Każdy marzy o zdrowiu, bogactwie i szczęściu. Każdy też dziwi się i złości, dlaczego komuś tak niezwykłemu jak on dotychczas się w życiu nie powiodło. Właśnie w ten sposób rozumował Marek z Gniezna, bezdzietny wdowiec, były planista budowlano-montażowy, umysł ścisły i nieskory do żartu.
W wolnym czasie, czyli na emeryturze, Marek badał powtarzalność występowania cyfr w popularnych grach liczbowych. Pragnął głównej nagrody, która pomściłaby nieciekawe jego zdaniem życie.
§1. Na wdzięczność i niezwykłość
a) Jak ktoś pokroju Marka znalazł się wśród osób w wieku 55 plus w autokarze jadącym do Lichenia i z powrotem za łączną sumę 18,99 zł, pozostaje do dziś niezrozumiałe. Po pierwsze, to niewiarygodnie niska cena – powinna mu się zaświecić lampka alarmowa w głowie. Po drugie, poziom współpodróżnych – Markowi przeszkadzał zapach jaj na twardo popijanych przez rencistki herbatą z butelek po pepsi. Jedyny oprócz Marka pasażer zdradzający uniformem korzenie inteligenckie (wełniana marynarka) odcinał się od świata odmawianym różańcem. Po trzecie, dwaj pobudzeni młodzi mężczyźni w garniturach i kobieta w spódnicy nad kolano krążyli po autokarze, wypytując ludzi o samopoczucie; wszystkich poklepywali po ramionach, żartowali. Kobieta przysiadła się do Marka ciekawa opinii na temat państwowej służby zdrowia, a poznawszy jego zdanie, podzieliła je w całości.
b) Młoda kobieta natychmiast dostrzegła nieprzeciętność Marka – zaczęła od pytania, gdzie kupił takie ładne buty. Mówiła także: mogę się założyć, że taki mężczyzna jak pan używa wiecznego pióra.