Ja My Oni

Nie wpadniesz do studni

Nie wstydź sie terapii

Mirosław Gryń / Polityka
Jak przełamać wstyd i obawy przed psychoterapią (na przykład dzięki sieci).

Z psychoterapią może być jak z sushi – prorokuje psycholog Dorota Krzywicka. Kiedyś uważaliśmy, że jedzenie surowej ryby zawiniętej w glony jest co najmniej dziwne. Teraz sądzimy, że to normalne i nawet smaczne. Jednak wobec psychoterapii Polacy na ogół są mocno podejrzliwi. I trudno się temu dziwić, skoro jeszcze na początku lat 60. XX w. była ona u nas praktycznie zakazana. W świetle ówcześnie obowiązującej ideologii uznawano ją za drobnomieszczański wymysł, metodę, która zamiast kolektywem zajmowała się jednostką. W „jedynie słusznym ustroju” obywatele powinni byli czuć się dobrze i nie wykazywać objawów depresji, smutku ani nerwicy. Połączenie na uczelniach psychologii z pedagogiką sprawiało, że psychologów się w zasadzie nie kształciło. W leczeniu dominowało podejście biologiczne, a psychoterapie odbywały się głównie w szpitalach psychiatrycznych – molochach, w których pacjenci przebywali czasem po kilkanaście lat.

Od tamtej pory wiele się zmieniło. Można powiedzieć, że sytuacja wręcz się zagalopowała – w całym tym wydaniu naszego Poradnika przestrzegamy wszak przed rozmaitymi niesprawdzonymi metodami i szarlatańskimi modami. Jednak jest też mnóstwo zjawisk pozytywnych: psychoterapią zajmuje się coraz więcej wykwalifikowanych fachowców, coraz lepiej wyedukowani są też potencjalni klienci, na rynku dostępne są podręczniki psychologiczne i książki dotyczące technik psychoterapii. W 2012 r. ukazała się publikacja Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. – Prezentowane tam wyniki badań są mocne – mówi psycholog i psychoterapeuta, szefowa Laboratorium Psychoedukacji Zofia Milska-Wrzosińska.

Ja My Oni „Psychoterapia. Dla kogo, u kogo” (100102) z dnia 23.11.2015; Historia i teraźniejszość; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie wpadniesz do studni"
Reklama