Ja My Oni

Era turboczłowieka

Praca do granic wytrzymałości

Podział na pracę, urlop i odpoczynek w weekendy przestał obowiązywać. Podział na pracę, urlop i odpoczynek w weekendy przestał obowiązywać. Colin Anderson / Getty Images
Jak zmieniły się fizyczne i psychiczne obciążenia człowieka w pracy; jak ma się regenerować.

Zmiana sposobu pracy, jaka zachodzi w ostatnich dziesięcioleciach, olbrzymi wzrost znaczenia pracy twórczej, odbija się silnym piętnem zarówno na stosunku współczesnych ludzi do ciała i umysłu, jak i na sposobach konsumpcji oraz wypoczynku. Świat wyraźnie zmierza do modelu turboczłowieka – istoty zdolnej do „latania na dopalaczach”, a pomiędzy wykonywanymi misjami odpoczywającej w aktywny, wielowymiarowy sposób.

Silni, zręczni, odporni

Klasyczny w społeczeństwach przemysłowych, powszechny jeszcze pół wieku temu model społecznego podziału pracy przypominał piramidę. Na samym dole sytuowała się klasa robotnicza, która oferowała systemowi głównie pracę fizyczną. Jej wykształcenie ograniczało się do zdolności zapamiętywania i odtwarzania informacji, szkolenie zawodowe rozwijało jej kompetencje w stosunkowo niewielkim stopniu. Robotnicy mieli najdłuższy, ale też najbardziej regularny czas pracy, a stawki za godzinę były z góry ustalone. Musieli być silni, wytrzymali, zręczni, odporni na urazy i choroby.

Środek piramidy stanowili pracownicy umysłowi i średni szczebel kierowniczy. Nauczeni w szkole procedur postępowania, w pracy mieli nadzorować ich realizację, a niekiedy je adaptować. Ich czas pracy był mniej uregulowany, ale wciąż stabilny. Dostawali nieco lepsze niż robotnicy wynagrodzenie, dostosowane do poziomu wykształcenia i odgrywanej roli, w którego wysokości uwzględniano także ich kompetencje, doświadczenie i stopień odpowiedzialności.

Na górze tej społecznej konstrukcji znajdowała się najmniej liczna grupa: specjaliści. Po uniwersytetach, w których zgłębiali tajniki analizy informacji i opracowywania strategii, skupiali się na wytyczaniu nowych dróg działania. Ich czas pracy był najmniej uregulowany, zarobki zaś w największym stopniu uzależnione od roli, jaką pełnili, oraz efektów, jakie ich praca miała dla organizacji. Głównymi atutami tej grupy pracowników była odporność na zmęczenie psychiczne, zdolność do wykonywania powtarzalnych zadań, umiejętność adaptacji i komunikatywność. Liczyła się także systematyczność, zdolność do wytrzymywania nieregularnego obciążenia zadaniami, niedosypiania oraz pracy pod dużą presją czasu i odpowiedzialności.

Pod względem liczebności najwięcej było pracowników fizycznych, mniej przedstawicieli średniego szczebla, a najmniej decydentów.

Rozwój technologii coraz wyraźniej zmienia te proporcje: dół piramidy szybko się zmniejsza. W latach 90. był to proces dodatkowo napędzany przenoszeniem produkcji i usług do krajów o niższych kosztach pracy, obecnie coraz częściej wynika wyłącznie z mniejszego zapotrzebowania na pracę fizyczną. Firmy się kurczą. Zbudowana w 1928 r. fabryka Forda River Rouge zatrudniała w latach 30. od 80 do 100 tys. pracowników w jednym tylko kompleksie. Dziś większość fabryk rzadko ma więcej niż 2–3 tys. pracowników skupionych w jednym miejscu, w niektórych pracuje zaledwie 500 osób. W USA w przemyśle pracuje niecałe 9 proc. ludności, a według prognoz wkrótce ich liczba spadnie poniżej 5 proc. Nowe maszyny przejmują bowiem coraz więcej czynności wykonywanych do tej pory przez ludzi. Wprowadzenie do użytku kontenerów transportowych, ciągników siodłowych, suwnic i automatycznych podnośników zlikwidowało tysiące stanowisk pracy dokerów portowych. Już dziś nietrudno ocenić konsekwencje wprowadzenia zrobotyzowanych ciężarówek, których testy odbywają się np. w oddziałach Mercedesa w Nevadzie. Autorzy raportu „The Future of Employment: How susceptible are jobs to automation?” (ang. „Przyszłość zatrudnienia: Jak podatne są różne zawody na automatyzację?”), Carl Benedikt Frey i Michael A. Osborne z Oksfodu, oceniają prawdopodobieństwo zastąpienia maszynami pakowaczy, sortowaczy i magazynierów w ciągu najbliższych 10 lat na 97 proc. Podobne rokowania dotyczą osób zatrudnionych w handlu – głównie kasjerów i pracowników rozstawiających towar na półkach.

Również pracownicy biurowi mają niewesołe perspektywy. Dla nich największym wyzwaniem jest informatyzacja. Zgodnie z cytowanymi wyżej badaniami prawdopodobieństwo wprowadzenia programów komputerowych zamiast administratorów finansowych, osób księgujących dokumenty oraz różnego typu inspektorów i referentów znacząco przekracza 90 proc. Podobnie jest z kierownikami średniego szczebla: technologie informatyczne zapewniają coraz lepszy wgląd w funkcjonowanie firmy, a zatem pośrednicy w dużej części stają się zbędni. Struktury firm się spłaszczają, doprowadzając do likwidacji wielu stanowisk pracy.

Taśma, wczasy, działka

W konsekwencji zarobki grup, których podstawą utrzymania była praca fizyczna lub rutynowa, szybko maleją. Zmniejsza się także stabilność zatrudnienia. Według danych OECD Employment Outlook 2015 w 2007 r. w krajach skupionych w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zatrudnionych na część etatu w 2007 r. było 18,6 proc. wszystkich pracowników, w 2014 r. ta liczba wzrosła do 20,6 proc., przy znaczącym wzroście liczby kontraktów z nieregularnymi godzinami i formami pracy. Według raportu International Labour Organisation (ILO) w 2015 r. już tylko połowa nowych kontraktów w krajach OECD ma charakter zatrudnienia w regularnych godzinach pracy na umowę bezterminową lub dłuższą niż rok. Połowa nowych pracowników jest zatrudniona na umowę na czas określony lub umowę krótkoterminową, często pracuje nieformalnie bez umowy, na własny rachunek lub wykonuje nieodpłatną pracę na rzecz firmy należącej do rodziny.

Zmienia się także pozycja i rola grupy najwyższej. Miejsce specjalistów zajmują w niej twórcy: ludzie zdolni do wymyślania i rozwijania nowych koncepcji, integrowania informacji, rozwijania wiedzy. Kłopot w tym, że współczesne systemy edukacyjne nie są w stanie dostarczyć odpowiedniej liczby ludzi przygotowanych do pełnienia tego typu roli.

Odwrócenie piramidy niesie ze sobą dość zaskakujące zmiany w modelu konsumpcji. Ponieważ głównym zasobem robotników była praca rutynowa, częściowo lub w całości fizyczna, głównym ich wrogiem było zmęczenie wynikające z monotonii wykonywanych zadań i napięcia związanego z koniecznością nadążania za rytmem pracy. Musieli szybko regenerować siły, ale także odzyskiwać sprawność degenerowaną przez przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach (zanieczyszczenia, chemikalia, elektronika) i nadmierne eksploatowanie pewnych partii ciała (kręgosłup, biodra, ramiona itd.). Temu służyły wyjazdy na wczasy czy do domku za miastem, pikniki, weekendowe wycieczki, hobby i sport. Wypoczynek polegał głównie na zmianie środowiska i zmniejszeniu wysiłku (krótko mówiąc, na leżeniu na kocyku, opalaniu się, oddychaniu świeżym powietrzem i przebywaniu z rodziną). W przypadku pracowników biurowych ważną rolę w regeneracji sił odgrywały także spotkania towarzyskie i edukacja. Rozrywka lekka, łatwa i przyjemna (książki, filmy, musicale) miała stymulować odpoczynek pozwalający lepiej się skupić w miejscu pracy. Wczasy w przypadku tej grupy natomiast miały głównie pomóc uciec od monotonii i nudy.

Zmiany technologiczne bardzo szybko podkopały ten model, najsilniej dotykając pracowników umysłowych średnich szczebli. Dla wielu firm obecna epoka to przechodzenie od kryzysu do kryzysu, od bitwy do bitwy. Życie pracowników nie przypomina już systematycznego działania o powtarzalnej procedurze, ale cykl kampanii realizowanych pod ogromną presją czasu. Jest zabałaganione nieustającymi reorganizacjami. Zmieniają się także godziny pracy, w zasadzie normą jest ich przekraczanie. Pracownicy coraz częściej wykonują swoje zadania w domu, gdzie w końcu mogą się skupić po seriach niekończących się spotkań. Zresztą w czasie wolnym i tak muszą być dyspozycyjni dla firmy. Podział na pracę, urlop i odpoczynek w weekendy przestał obowiązywać. Wygrywają ci, którzy potrafią się adaptować, zmęczenie ma zupełnie inną formę niż kiedyś, a głównym problemem staje się psychika.

