Do gabinetu dr Rhodes od ponad dziesięciu lat trafiają kobiety pewne siebie, utalentowane i seksowne. Mają jeden problem: nie udaje im się zbudować stabilnych, satysfakcjonujących relacji. Z tego powodu są nieszczęśliwe i sfrustrowane. Nierzadko także pokaleczone wskutek negatywnych doświadczeń z mężczyznami. To nowe kobiety alfa. Jest ich coraz więcej.
Na rynku księgarskim dominują publikacje eksponujące to, co różni obie płcie i utrudnia porozumienie – na przykład, że oni są z Marsa, a one z Wenus, więc mówią różnymi językami – i próbujące wskazać, co z tym dalej począć. Rhodes tymczasem przywołuje nazwany hipotezą podobieństw płci raport opublikowany w 2005 r. przez Janet Hyde, podsumowujący trwające przez 20 lat badania dotyczące płci i seksualności. Wynika z niego, że na większość różnic, w tym na przypisywaną mężczyznom agresję, a kobietom pasywność, płeć ma wpływ niewielki lub zerowy.
Między nami mieszańcami
Dziś, w dobie szybkich zmian społeczno-kulturowych, widać to gołym okiem. Kobiety odnoszą sukcesy w wielu dziedzinach, coraz częściej zarabiają więcej niż mężowie. Jednak wciąż bywają postrzegane negatywnie jako suki, zołzy, herod-baby. Kobiecości tych, które wybrały model uświęcony tradycją i zajmują się domem, nikt nie kwestionuje. Jednak one same często czują się gorsze od tych, które idą przez życie inną drogą. Zmiany objęły także mężczyzn. Przybywa tych, którzy chcą pielęgnować swoje cechy „miękkie” i na przykład aktywnie włączają się w opiekę i wychowanie potomstwa.