Dzieci niezależnie od wieku wierzą, że są uprzywilejowane i mają prawo do otrzymywania za darmo wszystkiego co najlepsze. Uważają, że rodzice powinni zaspokajać wszystkie ich kaprysy, a ścieżka, którą podążają w stronę sukcesu, ma być prosta i łatwa. Są przekonane, że świat kręci się wokół nich – w dobie selfies trudno się zresztą temu dziwić. Młodzi ludzie przekonani o własnej uprzywilejowanej pozycji wyrosną kiedyś na dorosłych z podobnym, choć proporcjonalnym do wieku, roszczeniowym podejściem do życia. To poważny problem” – zauważa Amy McCready we wstępie do swojej książki „Epidemia EGO-izmu” (angielski tytuł – „The »Me, Me, Me« Epidemic” – może nawet czytelniej oddaje istotę owego problemu). A później pyta:
• Drażnią cię żądania dzieci, a mimo to im ulegasz?
• Nie możesz zrobić zakupów w sklepie bez konieczności kupienia dzieciom łakoci?
• Wręczasz dzieciom łapówki i nagrody, by zachęcić je do współpracy?
• Twoje dziecko obwinia innych za własne porażki?
Odnajdujesz w tym spisie cząstkę prawdy? Czy i twoja rodzina jest dotknięta chorobą przywilejów?
Amy McCready szacuje, że wirus dziecięcych przywilejów, a w efekcie – egoizmu, rozprzestrzenił się do rozmiarów epidemii w ostatnich trzech dekadach. Ożywić miała go wydana w USA w 1969 r. książka „Jak dobrze być sobą” amerykańskiego psychoterapeuty Nathaniela Brandena. Jej przesłanie, że poczucie wartości jest sprawą nadrzędną w życiu i wychowaniu dzieci, opanowało społeczeństwo amerykańskie, a z czasem w mniejszym lub większym stopniu resztę zachodniego świata.
Mimo sarkastycznych sformułowań („Dzieci uprzywilejowane każde nieszczęście, które je spotka, traktują jako przejaw niesprawiedliwości losu.