Według badań Towers Watson Staying@Work Survey z 2013 r. trzy główne przyczyny codziennego stresu to brak równowagi między pracą i życiem prywatnym (86 proc.), przeciążenie obowiązkami wynikające z presji pracodawców na zmniejszanie zatrudnienia (70 proc.) oraz rosnący wpływ technologii, które rozszerzają dostępność pracowników również w czasie poza godzinami pracy (63 proc.). Prawie 41 proc. respondentów za główną przyczynę stresu już w samym miejscu pracy uznawało rodzaj i poziom obciążenia obowiązkami, natomiast 32 proc. wskazywało na relacje ze współpracownikami, 9 proc. poczucie braku stabilizacji zatrudnienia (mówimy o okresie, w którym w gospodarce amerykańskiej dość szybko spadało bezrobocie). Amerykańskie media zaczęły mówić o „cywilizacji kortyzolu” (hormon stresu obecny we krwi). Ludzie są w pracy – głównie mentalnie – praktycznie bez przerwy. Definiują nią swoje życie. Do tego dochodzi eksploatacja emocjonalna: sukces przedsiębiorstw zależy od zaangażowania, lojalności, determinacji, empatii. To tworzy zupełnie nowe rodzaje obciążeń i zagrożeń dla ciała. Tworzy nowe kategorie urazów. Wypoczynek dobrze sprawdzający się w sytuacji pracy rutynowej lub fizycznej niezbyt sprawdza się w przypadku tego rodzaju obciążeń.

Praca zrywami, relaks z doskoku

Dlatego zyskują na znaczeniu nowe formy radzenia sobie z takimi obciążeniami. Joga, medytacja, sporty walki, taniec, wolontariat, udział w maratonach ustanawiają dla ludzi nowe priorytety, niezwiązane z pracą, i pozwalają im odzyskać kontrolę nad swoimi emocjami. Wszystkie te formy odprężenia mają wspólną cechę: zmienną amplitudę zaangażowania. Normą staje się wypoczynek zrywami i praca zrywami, zwłaszcza tam, gdzie nie ma stabilnych form zatrudnienia. Nawet osoby pracujące fizycznie okresy intensywnego wysiłku coraz częściej dzielą z okresami, kiedy są w domu i czekają na kolejny kontrakt. Wiele osób pracuje i jednocześnie trenuje, przygotowując się do jakiegoś wyczynu w okresie wakacji.

Rośnie także znaczenie produktów niematerialnych, niezbędnych do odzyskania równowagi, pozwalających zabić czas lub rozładować napięcie w okresach mniejszego zaangażowania w pracę. Coraz częstsze jest bowiem konstruowanie sobie alternatywnej rzeczywistości. Nie jest to jednak eskapizm, raczej budowanie bardziej wielowymiarowego sposobu życia. Według sondaży firmy doradczej McKinsey 15 lat temu przepływ dóbr cyfrowych w obrocie międzynarodowym prawie nie istniał. W 2016 r. wartość międzynarodowej wymiany danych sięga już 2,8 mld dol. – są to produkty intelektualne związane głównie z wirtualną rozrywką.

W powszechnym wyobrażeniu graczami komputerowymi są nastolatki spędzające w sieci całe noce. Seriale zaś oglądają przede wszystkim gospodynie domowe w trakcie prasowania lub sprzątania. Model cyfrowej rozrywki jednak bardzo od tego obrazu odbiega. Graczami są w ogromnej większości osoby między 20. a 35. rokiem życia (choć spory odsetek stanowią ludzie po 40. roku życia), dla których wydatek ponad 30 dol. za grę w wersji PC lub 60 za grę na konsolę nie stanowi istotnego problemu. Gry są coraz krótsze, ponieważ ludzie ci na ogół nie mogą im poświęcać systematycznie dużo czasu – robią to z doskoku. Urządzają sobie w wolnej chwili kilkugodzinny maraton i muszą wracać do innych zajęć. Podobnie jest z serialami. Rośnie widownia 7+, czyli osoby, które nagrywają odcinki emitowane w tygodniu, a następnie oglądają je jednym ciągiem w czasie weekendu. Również sukces modelu cyfrowej wypożyczalni wideo Netflix – udostępniającej jednego dnia całe serie seriali, takich jak „Daredevil”, „House of Cards” czy „Marvel Jessica Jones”, oparty jest na uwzględnieniu tego rodzaju zmian w podziale czasu pracy i rozrywki.

