Ja My Oni

Być jak…

Co nam daje porównywanie się do innych

Dr Renata Maksymiuk Dr Renata Maksymiuk Piotr Dejneka
Dr Renata Maksymiuk o tym, dlaczego oraz do kogo się najczęściej porównujemy i co z tego wynika.

Monika Stelmach: – Badania University of Houston pokazują, że osoby, które więcej czasu spędzają na Facebooku, są narażone na depresję. Źle znoszą konfrontację z tymi, którzy chwalą się egzotycznymi wakacjami i jadaniem w restauracjach, zawsze są wypoczęci i uśmiechnięci.
Renata Maksymiuk: – Podobne badanie przeprowadzono w Danii. Okazało się, że tygodniowa przerwa w korzystaniu z FB sprawiła, że nie tylko poprawił się nastrój i poczucie dobrostanu respondentów, ale również satysfakcja z życia towarzyskiego prowadzonego w tzw. realu. Badani mówili, że byli bardziej zrelaksowani, znikła presja ciągłego sprawdzania, co się dzieje u innych i czy nie ominęło ich coś ważnego. Więcej czasu poświęcali na bezpośrednią rozmowę z rodziną czy przyjaciółmi, co przypomniało im o prawdziwej bliskości. Słowem: faktycznie porównywanie z innymi wielu osobom nie służy, ponieważ zamiast koncentrować się na tym, czego potrzebują, skupiają się na tym, co mają inni.

I sądzą, że ci inni mają doskonałe życie.
Na portalach społecznościowych ujawnia się tendencja do autoprezentacji, czyli pokazywania siebie w taki sposób, w jaki chcemy, by nas postrzegano, co najczęściej odbiega od rzeczywistości, jest jedynie jej wycinkiem.

Dlaczego tak wiele osób interesuje internetowa aktywność innych ludzi, nawet jeśli wiedzą, że to kreacja?
Nie zawsze mają możliwość zweryfikować, na ile obrazki z portali społecznościowych są zgodne z realnym życiem. Poza tym człowiek generalnie przygląda się i porównuje do innych, także w realu. Większość ludzi dobrze się czuje, kiedy jest wśród osób sobie podobnych. Ma silną potrzebę przynależności do grupy rodzinnej, religijnej, zawodowej czy społecznej. Można do niej wejść m.in. dzięki porównaniom.

Człowiek jest istotą społeczną. I ten społeczny kontekst jest niezwykle ważną częścią życia. Wynikają stąd nie tylko porównania, ale też inne zjawiska, np. kategoryzacja, czyli tendencja, by dzielić ludzi na dwie podstawowe grupy: my – inni. Każdy podlega wpływom społecznym, czyli zmianie zachowania, myślenia czy emocji z powodu innych ludzi. Przejawy ich wpływu obserwujemy m.in. w handlu, polityce, przy okazji akcji społecznych czy w działaniu sekt. Badania Roberta Zajonca, amerykańskiego psychologa polskiego pochodzenia, pokazują, że już sam fakt obecności innych ludzi wpływa na zachowanie i sposób wykonania zadania przez jednostkę. Zatem, czy ktoś tego chce, czy nie, żyjąc wśród ludzi, jest w jakimś stopniu od nich zależny.

Równie nierzeczywisty świat tworzą media, pokazując życie celebrytów. On również bywa punktem odniesienia.
Wygląda na to, że tzw. zwykli ludzie patrzą na celebrytów raczej jak na osoby z innej rzeczywistości. Z analiz, które przeprowadziły kanadyjskie badaczki Penelope Lockwood i Ziva Kunda, wynika, że osoby o wyższej pozycji stają się obiektem porównań tylko w pewnych warunkach. Kluczowe jest stwierdzenie, czy ów „wzór” jakkolwiek przystaje dla konkretnej osoby i jej sytuacji. Szczególnie duże znaczenie ma to, w jakiej dziedzinie ktoś chce odnieść sukces. Jeśli jest to ta sama czy podobna branża, osoba uznana za wzór będzie miała większy wpływ niż wówczas, gdy odniosła sukces w obszarze, który dla porównującego się nie jest ważny.

Czy to znaczy, że duża część ludzi ma dystans do sław?
Można założyć, że tak. Ci jednak, którzy aspirują do wystawnego stylu, jakim chwalą się celebryci, czyli grupa społeczna, do której nie należą, mogą mieć poczucie niespełnienia, jeśli te aspiracje są na wyrost. Z jednej strony chcieliby bowiem osiągnąć ich pozycję społeczną czy status materialny, a z drugiej strony mają poczucie, że w ich przypadku to niemożliwe.

