Od dziecka podsyca się w nas skłonność do tzw. zdrowej rywalizacji. W przedszkolu premiuje się dzieci, które najładniej namalują szlaczek, w szkołach szóstkowicze dostają świadectwa z czerwonym paskiem i nagrody, na studiach kilkanaście procent najlepszych może liczyć na stypendium. Na najgorszych czekają kary, a przeciętniakami nikt się nie interesuje. W pracy jest tak samo. Czy powszechność systemu premiowego idzie w parze z jego skutecznością?
Czy dla nagrody człowiek pracuje lepiej
Wyobraź sobie, że eksperymentator wprowadza cię do pokoju, daje świecę, pudełko pinezek, zapałki i pozostawia z poleceniem: Przymocuj zapaloną świecę do ściany w taki sposób, żeby wosk nie kapał na stół.
Część badanych zapalonymi zapałkami próbuje stopić bok świeczki i przykleić ją do ściany. Nic z tego. Niektórzy starają się przyczepić ją do ściany pinezkami. Nie tędy droga. Do sukcesu niezbędne jest przełamanie fiksacji funkcjonalnej, czyli skłonności do używania obiektu w tradycyjny sposób. Żeby rozwiązać problem świecy, trzeba przestać postrzegać pudełko wyłącznie jako pojemnik na pinezki. Należy wykorzystać je jako świecznik.
Powyższą procedurę opracował w latach 30. XX w. psycholog Karl Duncker. Od tamtego czasu została zastosowana w wielu eksperymentach. W 1962 r. prof. Sam Glucksberg z Wydziału Psychologii Uniwersytetu w Princeton wykorzystał problem świecy do zbadania wpływu premii finansowych na efektywność działania. Manipulował trudnością zadania (pinezki i zapałki znajdowały się albo w pudełku – warunek trudny, wymagający od badanych przełamania fiksacji funkcjonalnej; albo poza nim – warunek łatwy).