Ja My Oni

Krzyk ciała

Stan naszej skóry może w dużym stopniu wpływać na kondycję psychiczną. Ale istnieje też zależność odwrotna: rozchwiana, nadwyrężona psychika może dewastować ­skórę. Stan naszej skóry może w dużym stopniu wpływać na kondycję psychiczną. Ale istnieje też zależność odwrotna: rozchwiana, nadwyrężona psychika może dewastować ­skórę. George Peters/iStockphoto/Getty Images / FPM
Jak to, co dzieje się w psychice, mamy wypisane na swojej skórze.

Nie wyjdę z domu, nie ułożę sobie życia, wolę umrzeć, niż pokazywać się ludziom. Udręka tysięcy osób, zwłaszcza młodych, których twarz pokrywa trądzik, cierpią na atopowe zapalenie skóry lub dotyka ich łuszczyca – nie zna granic. Jesteśmy trędowaci, żyjemy jak zadżumieni – takie wpisy na forach internetowych to wcale nie rzadkość. Najbliższe otoczenie bagatelizuje te problemy: weźcie się w garść! Krostki, łuszczące się placki czy swędzące łuski – takie przecież byle co; są na świecie poważne choroby, przysparzające prawdziwego cierpienia.

Tego rodzaju argumenty bolą najbardziej. Bo nikt z trądzikiem czy łuszczycą nie próbuje porównywać się z chorymi na raka lub cukrzycę, ale nie oznacza to, że ich cierpienie należy ignorować i umniejszać. Tak może pomyśleć tylko ktoś, kto nie widzi na co dzień w lustrze swojej twarzy pooranej czerwonymi bruzdami, albo ten, kto nie będzie bez przerwy musiał się drapać lub nakładać na siebie pół słoika maści: kleistej, tłustej, cuchnącej. Co z tego, że ciało z powodu chorób skórnych nie umrze, skoro doprowadzają one psychikę do stanu permanentnego wyczerpania?

Stan naszej skóry może więc w dużym stopniu wpływać na kondycję psychiczną. Ale istnieje też zależność odwrotna: rozchwiana, nadwyrężona psychika może dewastować ­skórę.

Lustro

Skóra na pierwszy rzut oka to gładka powłoka. Chronimy ją przed zmarszczkami, bo tkwi w tym bardziej pokusa oszukania czasu niż świadoma opieka nad jej przedwczesnym zużyciem. Po rozciągnięciu można by nią przykryć półtorametrowy, kwadratowy stół – żaden inny narząd nie zająłby tak dużej powierzchni. W naszej świadomości jednak nie jest to organ istotny, a przynajmniej ustępuje ważnością sercu, wątrobie czy żołądkowi. Tymczasem jej funkcje trudno przecenić: poprzez naskórek organizm kontaktuje się z otoczeniem, dzięki swojej warstwowej budowie chroni nas przed światem zewnętrznym, reguluje również odporność ustroju. Wreszcie – skóra jest lustrem naszego zdrowia. Może się w nim odbijać wiele niewidocznych gołym okiem zaburzeń. Takich chociażby, jak problemy z wątrobą lub pęcherzykiem żółciowym (cera może być wtedy zażółcona), niedokrwistością i niedoborem żelaza (jest blada), nadczynnością tarczycy (zaczerwieniona). Częste zmiany grzybicze naprowadzają na cukrzycę, podkrążone oczy – na niewydolność nerek. (To, oczywiście, są uproszczenia i nie należy wyciągać z samodzielnych obserwacji twarzy lub dekoltu zbyt pochopnych wniosków).

Nie od dziś wiadomo, że silny związek między psyche a somą występuje w wielu schorzeniach, takich jak cukrzyca, alergie, choroby nowotworowe. Depresja i lęki, załamania nerwowe, niepowodzenia w pracy mogą wyzwalać nie tylko bezsenność czy palpitacje serca, ale też stymulować zmiany widoczne gołym okiem.

Kiedy stajesz oko w oko ze stresem (jak wynika z badań, najbardziej szkodliwy jest ten, którego doświadczamy, utraciwszy wpływ na sytuację), serce bije mocniej, przyspiesza puls, wzrasta ciśnienie krwi, oddech staje się szybszy, a mięśnie napięte. Te wszystkie reakcje wywołują impulsy, które drogami nerwowymi docierają do ośrodkowego układu nerwowego. W przysadce wydzielają się duże ilości hormonów, podobnie reagują inne gruczoły dokrewne. Skóra nie może pozostać obojętna wobec tak wielu zmian, bo znajdują się w niej przecież zakończenia nerwowe oraz naczynia krwionośne zapewniające komunikację między zmysłami, mózgiem i wnętrzem całego organizmu. Stąd pojawienie się gęsiej skórki, czerwonych plam i kropel potu.

Wydłużenie sytuacji stresowej pomaga zaadaptować się do nowych warunków, ale nie odbywa się to bez konsekwencji – zbyt duże dawki hormonów zakłócają pracę układu odpornościowego, stajesz się bezbronny i mniej odporny na infekcje. Stres aktywuje hormony nadnerczy oraz autonomiczny układ nerwowy, co z kolei stymuluje wydzielanie neuropeptydów skórnych i sprzyja reakcjom zapalnym. Doświadczenie podpowiada dermatologom, że negatywne emocje zaostrzają przebieg chorób, z którymi zgłaszają się do nich pacjenci. Wykwity na skórze po prostu widać, trudniej je ukryć – już choćby dlatego objawy te stają się z punktu widzenia dotkniętych nimi ludzi bardziej intensywne i bolesne.

Piętno

W ostatnich latach medycyna psycho­somatyczna przeszła długą drogę: początkowo uważana za medyczną herezję, dziś rozkwita. Jak mówi dr Iwonna Michalak, która jest dermatologiem i pracuje w łódzkim Centrum Medycznym Dermed, lekarze jej specjalności zawsze zdawali sobie sprawę z powiązań między skórą a psychiką i stresem, ale psychodermatologia wciąż jeszcze poszukuje odpowiedzi na wiele fundamentalnych pytań. Na przykład: w jakim stopniu stan emocjonalny pogarsza stan skóry, czy taka korelacja zdarza się zawsze, czy tylko wyjątkowo u osób mających szczególne predyspozycje? Co jest przyczyną, a co skutkiem tych zaburzeń? Poczucie wstydu z powodu trądziku lub łuszczycy narasta, co z kolei napędza liczne frustracje i wyzwala niepokój. Autorzy niektórych badań piszą, że pacjenci nieraz celowo wyolbrzymiają swoje problemy, byle móc zrzucać na nie odpowiedzialność za osobiste porażki.

Wszystko oczywiście zależy od nasilenia zmian – tłumaczy pojednawczo prof. Jacek Szepietowski, prezes Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego oraz istniejącej od 5 lat przy tym Towarzystwie Sekcji Psychodermatologii. – Nikt nie kwestionuje, że skóra jest nie tylko naszą powłoką, lecz narządem immunologicznym, w dodatku bardzo silnie powiązanym z układem hormonalnym. Emocje muszą więc odciskać na niej swoje piętno.

W medycznej teorii zatem rola psychiki u osób z chorobami skóry, zwanymi fachowo dermatozami, jest już doceniana. W praktyce – dużo mniej. Tu już nawet nie chodzi o dermatologów (choć w kwestii komunikacji pomiędzy lekarzami a pacjentami jest jeszcze sporo do naprawy). W szpitalach i przychodniach brakuje holistycznego podejścia, każdy specjalista – dermatolog, lekarz ogólny, psychiatra, psycholog – jak przy fabrycznej taśmie pochłonięty jest swoją wąską dziedziną i ani myśli spojrzeć na chorego całościowo, przez pryzmat zarówno jego ciała, jak i psychiki. – Wielokrotnie postulowałem, by na oddziałach dermatologicznych prowadzić wspólne konsultacje dermatologa, psychiatry i psychologa – podkreśla prof. Szepietowski, u którego we wrocławskiej Klinice Dermatologii, Wenerologii i Alergologii pracują już od dawna psycholodzy kliniczni, ale to nadal wyjątek w kraju. – W latach 90. zaczynaliśmy, trochę hobbystycznie, angażować się w tę współpracę i tworzyć zręby psychodermatologii – tłumaczy profesor, który z czasem stał się w Polsce pionierem i orędownikiem tej multidyscyplinarnej dziedziny.

Była ona na początku zawężana jedynie do diagnozowania poważnych zaburzeń psychicznych, które łączą się z ciężkimi urojeniami i omamami dotyczącymi skóry i wyglądu, jak obłęd pasożytniczy czy dysmorfofobie (w których przekonanie o poważnych defektach urody bierze się wyłącznie z chorej wyobraźni). Z takimi przypadłościami pacjent powinien najpierw zgłosić się do psychiatry, a nie do dermatologa. Praktyka pokazuje, że jest akurat odwrotnie, gdyż pacjenci nie czują się chorzy psychicznie – są przekonani, że od cierpienia uwolnić ich może tylko specjalista, który usunie wyimaginowane pasożyty z naskórka lub skoryguje wygląd twarzy.

Dziś psychodermatologia zajmuje się problemami dotykającymi dużo szerszych kręgów pacjentów, kładąc nacisk na zaburzenia wtórne: lęki, depresje, nerwice, towarzyszące przewlekłym zmianom trądzikowym, łuszczycy, rozmaitym wypryskom. – Robię wszystko, by odczarować psyche dla dobra dermatologii – powiada prof. Anna Zalewska-Janowska, która od 4 lat kieruje w łódzkim Uniwersytecie Medycznym Zakładem Psychodermatologii. To na razie jedyna taka placówka w Polsce. – Ponieważ psychiatria wciąż stygmatyzuje, może powinniśmy zamienić nazwę na neurodermatologię – zastanawia się, wskazując na przykład Karolinska Institute w Sztokholmie, gdzie już istnieje prototyp takiej poradni. Tak czy inaczej, łódzcy pionierzy badają zależności między tym, co dzieje się w głowie pacjenta, a tym, co widać na jego skórze. – Jestem dermatologiem, alergologiem, a ostatnio także immunologiem – wylicza swoje specjalizacje prof. Zalewska-Janowska. – Gdy do głosu dochodzą emocje, które ujawniają się na skórze lub z jej wyglądu biorą swój początek, wszystko po trosze ma znaczenie.

Stygmat

W badaniach sondażowych przeprowadzonych wśród osób z ciężką postacią trądziku 95 proc. przyznało się do zawstydzenia, 65 proc. do depresji, a 15 proc. do myśli samobójczych. Może więc jednak wsparcie psychologów i psychiatrów okazałoby się pomocne dla tych – najczęściej młodych – ludzi, których choroba doświadcza akurat w okresie, kiedy muszą konfrontować się z rówieśnikami? 65 proc. skarży się na samotność i ma poczucie odrzucenia przez najbliższe otoczenie. A przecież są w wieku 15–30 lat i zwracają szczególną uwagę na swoją atrakcyjność, myślą o sympatiach lub założeniu rodziny.

Niektórzy nawet we własnych domach bywają izolowani, mają oddzielne sztućce i mydła. W przypadku środków toaletowych to czasem niezbędne, ale wzmaga poczucie wyobcowania. Nawet samym chorym niekiedy wydaje się, że krostkami czy ropnymi wykwitami można się zarazić jak grypą. Wiele zależy od dermatologa, by wyjaśnił choremu i rodzinie prawdziwą naturę schorzenia, wytłumaczył, skąd się bierze i dlaczego nie jest niebezpieczna dla innych – jednak lekarze sami przyznają, że nie zawsze potrafią przekonać, by pacjent wychodził z domu i żył tak jak inni. W oczach pacjentów choroba wygląda zwykle gorzej niż dla ludzi, którzy na nich patrzą. – Z trądziku się wyrasta, w przebiegu łuszczycy bywają okresy, że na kilka miesięcy lub lat skóra odzyskuje prawidłowy wygląd – uspokaja dr Iwonna Michalak, ale ma wielu pacjentów, do których trudno trafić z takim przesłaniem: – Jak mam zachęcać, by cieszyli się z życia, skoro nie wyjdą z domu, zanim nie usuną z siebie tłustej maści, nie pójdą latem na plażę, nie założą wizytowego czarnego stroju, bo łuski sypią się na ubranie?

W atopowym zapaleniu skóry, które przejawia się wysuszeniem naskórka i potwornym swędzeniem, wielu chorych decyduje się zakładać na noc rękawiczki, by bezwiednym drapaniem nie ranić się podczas snu. – Są pacjenci, których świąd doprowadza do obłędu – wyznaje dr Andrzej Szmurło z warszawskiej przychodni Nova Derm. Im wcześniej zdadzą sobie sprawę, że oprócz leczenia dermatologicznego ich podstawowej choroby potrzebna jest też terapia wyciszająca złe emocje, tym lepiej. W terapii uporczywego swędzenia – trudniejszego nieraz do zniesienia niż silny ból – mogą pomóc niektóre leki przeciwdepresyjne (wybór konkretnego preparatu trzeba zawsze pozostawić specjaliście!), ale także praktyki odprężania umysłu i relaksacji, jak medytacja czy joga.

Wrota

Dla współczesnej medycyny to dziś największe wyzwanie poznać wszystkie drogi łączące ośrodkowy układ nerwowy ze zdrowiem – przyznaje prof. Anna Zalewska-Janowska. – Wspólne dla skóry i centralnego układu nerwowego są substancje zwane neuroprzekaźnikami. Znajdują się one w mózgu i w receptorach czuciowych skóry. Biorą udział w procesach zapalnych i immunologicznych oraz reakcjach na stres i ból.

Powiązanie psychiki z ciałem udało się już w kilku obszarach, zwłaszcza w alergologii i onkologii. Chorzy na raka coraz częściej godzą się na wsparcie psychologiczne (a nieraz psychiatryczne), by łatwiej im było pogodzić się z diagnozą i przejść trudy leczenia. Liczne badania wielokrotnie udowodniły, jak wielka jest zdolność psychiki do leczenia organizmu.

Wielu pacjentów, jak opowiadają psychodermatolodzy, pomniejsza jednak znaczenie codziennych napięć. Nie dowierzają, że zaostrzenie zmian nastąpiło pod wpływem stresu lub innych czynników psychicznych, a gdy nie próbuje się dotknąć źródła tych problemów, terapia może przez długi czas nie przynosić rezultatów. Trzeba pamiętać, że w naszych czasach coraz częściej właśnie skóra staje się wrotami, przez które nieuświadomione emocje znajdują swoje ujście.

Ja My Oni „Odkryj swoje ja” (100078) z dnia 03.02.2014; Żyć zdrowiej; s. 74
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną