Strach i uwielbienie, czyli jak się rodzą dyktatorzy, despoci, tyrani
Jak zbudować boski wizerunek władzy
Ewa Wilk: – Pani książka „Bogowie u władzy” to dziesięć esejów o tyranach siejących dziki strach i doznających bezgranicznego uwielbienia. Fascynują panią takie postaci?
Dr Monika Milewska: – Tak, fascynują – nie boję się tego słowa. Wszystko w życiu bierze się podobno z dzieciństwa. Ta książka wzięła się z kultu Napoleona, który otwarcie w dzieciństwie uprawiałam. Oto figurka, która stała na moim biurku.
Urojenie słoneczne
Napoleon w pani książce to już nie sentymentalna figurka. Kaligula, Juliusz Cezar, Hitler, Stalin… Sztafeta tyranów?
Unikam myślenia, że można wszystko zaszufladkować, stworzyć z historii linearny wykres, ale coś w tym jest. Najpierw był Herkules, przodek i idol Aleksandra Macedońskiego. Juliusz Cezar wzorował się już na Aleksandrze – w wieku trzydziestu kilku lat płakał u stóp jego pomnika, że jeszcze niczego wielkiego nie dokonał. Sam stał się wzorem dla Napoleona zapatrzonego też w Aleksandra. Napoleon był wzorcem dla Mussoliniego, który pisał o nim sztuki teatralne. I szukał wzoru w postaciach Herkulesa, Aleksandra i Cezara. Zafascynował mnie też Ceauşescu. Nie, nie byłam w nim zakochana. Najnudniejszy, najmarniejszy tyran świata. Ale to jest właśnie ciekawe: ktoś tak mało interesujący też może stać się bogiem.
To straszne postaci. Socjopaci, zaburzone osobowości, pogrążone w paranoi i obłędzie władczym. Chorzy psychicznie?
Na pewno nie chorzy psychicznie, ponieważ wszyscy byli zdolni do rządzenia, do wydawania spójnych rozkazów. Można polemizować, czy Hitler dobrze prowadził wojnę, ale jego spójny obraz świata do czegoś konsekwentnie prowadził. Na pewno w większości byli socjopatami. Ich życie seksualne, kontakty z innymi ludźmi nosiły znamiona różnych patii.