Ja My Oni

Nasze kochanie

Czy miłość w ogóle jest nam potrzebna?

Z wiekiem potrzeba miłości nie wygasa. Tylko ludzie stają się bardziej ostrożni. Z wiekiem potrzeba miłości nie wygasa. Tylko ludzie stają się bardziej ostrożni. Yagi Studio / Getty Images
Czym jest miłość i czy rzeczywiście jest człowiekowi niezbędna.

Psychologowie ewolucyjni twierdzą, że miłość natura wymyśliła po to, żeby kobieta i mężczyzna mieli dzieci. Jednak dla zakochanego człowieka takie stwierdzenie nie ma większego sensu. On bowiem jest w euforii. Funkcjonuje pod wpływem dopaminy i norepinefryny. Czuje wyłącznie, że ta druga osoba tak bardzo mu się podoba, że nie może bez niej żyć. I taki stan może trwać nawet 2–3 lata. Do tego czasu bowiem w mózgu zakochanego wytwarzana jest dodatkowo fenyloetyloamina (PEA). To naturalny związek chemiczny biosyntezowany w neuronach, który działa jako stymulant centralnego układu nerwowego. Dość powiedzieć, że na jego bazie stworzono takie sztuczne substancje psychoaktywne, jak amfetamina czy ecstasy. Jak pisze Robert E. Franken w „Psychologii motywacji”, to fenyloetyloamina wywołuje „ten głupi uśmiech, gdy widzisz kogoś atrakcyjnego”. Jednak po paru latach znajomości produkcja tej substancji w mózgu słabnie i jeśli relacja nie przejdzie do kolejnego etapu – głębokiego przywiązania, któremu towarzyszy wydzielanie zwiększonej ilości endorfin – może się rozpaść. Endorfiny działają z kolei na ludzki organizm jak morfina – łagodzą ból i poprawiają samopoczucie (ten etap relacji przypomina przyjemny slalom między niedogodnościami dnia codziennego). Ale dzięki nim lepiej działa także układ odpornościowy organizmu.

Ścieżka zdrowia

Miłość zaspokaja zatem dwie potrzeby człowieka: rozmnożenia się, ale też przetrwania. Potwierdzili to psychologowie i lekarze zarazem: Donald F. Smith i Marianne Hokland z Aarhus University, badając studentów duńskiego college’u – 35 mężczyzn i 29 kobiet. Zapytali ich, czy czują się szczęśliwi, czy są zakochani i czy często są przeziębieni lub boli ich gardło. Jednocześnie przebadali im krew pod kątem ilości leukocytów (krwinek białych), które są wskaźnikiem aktywności systemu odpornościowego (gdy ich poziom jest wysoki, oznacza to, że organizm właśnie walczy z infekcją, gdy jest niski, oznacza, że osoba jest w dobrej kondycji). Okazało się, że studenci, którzy doświadczali odwzajemnionej miłości, byli okazami zdrowia, czuli się szczęśliwi, odprężeni i pewni siebie.

Najbardziej znany model miłości, stworzony przez Roberta Sternberga z Cornell University, współgra z tym „biochemicznym”. Zakłada, że spełniona miłość charakteryzuje się trzema elementami: namiętnością, intymnością i zaangażowaniem. Namiętność – chęć fizycznego i emocjonalnego stopienia się z drugą osobą – występuje zwykle na początku relacji. Jak uważa Sternberg, nie daje ona jednak ludziom spełnienia i nie czyni ich szczęśliwymi. Dojrzali psychicznie ludzie w miłości oczekują bowiem od siebie czegoś więcej. Intymności, która oznacza, że między ludźmi jest bliskość, a jedna ma poczucie przynależności do drugiej – jak w przyjaźni. Oraz zaangażowania w związek, czyli przekonania, że z tym drugim człowiekiem po prostu chce się być na dobre i na złe.

Miłości spełnionej można się według Sternberga nauczyć. Żeby tego dokonać, trzeba przede wszystkim przekonać siebie, że na takie uczucie człowiek zasługuje. Tymczasem osoby, które traktowane były w dzieciństwie przez bliskich ambiwalentnie, niekonsekwentnie, wytwarzają w sobie poczucie, że coś takiego jak trwały, stabilny związek nie istnieje lub że to one nie mają narzędzi, żeby go stworzyć. I mogą odczuwać lęk przez zaangażowaniem. To samo dotyczy osób, które dorastały we wrogim otoczeniu i wytworzyły w sobie przekonanie, że inni ludzie nie chcą ich wspierać ani im pomagać, czyli mogą liczyć tylko na siebie. Obie grupy mogą preferować związki, w których najważniejsza jest namiętność. A gdy ona przygasa, ruszają szukać nowego partnera.