Poza tym porównania w górę są szczególnie dotkliwe, jeśli człowiek nie porównuje się z własnej chęci, ale staje przed faktem bycia porównywanym. I to niekoniecznie z kimś z show-biznesu. Na przykład ktoś słyszy od swojej partnerki, że sąsiad ma lepszy samochód, więc i on powinien bardziej się postarać i więcej zarabiać. A przecież nie każdy może być tak samo bogaty. Takie porównania nie tylko nie motywują do pracy, lecz także mogą powodować, że taka osoba poczuje się deprecjonowana i straci chęć do jakiekolwiek działania.

I poczuje zazdrość lub zawiść?
Owszem, a to silne emocje. Bywa, że osoba, która je przeżywa, podejmuje nieracjonalne decyzje. Jeśli konkuruje właśnie w okazywaniu statusu materialnego, to się zadłuży. Poprawi tym na chwilę swoje samopoczucie, ale w dłuższej perspektywie stworzy iluzję, która pogorszy jej sytuację, bo będzie musiała spłacić kredyt z odsetkami.

Porównania są jednym z narzędzi wychowawczych.
Niestety, zazwyczaj nieumiejętnie się je stosuje. Dorośli porównują często dzieci do rodzeństwa czy rówieśników w kontekście niespełnionych oczekiwań. Mówią: „dlaczego nie możesz być taka grzeczna jak Jasiek”, „zobacz, jak Kasia dobrze się uczy, bierz z niej przykład”. Przestaje mieć znaczenie to, co dziecko myśli na swój temat, czego pragnie, a zaczyna się liczyć, jak wypada na tle innych. Porównania należy stosować z dużą rozwagą, bo mogą negatywnie wpływać na poczucie własnej wartości dziecka.

Lepiej powiedzieć np. „wiem, że nie jest ci łatwo być tak grzeczną jak Jasiek, ale chciałabym, żebyś postarała się poprawić swoje zachowanie”. Należy je pochwalić nawet, gdy nie jest tak spokojne jak jego kolega, ale się stara i jest choć trochę grzeczniejsze. No i przede wszystkim zaakceptować fakt, że ono może nigdy nie będzie tak ułożone jak dziecko stawiane za wzór, bo po prostu ma inny temperament. Warto pomóc mu określić jego potrzeby, wskazać i docenić mocne strony. Może będą one dotyczyły zupełnie innego obszaru niż początkowe porównanie – np. nie wyników w nauce, ale tańca czy sportu, a może cech takich, jak dojrzałość, empatia lub chęć pomocy innym.

Dzieci często same się porównują.
Oczywiście. Dla nastolatków niezwykle ważnym punktem odniesienia jest grupa rówieśnicza, do której chcą przynależeć. Ale z wiekiem większość nabiera dystansu do porównań i stara się iść własną drogą.

A mimo to również na dorosłych silnie oddziałują wzorce społeczne, np. te dotyczące wyglądu.
Wzorce wyglądu nie są dane raz na zawsze, ale zmieniają się na przestrzeni czasu, są też odmienne pod różnymi szerokościami geograficznymi. Obecnie kultura zachodnia hołduje np. kanonom bardzo szczupłej sylwetki. A jest to jeden z czynników rozpowszechnienia chorób takich jak anoreksja czy bulimia.

Dlaczego wielu bezkrytycznie podchodzi do tych kanonów?
Wygląd jest często przepustką do lepszego życia. Kobiety pokazywane jako te, które osiągnęły sukces, są często dużo szczuplejsze od przeciętnych. Trudno uciec od tego wzorca, ponieważ jest szeroko lansowany w mediach, reklamach, modzie czy w filmach. Wizerunek medialny plus presja kulturowa i społeczna ułatwiają internalizację ideału szczupłego ciała. To zaś, połączone z określonymi cechami charakteru – np. niską samooceną, perfekcjonizmem, poczuciem braku kontroli nad własnym życiem – sprzyjają pojawianiu się zaburzeń jedzenia. Poza tym każdy ma nieco inne priorytety, a co za tym idzie, również i wzorce.

Czy można uciec od porównań?
Ich dokonywanie jest często procesem automatycznym. Dlatego trudno uciec, ale można wypracować właściwy do nich stosunek. Oznaką dojrzałości jest umiejętność nadawania im adekwatnego znaczenia – warto mieć dystans do informacji, jak żyją inni. Nie dla każdego przecież wysokie zarobki i wystawne życie są najważniejsze. Dla niektórych większe znaczenie ma komfort pracy, stabilizacja albo czas dla rodziny. Co z tego, że ktoś zarabia trzy razy więcej, jeśli niekoniecznie robi to, co lubi, czy nie ma czasu dla własnych dzieci. Dlatego dobrze jest koncentrować się na pytaniach: czego ja potrzebuję, jak mogę to osiągnąć? Poczucie, że dokonało się wyboru, powoduje, że nie postrzega się danej sytuacji jako porażki, ale konsekwencję własnych decyzji. Nie zawsze też trzeba uciekać od porównań, ponieważ w niektórych sytuacjach niosą one korzyści.

Jakie?
Istnieje wiele czynników, które o tym decydują: w jakim punkcie życia dana osoba się znajduje, jakie ma poczucie kontroli nad swoim życiem czy sytuacją, jaką samoocenę, dlaczego i do kogo się porównuje. Twórca teorii porównań społecznych Leon Festinger twierdził, że ich najważniejszym motywem jest redukowanie niepewności co do własnych umiejętności i opinii. Dzięki nim można zobaczyć, co człowiek osiągnął i czego jeszcze może dokonać. Dorastając, ludzie nabywają pewne wzorce myślenia i zachowania. Przyglądanie się, jak działają inni, jakie mają cele, jak je realizują i co osiągają, pozwala weryfikować wiedzę i wyobrażenia o sobie i o życiu.

Porównania są też istotnym elementem samorozwoju. Kiedy np. człowiek analizuje, jak innym udało się osiągać cele, które mają znaczenie i dla niego. Może więcej pracują, może są bardziej systematyczni, a może umieją szukać wsparcia? Osoby, które osiągnęły sukces, stają się mentorami dla tych, którzy aspirują w danych dziedzinach. Jest jednak warunek: wiara, że postawiony sobie jest w zasięgu. Dlatego porównania mają duże znaczenie w grupach wsparcia. Ci, którzy przeszli przez trudne doświadczenie i sobie poradzili, stają się drogowskazem dla innych. Obserwowanie tych, którzy pokonali chorobę czy problemy finansowe, może nieść nadzieję: skoro im się udało, to jest szansa, że i mnie się uda. Tym bardziej że te osoby często dają konkretne wskazówki, jak to osiągnąć.

Czasami porównania pomagają też zmodyfikować plany. Weźmy osobę, która chce zostać muzykiem, a pomimo ciężkiej pracy nie osiąga sukcesów. Zestawienie się z innymi może jej uświadomić, że nie ma wystarczającego talentu. Muzyka może pozostać ważnym elementem jej życia, ale niekoniecznie przynieść wielką karierę. W wypadku rywalizacji konfrontacja z lepszymi może motywować do pracy i wysiłku albo do stwierdzenia: moje maksimum to jednak trochę za mało.

Nie jest łatwo to powiedzieć.
Umiejętność oszacowania swoich mocnych i słabych stron jest bardzo ważna, bo pozwala właściwie pokierować własnym życiem. Z pewnością przyznanie się do ograniczeń może wywoływać trudne emocje. Ale zmierzenie się z nimi i podjęcie właściwej decyzji w dłuższej perspektywie przynosi korzyści. W takim wypadku funkcję ochronną mogą pełnić porównania w dół, czyli do osób w gorszej pozycji. Zwłaszcza dla tych, którzy nie widzą wyjścia z sytuacji. Działa tu zasada: niewiele mogę zrobić, żeby poprawić swoje położenie, ale przecież inni mają jeszcze gorzej, poza tym mam zdrowie, fajne dzieci, oddanych przyjaciół albo porywającą pasję.

W końcu każdy człowiek ma inną sytuację rodzinną, finansową, inne priorytety i predyspozycje. Na przykład dla kogoś w pracy najważniejszy jest spokój i stabilizacja, inny woli zawód bardziej dynamiczny. Dlatego warto przede wszystkim porównywać się ze sobą samym.

W jaki sposób?
Przyglądać się temu, w jakim miejscu byłam, co udało mi się zrobić, gdzie jestem dzisiaj. Wtedy widzimy, jak się rozwinęliśmy, czy podnieśliśmy nasze kompetencje, czy osiągnęliśmy swój cel, i możemy planować, co dalej. Dobrze jest zauważyć i doceniać własne postępy. Nawet jeśli są osoby, które daną rzecz wykonują lepiej, to pewnie znajdą się tacy, którzy są słabsi. Uświadomienie sobie własnych zasług pomaga poczuć zadowolenie i satysfakcję z życia.

rozmawiała Monika Stelmach

***

Rozmówczyni jest psycholożką społeczną związaną z Zakładem Psychologii Społecznej Instytutu Psychologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Prowadzi szkolenia z zakresu kompetencji społecznych.

Ja My Oni „Jak nie oszaleć w szalonym świecie” (100122) z dnia 07.08.2017; Sami ze sobą; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Być jak…"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną