Podobno starsi ludzie znacznie częściej niż młodsi decydują się na długoterminowe lokaty w banku. Być może dlatego, że młodość jest niecierpliwa, a może powodem jest to, że im jesteśmy starsi, inaczej odczuwamy czas. „Rok starego człowieka to znacznie mniej niż rok dziecka, a nawet młodzieńca” – zauważył w swych wspomnieniach filozof Władysław Tatarkiewicz.
Nad tym paradoksem zastanawiał się też słynny matematyk Hugo Steinhaus, próbując tłumaczyć go perspektywą, z jakiej patrzymy na dany odcinek czasu. Wyliczył, że rok dla dwuletniego dziecka to połowa życia, a dla pięćdziesięciolatka to zaledwie dwa procent czasu, który przeżył, i proporcja ta z każdym dniem życia staje się coraz mniej korzystna.
Gwałtownego przyspieszenia czasu doświadczamy w okolicach trzydziestych urodzin. I o ile my, zwykli śmiertelnicy, możemy na to jedynie ponarzekać, naukowcy uzbrojeni w wyrafinowane narzędzia badawcze postanowili nie poddać się łatwo. Psychologowie i neurobiolodzy, sprawdziwszy, że z ich zegarkami wszystko w porządku, doszli do wniosku, że czasowe przyspieszenie musi wynikać raczej z zaburzeń percepcji czasu. A skoro tak, to przyczyny takiego stanu rzeczy należy poszukiwać w naszych mózgach. Gdzie kryje się w nich guzik szybkiego przewijania? Czy kiedy go już namierzymy, uda nam się go wyłączyć i chwilę odsapnąć?
Czas spadać
Pewnym tropem dla poszukiwaczy stały się obserwacje, z których wynika, że w niektórych sytuacjach czas nie przyspiesza, a wręcz... zwalnia. Bo skoro raz pędzi, a raz się wlecze, to może jednak da się nim jakoś manipulować? A zatem?
Pamiętacie może, co dzieje się w naszych głowach w chwilach zagrożenia? Każdy, kto choć raz przeżył taką sytuację, dobrze wie, o co chodzi.