Ponadto ludzie z różnych powodów przywdziewają w związku maski, takie jak: kontroler, ktoś, kto szufladkuje, świętoszek, kunktator, ugodowiec, potakiwacz, ekspert, zawsze mający rację oskarżyciel, udawacz i obwiniający. A to utrudnia parze komunikację. Sprawia, że ludziom jest trudniej zdiagnozować, na czym naprawdę polega ich problem, a więc również dociec, jak go rozwiązać lub jak się z nim pogodzić. To bardzo istotne, bo zdaniem Sternberga żaden związek nie jest idealny, a miłość to także sztuka rozwiązywania konfliktów. Czasami już sama świadomość, że tak właśnie jest, pomaga ludziom lepiej ze sobą żyć.

Ścieżka bycia

Wielowymiarowy portret miłości maluje pisarka Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską („Jaka piękna iluzja” Znak Litera Nova, Kraków 2017). Mówi tak: „Wchodzi się w miłość z radością i nadzieją, a wychodzi z rozczarowaniem, bywa, że ledwo żyjąc. Uczucia okazują się nie tym, za co je bierzemy. Wchodzi się w ten ciemny las, zaczynając od wydeptanej ścieżki – a potem wszystko się może zdarzyć. A po latach może powiemy: »Nie, to nie była miłość«. Ależ była. Tyle że nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Było widać przód, a tył pozostawał niewidoczny. Tył widzimy potem. Oglądając się za siebie”. Tulli uważa, że tak jest, bo ludzie są z natury rzeczy samotni, osobni, choć wcale tego nie chcą i nie jest im z tym dobrze: „W oszołomieniu potrafimy zapomnieć o samotności, ulegamy złudzeniu, że miłość nas od niej na zawsze ocali. A potem przychodzi odczarowanie”. Miłość okazuje się kiepskim lekarstwem na źle zdiagnozowaną przypadłość.

O czym zatem mówimy, kiedy mówimy o miłości? Tulli: „Gorączka miłości to nie tylko namiętność. Jesteśmy zakładnikami tego, co chcemy zobaczyć w drugim człowieku. (…) Widzimy rzeczy, których może tam wcale nie być. Widzimy to, za czym tęsknimy najbardziej”. A Dąbrowska dodaje: „Namiętność to jest trampolina, która nam pozwala wskoczyć w bliskość. Zaryzykować. Gdyby nie było namiętności, tobyśmy się jednak za bardzo trzymali każdy siebie. To początkowe miłosne szaleństwo musi być, żebyśmy się jakoś do siebie przekonali”. A po czym poznać, że ludziom udało się zbudować udany związek? Tulli: „Nie wiem, chyba po faktach z życia. Kiedy ludzie mają sześćdziesiątkę na karku, jednym można powiedzieć: »No, nieźle, nieźle, mogło być gorzej, gratulacje«, a innym: »I na co wam było to wszystko?«”.

Z wiekiem potrzeba miłości nie wygasa. Tylko ludzie stają się bardziej ostrożni. Wiedzą już, jak wygląda związek, i boją się nie miłości, ale cierpienia. Ci z bardziej wytrzymałym układem nerwowym i sercowo-naczyniowym nawet po sześćdziesiątce będą tracić głowę jak licealiści. Ci delikatniejsi – odpuszczą sobie miłosny rollercoaster. Magdalena Tulli konkluduje: „Samo istnienie innych ludzi, nie zawsze bliskich, niekoniecznie sympatycznych, jest dla nas wielką wartością, może największą. Jesteśmy częścią większej całości, nasz sens może trwać dzięki temu, że wokół żyją inni”. Słowem: bez miłości erotycznej można żyć. Ale bez obecności innych ludzi wokół – nie. Człowiek jest istotą społeczną – w tym sensie jego niezbywalną potrzebą jest po prostu drugi człowiek.

Ja My Oni „Czego potrzeba człowiekowi do życia” (100127) z dnia 05.02.2018; Czego dusza potrzebuje; s. 21
Oryginalny tytuł tekstu: "Nasze kochanie"
Reklama
Reklama