Według danych amerykańskiego Narodowego Centrum Statystyk Zdrowia (National Center for Health Statistics) spożycie antydepresantów i środków wpływających na nastrój (oprócz Prozacu również Celexa, Effexor, Paxil, Zoloft itd.) między 1994 a 2008 r. wzrosło czterokrotnie. Zaburzenia lękowe systematycznie leczy 20 proc. dorosłych Amerykanów. Na znaczeniu zyskują wszystkie produkty, które wpływają na samopoczucie. Rozpowszechnia się jednak zażywanie kolejnych farmaceutyków redukujących stres, zwiększających koncentrację, poprawiających pamięć. Muzyka stała się niemal dobrem podstawowym, czymś niezbędnym jak powietrze. Wkrótce być może czeka nas ogromna rewolucja związana z nadciągającymi wielkimi krokami produktami wirtualnej rzeczywistości – premierami cyfrowych okularów Sony, HTC, Facebooka.

Ciekawie wygląda sytuacja klasy twórczej – osób, które w dużym stopniu odpowiadają dziś za sukces lub porażkę organizacji. O nich toczą się korporacyjne wojny; ich odejście z pracy w oczach inwestorów znaczy więcej niż pożar fabryki czy zły stan aktywów. Jednak z punktu widzenia biznesu jest to bardzo kapryśna, nieprzewidywalna grupa klientów. Ceni bowiem sobie indywidualizm, oryginalność, unikalność, jednostkowość. Zdecydowanie bardziej jest też skłonna do ograniczania konsumpcji. W niewielkim stopniu użytkuje produkty masowe, chętnie uzupełnia swoje zakupy produktami rzemiosła, lokalnego rolnictwa, inwestuje w renowację starych mebli, zamiast kupować nowe. Bardziej im odpowiada jeżdżenie hybrydą Toyoty, odnowionym starym Chevroletem, elektrycznym pojazdem Tesli, niż nowym BMW. Chętnie stosuje zasadę „lepiej być niż mieć”.

Wokół klasy twórców skupia się klasa kreatywna, która żyje z zaspokajania jej potrzeb. Rzemieślnicy, artyści, właściciele małych biznesów, oferujących wyjątkowe i unikalne produkty, wykorzystują gotowość klasy twórczej do ponoszenia dodatkowych kosztów za jakość.

Dla klasy twórczej głównym problemem jest wypalenie zawodowe, utrata zdolności twórczych, zniechęcenie i emocjonalna blokada. Dlatego dużą uwagę poświęca poszukiwaniu inspiracji. Ponieważ człowiek pracujący twórczo ma dużo większą swobodę w wyborze swoich zajęć i zdecydowanie większe zarobki, może sobie pozwolić na znacznie lepsze planowanie swojego czasu niż pozostałe grupy. Ruch fizyczny, żywienie, wypoczynek mają dostarczyć paliwa do pracy umysłowej i wyciszyć. Wypoczynek ma wymiar intelektualny i emocjonalny – to np. niebanalna turystyka, odwiedzanie inspirujących miejsc, spotkania z ciekawymi ludźmi, zaangażowanie w ważne niekomercyjne projekty. Zresztą w tej grupie normą jest stałe podnoszenie kwalifikacji zawodowych, nadążanie za zmianami, czemu tego rodzaje aktywności również sprzyjają.

Nic nie wskazuje na to, że ludzie przyszłości staną się ogromnymi mózgami na cherlawych nóżkach – jak to sobie wyobrażali autorzy XIX-wieczni. Jednak na ile współczesna technologia pozwoli naszemu gatunkowi wznieść się na poziom, jakiego wymagają nowoczesne procesy gospodarcze i techniczne i ponadnaturalne ograniczenia fizyczne i intelektualne, trudno dziś ocenić. Stres, eksploatacja emocjonalna i brak stabilizacji mogą równie dobrze zaowocować potężnymi wstrząsami o skali trudnej obecnie do wyobrażenia nawet dla futurologów.

Ja My Oni „Dusza i ciało” (100108) z dnia 09.05.2016; Presje i pędy; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Era turboczłowieka"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną