (nawet do tych rodzin do Polski przyjeżdżali), przestali u nich bywać i zapraszać. Z eleganckiego Klubu Świętego Jakuba, który tradycyjnie był otwarty dla dyplomatów, wyrzucono Polaków z wyjątkiem kilku osób”. Ponad połowa Brytyjczyków chce, żebyśmy się wynieśli w ogóle.

Prawda jest jednak taka, że nie tak łatwo się rozstać. Niezależnie od statusu klasowego wciąż potrafimy robić wrażenie, jeśli tylko ruszymy się z własnego getta. Krzysztof Muszkowski wspomina pana Władka z Podlasia, który w 1946 roku żyje w obozie PKPR (Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia) w Szkocji i robi wrażenie na arystokratce. Zgłasza się na kurs rolniczy, a potem czyta ogłoszenie, że potrzebny jest człowiek do koni w zamku West Lohian. Tak poznaje strzelistą lady Joan, która kocha konie, a jej mąż rozmowy o polityce i whisky Single Malt. Lady zachwyca się Władkiem, który pięknie po polsku rozmawia z końmi, a one go słuchają. Zwłaszcza Kasia, ukochana klacz Joan. Następne lata lady spędza raczej w stajni niż we własnym salonie. „Byliśmy tacy szczęśliwi” – opowiada po latach. Aż nadchodzi list z Czerwonego Krzyża z informacją, że stara matka Władka we wsi na Podlasiu chce przed śmiercią zobaczyć syna. Kochankowie płaczą, Władek wsiada na statek w porcie Dundee. Po sześciu miesiącach do zamku przychodzi kartka pocztowa napisana z błędami przez wiejską nauczycielkę. Władek pyta, czy Kasia zdrowa. Pisze, że bieda. Lady Joan nie waha się ani chwili. Nie upływa miesiąc od nadejścia kartki, kiedy klacz Kasia płynie z Dundee na Podlasie. Pomoże Władkowi w wiosennej orce.

Wojna rozdziela rodziny. Szeregowy J. K. pisze do „Dziennika Polskiego” w 1950 roku: „Opuściłem Polskę w 1939 roku. Żona z dwunastoletnim synem została w Warszawie. Rozwiodła mnie i wyszła za innego”.

Inne żony wciąż tęsknią. Do 1947 roku można je jeszcze przemycić na Wyspy. Albo fortelem wywieźć w przebraniu. Nowe władze w Polsce chętnie wypuszczają osoby pochodzenia żydowskiego. Bliscy generała Nikodema Sulika podają się za rodzinę żydowską, żeby połączyć się z mężem i ojcem. Za wywózkę trzeba jednak słono płacić, więc większość żon i dzieci zostaje jednak w kraju. Powtórna szansa na wyjazd pojawi się dopiero po śmierci Stalina. Nie wszystkie związki to wytrzymują.

Etap 7. Obojętność
Oni przestają nas namawiać na wyjazd mniej więcej w 1946 roku. Organizują Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia. To jest organizacja paramilitarna, w której 120 tysięcy naszych żołnierzy powinno nauczyć się języka i potrzebnego na Wyspach zawodu. Pracujemy w rolnictwie i górnictwie. Nie możemy być urzędnikami, nawet listonoszami. Dopiero w latach pięćdziesiątych zaczynamy zakładać własne firmy. W Ministerstwie Edukacji działa polski departament, który zdolnym rozdziela stypendia na uniwersytety.

Uczymy się żyć na Wyspach. Chcemy mieć polskie żony, chociaż i w tym wypadku zdania mamy podzielone. Krzysztof Muszkowski uważa, że z Angielkami żenimy się wyłącznie dla pieniędzy. Na związek romantyczny nie mielibyśmy szans. Z kolei pan M., syn kresowych ziemian żeni się z Angielką, bo panie z polskiego getta wydają mu się nudne.

– Odczekałem do czterdziestego czwartego roku życia. Miałem pieniądze i pozycję. Wybrałem pannę z arystokratycznej rodziny. Jest uległa i ma związki z Windsorami. Przeszła na katolicyzm, jest łagodna i nie wnika w moje przelotne przyjaźnie. Czy Polka by na nie pozwoliła?

Polek jest jak na lekarstwo, wybierają oficerów z wyższym żołdem. Nieoficerowie są więc skazani na Brytyjki. Czy Brytyjki w ogóle nadają się na polskie żony? Tym martwi się polski Kościół katolicki. Pan Misiakowski, członek Katolickiej Rady Polskiego Dobrobytu, podnosi tę sprawę na spotkaniu 14 lutego 1947 roku (walentynki!). Niepokoi go powojenne życie randkowe. Ponieważ żołnierze tkwią na samym dole drabiny społecznej w obcym kraju (bez znajomości języka, bez zawodu), za żony biorą dziewczyny z jeszcze niższym statusem. Czasem trafiają się takie, które w ogóle nie powinny być żonami. Tak więc Misiakowski jest zdania, że należy w parafiach organizować potańcówki z tanimi wejściówkami, aby polski żołnierz mógł znaleźć sobie wierzącą, niebojącą się kościoła żonę.

Odnotowuje się także przypadki bigamii. Wynikają czasem ze złej woli, a czasem z niewiedzy. Często dochodzi do nich z powodu polityki. W 1941 roku, po umowie Sikorski–Majski, kiedy wywiezieni Polacy mogli opuszczać Rosję, obowiązywała tajna instrukcja wojskowa, by żołnierze żenili się z samotnymi kobietami, by mogły one wyjechać z Rosji jako rodziny żołnierzy. Teraz katoliccy księża boją się udzielać ślubów, więc w wielu parafiach dochodzi do buntów.

Mimo że wielu mężczyzn czekało na odwilż, żeby poślubić dziewczynę z Polski, w 1947 roku zawarliśmy już pięć tysięcy małżeństw mieszanych. W parafii św. Ethelberta w Slough w 1947 roku dwie Brytyjki poślubiły polskich żołnierzy. Do 1952 roku udzielono w tej parafii jeszcze dziewiętnastu ślubów. W 1947 roku socjolog Tadeusz Sulimirski przebadał aż osiemset małżeństw mieszanych. Zapytał o datę ślubu, a następnie urodzin pierwszego dziecka. W końcu wyliczył, że trzydzieści procent dzieci urodziło się za wcześnie.

Etap 8. Wściekłość
Wciąż nie możemy zapomnieć, że oni nas zdradzili. Dlatego teraz mówimy głośno, co myśleliśmy już dawno. W cytowanej już książce Cat-Mackiewicz pisze więc otwarcie, że cechą narodową Anglika jest po prostu sadyzm (strona 33), że wskaźnik morderstw dzieci jest najwyższy w Europie (strona 36), koleje w Anglii są najgorsze na świecie, Angielki to najbrzydziej ubrane kobiety, a Londyn to szczyt ohydy (strona 46).

I jeszcze podsumowuje z pogardą: „Pojęcie honoru dla Anglika nie istnieje, a wojna jest takim samym interesem jak każdy inny, rozpoczyna ją tylko wtedy, kiedy ma szansę ją wygrać, kiedy przyniesie realne korzyści. […] Nasze ulubione hasła w rodzaju: »Poszli nasi w bój bez broni« – byłyby w Anglii uważane nie tylko za dowód choroby umysłowej, ale także za zbrodnię”.

Etap 9. Trwanie
Kiedy miłość polityczna zmienia się w niechęć, „Dziennik Polski” zaczyna się przyglądać życiu byłego żołnierza i ogłasza ankietę dla polsko-brytyjskich małżeństw. O swoim życiu opowiadają polscy emigranci i ich niepolskie żony. Badanie nie jest całkowicie reprezentatywne, ponieważ biorą w nim udział tylko czytelnicy polskiej prasy. Ale odpowiada prawie 530 par. Komentując otrzymane listy, „Dziennik” zauważa, że niektóre (około 20) świadczą o poważnej różnicy poziomu intelektualnego między małżonkami. Na korzyść żon. Być może, zastanawia się „Dziennik”, angielskie żony nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy. Jak długo to potrwa? Jedna z pań, ucząc się systematycznie polskiego z książek i radia, doszła do wniosku, że znacznie lepiej rozumie polskie audycje niż swego męża: „On musi chyba mówić gwarą? Ale jaką?”. Wyniki zaskakująco dobrze świadczą o pożyciu.

Pan P. J. z Bicester: „Przedtem dużo piłem i hulałem. Dziś to się skończyło. Prowadzę się porządnie, nie napiera na mnie policja. Doprawdy, dziwię się, że tak mnie umiała zmienić siedemnastoletnia dziewczyna. Wielu twierdzi, że Angielka tylko zdolna do szminkowania i palenia papierosów. Jednak to nie jest prawda. Ja jestem stale oprany, wycerowany… Wszystko potrafi zrobić jak przeciętna dziewczyna w Polsce”.

Spośród stu osiemdziesięciu ankiet wypełnionych przez kobiety, szesnaście uznaje swoich mężów za zupełnie wyjątkowych (quite exceptional). Pozostałe podkreślają, że mężowie spędzają mniej czasu w pubie niż angielscy mężczyźni, pamiętają o nowych sukniach, pomagają w kuchni. Są dobrzy zwłaszcza w kwestii pożycia fizycznego, którą na przykład mąż pani M. Z. z Wiltshire „traktuje w sposób naturalny i zdrowy, a do której przeciętny Anglik ustosunkowuje się wstydliwie”.

„Dziennik Polski” pyta niespokojnie, czy Polakom pożenionym z Angielkami grozi wynarodowienie. I od razu odpowiada: trudno powiedzieć, co by to miało znaczyć.
Pan K. L. z Glasgow. „Syna (4 latka) nie uczymy polskiego, bo jeszcze za młody. […] Przez pięć lat biedowaliśmy z żoną, nie mieliśmy mieszkania, tylko włóczyliśmy się jak Cygany. Aż wpadłem po rozum do głowy i zmieniłem nazwisko na szkockie. Mieszkanie dostałem i dziś żyję jak gentleman w Szkocji. Nie staram się o naturalizację, bo się nie wstydzę swojej narodowości”.

Pan O. K. z Londynu: „Opowiadam żonie o historii, o pogodzie, o ukształtowaniu kraju, o polach, że nie ma zagród kamiennych, jaka była swoboda i wolność każdego obywatela. O lasach, zwierzętach i dużych naszych borach, lecz trudno mi jeszcze idzie, bo dobrze nie opanowałem angielskiego”.

Ankieta drukowana co wtorek przez siedem tygodni kończy się ogólnymi uwagami małżonków na temat swoich połówek.

Pani P. K. z Essex: „Mój mąż robotnik i jego koledzy potrafią wstrzymać się od palenia i picia, byle mieć tylko na porządne ubranie. Mąż wygląda elegancko nawet w roboczym ubraniu. Nie mogę się jednak pogodzić ze zwyczajem wkładania siatki na noc i robienia sobie loków po umyciu głowy”.

Brenda Z. z Devon: „Ach, dlaczegóż niektórzy Polacy nie zdają sobie sprawy, ile szkody wyrządzają swojej (narodowej) sprawie, wdając się w długie dyskusje polityczne, pełne skarg osobistych z każdym przygodnie poznanym znajomym”.

Etap 10. Uwrażliwienie
W latach osiemdziesiątych Lech Wałęsa zwraca ideologiczną uwagę na starszą od siebie (rocznik 1925) Margaret Thatcher. Widać, że iskrzy. Jej rząd lojalnie ogłasza sankcje dla PRL u po wprowadzeniu stanu wojennego. Do Hyde Parku na demonstrację przeciwko stanowi wojennemu przychodzi 21 grudnia (zimno, szwankuje komunikacja miejska) 20 tysięcy ludzi. Coś niesamowitego.

Wielu Polaków, ofiary reżimu i emigranci, dostaje na Wyspach schronienie i szansę na nowy start.

Królowa Matka mówi na prywatce urodzinowej, którą urządza w sierpniu w swoim szkockim zamku Mey: – Modlę się do Boga o Polskę.
Jesteśmy wdzięczni, ale wciąż wrażliwi. Mamy powody, żeby nadal domagać się przeprosin. Poniżej lista ważniejszych powodów.

W 1985 roku telewizja BBC emituje francuski film Shoah, w którym nadmienia się, że w czasie wojny i zaraz po niej miały w Polsce miejsce wystąpienia antysemickie.
W 1987 roku można w tejże BBC oglądać serial telewizyjny Struggles for Poland, w którym też wzmiankuje się podobne incydenty (reżyserem trzech z sześciu odcinków jest Bolesław Sulik, syn generała Nikodema Sulika). Po tych wydarzeniach londyńska emigracja powołuje do życia Komitet Obrony Imienia Polskiego (przekształcony później w Komitet Obrony Spraw Polskich), który wzywa do protestów przeciwko tendencyjnemu przedstawianiu spraw narodowych.

W 2008 roku po drobiazgowym zapoznaniu się z niemal 300 tytułami prasowymi, portalami internetowymi oraz audycjami telewizyjnymi Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii (zrzeszające organizacje polskie) przedstawia Komisji do Spraw Równości i Praw Człowieka raport dowodzący, że Polacy w Wielkiej Brytanii są rasowo dyskryminowani. W 2008 roku odnotowuje się sześćdziesiąt incydentów anty-polskich. W Blackpool kobieta zatrudniona w pubie została nazwana „polską krową” i poradzono jej, by się wynosiła do swojego kraju („Lancashire Evening Post”). W Mansfield pijany człowiek uderzał śmietnikiem na kółkach w drzwi mieszkania wynajmowanego przez Polaka, robiąc przy tym rasistowskie uwagi (chad.co.uk). W Glasgow dziewiętnastolatek mordował węgierskiego kierowcę, krzycząc: „Właśnie zabijam Polaka!” („Scotsman”).

Zjednoczenie Polskie wzywa rząd Jej Królewskiej Mości do natychmiastowej reakcji na te akty nienawiści.

W październiku 2009 roku Stephen Fry, komik i aktor, w rozmowie telewizyjnej wyraża zaniepokojenie wyborem prawicowego polityka Michała Kamińskiego na szefa europejskiej frakcji konserwatywnej, do której należy też Wielka Brytania. Kiedyś Kamiński o gejach mówił „pedały”, uczestniczył też w dziękczynnej wycieczce do Augusto Pinocheta, co zbulwersowało Fry’a. Komentując ten wybór, Fry dodaje, że znający historię wiedzą, jak destrukcyjny może być polski katolicyzm: „Wiadomo, gdzie zbudowano Auschwitz”. Polska ambasada wzywa komika do przeprosin za szkalowanie Polski. Stephen Fry przeprasza oficjalnie i przepełniony poczuciem winy występuje nieodpłatnie jako lektor w nagraniu audiobooka z wierszami Czesława Miłosza oraz książki First to Fight o wysiłku bojowym Polaków. (Książkę napisał Marek Stella-Sawicki, działacz znany z budowy pomników Fryderyka Chopina w Wielkiej Brytanii. Postawił ich już pięć, ostatni w Manchesterze).

W lecie 2009 roku w programie Top Gear dziennikarz Jeremy Clarkson zażartował, że nowy VW Scirocco, mógłby przejechać z Berlina do Warszawy na jednym baku. Ambasada wysłała notę protestacyjną do BBC i podkreśliła, że żarty z hitlerowskiego najazdu na Polskę w kontekście śmierci 6 milionów obywateli polskich są niewłaściwe.

Matthew Day, dziennikarz, który relacjonuje dla „Daily Telegraph” powyższe incydenty, sądzi, że nawet jeśli Clarkson przeprosi, to nie będzie wiedział za co.
– U nas historia w ogóle nie budzi emocji.

W tym czasie socjolog Michał Garapich z uniwersytetu w Roehampton badający zachowania emigrantów w Zjednoczonym Królestwie, zauważa Polki, które wychodzą za mąż raczej za muzułmanów. To jest obecnie jeden z częstszych powodów konwersji na islam w tym kraju. W relacjach między Polkami a Brytyjczykami, mówi, odnotowuje się nieinteresujący zastój.

Adam Komarnicki, do niedawna prawnik Pricewaterhouse-Coopers w Londynie, tłumaczy: – Angielki są po prostu dla nas mało atrakcyjne: dość płaska fizjonomia, brak przywiązania do rodziny, powierzchowne relacje. Za to polscy mężczyźni są nieatrakcyjni już dla każdej nacji, nie tylko dla Angielek. Ani z nas skandynawscy bogowie, ani latino kochankowie. Nie ubieramy się dobrze, nie pachniemy i nie mówimy po angielsku. Nie wyobrażam sobie, żeby koleżanki spotykającej się z Polakiem dziewczyny powiedziały: „Wow, złapałaś Polaka”.

Garapich uważa, że Polacy zbliżą się do Brytyjczyków dopiero wtedy, kiedy się zgodzą na żarty i złośliwości pod własnym adresem. To może być trudne. Caitlin Moran, dziennikarka „The Times” uważa bowiem, że z Polaków trudno w ogóle zacząć porządnie żartować, bo wiedza o nas jest bardzo znikoma. Moran wymienia, co o nas wiedzą: Polska bardzo słabo broniła się na początku II wojny światowej, Polacy są pracowici i lubią kiszonkę.

Komik Arthur Smith: – Gdyby tak znaleźć polskiego komika, który zechciałby opowiedzieć o sobie w żartobliwy sposób… Na londyńskiej scenie komediowej występują już Niemcy, Holendrzy, Australijczycy, Kanadyjczycy, nie ma ani Polaków, ani Czechów, ani Litwinów.

I jeszcze radzi: – Najlepszą reakcją na żarty o Polakach będą dowcipy o Anglikach. Odgryzajcie się, walczcie, obśmiewajcie. Pokochamy was.

Reportaż pochodzi z książki Ewy Winnickiej „Londyńczycy”, Wydawnictwo Czarne 2011.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną