Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Z wizją czy bez wizji

Dwa lata rządu PO i PSL. Z wizją czy bez wizji?

Donald Tusk Donald Tusk Henryk Jackowski / BEW
Spór o ocenę dwóch lat rządu Donalda Tuska jest w istocie sporem o wizję Polski, a nawet o to, czy taka wizja jest w ogóle potrzebna. Ma ten rząd jakąś wizję, czy jej nie ma?
Donald Tusk tuż po zaprzysiężeniu na premieraHenryk Jackowski/BEW Donald Tusk tuż po zaprzysiężeniu na premiera

Poprzednicy mieli wszak swoją IV RP. I choć ją solidnie spartaczyli, a nawet ośmieszyli, to jednak wiedzieli, czego chcieli. Czy dziś wiemy, czego chce premier Tusk? W większości przypadków odpowiedź brzmi, że nie wiemy. Wynika to częściowo z niewiedzy i bezkrytycznego poddania się opozycyjnym sloganom, a częściowo z zawiedzionych oczekiwań (głównie środowisk opiniotwórczych czy przedsiębiorców liczących na rozkwit liberalizmu). Częściowo zaś z tego po prostu powodu, że każdej ekipie trzeba równo „przykładać”. Bo rząd jest od tego, aby go krytykować. Czego więc chce premier, który niewątpliwie narzuca ton swojej ekipie, jest jej niekwestionowanym szefem?

Przede wszystkim chce innej niż poprzednicy polityki. Spokojnej, bardzo normalnej, czasem nawet nie zauważanej przez obywateli. To zresztą była najdobitniej wyrażana przedwyborcza obietnica Platformy, a także PSL. I ona akurat, niezależnie od pojawiających się konfliktów, prowokowanych w większości nie przez rząd, jest konsekwentnie spełniania. W tym sensie, w sposobie uprawiania polityki, PO jest antyPiS–em, mimo, że często zarzuca się jej, że jest tylko PiS – em w wersji soft. W tym momencie przywołuje się najczęściej brak rozliczenia przeszłości i pozostawienie sporego pola zaminowanego przez poprzedników: skrajnie upolitycznioną prokuraturę, nierozwiązany problem mediów publicznych, IPN trwający w starym kształcie i pod starym kierownictwem, wreszcie CBA, w którym zmian dokonano pod wpływem tak zwanej afery hazardowej, a więc w sytuacji wymuszonej przez okoliczności.

Działania i zaniechania

Rzeczywiście - rząd Donalda Tuska nie popisywał się rozliczaniem poprzedników, nie powoływano specjalnych komisji. Nawet zmiany kadrowe, choćby w prokuraturze, gdzie spodziewano się silnego wymiatania, były ograniczone. Nawet wniosek o postawienie byłego ministra skarbu Wojciech Jasińskiego przed Trybunałem Stanu za zaniechania w prywatyzacji gdzieś utknął w Sejmie i nikt nie woła o przyspieszenie prac. Wydaje się, że wszyscy chętnie by o nim zapomnieli.

Czy ów brak rozliczeń wynikał z niemocy, czy właśnie z tego, że chciano się wyraźnie odróżnić od PiS? PiS w koalicji z Samoobroną i LPR zrywało ustawowo zapisane kadencje (na przykład KRRiT), aby tylko posadowić swoich ludzi, szarpało się z tym, co określano jako imposybilizm prawny. Tusk chciał kadencje szanować i dlatego Mariusz Kamiński tak długo był szefem CBA. Z tego powodu również tak niemrawo posuwały się prace nad ustawą medialną. Nawet, jeśli w szeregach partii był imperatyw, aby pisowską KRRiT szybko usunąć i wybrać nową, to premier raczej proces spowalniał, niż przyspieszał. Być może nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do posiadania mediów publicznych. Znał apetyty części swoich szeregów i w ten sposób próbował je powściągnąć.

Dziś słychać, że tak zwaną aferą hazardową premier płaci za brak decyzji w sprawie szefa CBA, a rozszarpywanie mediów publicznych przez koalicję PiS - SLD powinno być dla niego nauczką, że należało poważnie rozmawiać z lewicą. Może jednak jest to cena, jaką w państwie demokratycznym warto czasem zapłacić i jednak pójść taką drogą, jaką poszło się w kwestii rozdziału stanowiska ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Czyli spokojnym, choć nadmiernie przewlekłym procesem uchwalenia nowej ustawy. Nie ma wówczas spektakularnych zmian z dnia na dzień, ale być może będą poważniejsze, bo systemowe.

Janicki, Władyka: PO i jej lider po dwóch latach u władzy

Stasiak: Dwa lata - co się stało z Tuskiem?

Ostrowski: Ocena polityki zagranicznej rządu PO-PSL

Premier w obiektywie fotoreporterów

Wywiad z Donaldem Tuskiem

Punkt krytyczny

Ten pozytywny obrazek burzy jednak świadomość, że o ile w kwestii oddzielenia prokuratury był pomysł jak to zrobić, o tyle w kwestii mediów publicznych Platforma nie miała dobrych pomysłów na ich odpartyjnienie i finansowanie. Nieśmiała idea, że może by coś częściowo przynajmniej sprywatyzować, upadła ledwie się pojawiła, gdyż od czasu afery Rywina sama wzmianka o prywatyzacji w TVP już staje się aferą.

Podobnie rzecz się miała z reformą służby zdrowia – od początku nie było jednoznacznego pomysłu. W samej Platformie, a dodatkowo także w PSL, ścierały się różne koncepcje, co zrobić, aby szpitale się nie zadłużały, jak je przekształcać. Zwłaszcza, że opozycja zręcznie rozgrywała hasło „przekształcenie = prywatyzacja”. Można powiedzieć, że PO stała się mądrą po szkodzie, bowiem przekształcenia w spółki proponował już wicepremier Jerzy Hausner i gdyby wówczas na moment odstąpiono od politycznego boju i tamten projekt poparto, bylibyśmy dziś w zupełnie innym miejscu. Niestety, to właśnie posłanka Ewa Kopacz ostro zwalczała to, co później zaproponowała minister Kopacz i co padło skutek prezydenckiego weta.

Wraz z tym wetem zaczął wygasać reformatorski zapał rządu, jeszcze emerytury pomostowe udało się uchwalić, a następne pomysły (emerytury mundurowe) padły już ofiarą pragmatycznego myślenia – po co się szarpać, skoro i tak będzie weto. Jeżeli szukać jakichś punktów granicznych dla woli reformowania, to upadek ustaw o zmianach w ochronie zdrowia jest nim bez wątpienia.

Kwestia perspektywy

Potem nastało już widmo kryzysu i wraz z nim kolejny punkt graniczny. Nawet najwięksi – ale nie zaślepieni – krytycy przyznają dziś rządowi, że przez najtrudniejszy okres, kiedy groziło wywołanie paniki na rynkach finansowych, przeprowadził Polskę w sposób bardzo dobry. Z odwagą oparto się presji nie tylko opozycji, ale też części autorytetów ekonomicznych, namawiających do zwiększania wydatków. Nie wpompowano dodatkowych pustych pieniędzy w gospodarkę. Uspokajano rynki. Ta jazda – chwilami nawet częściowo „na gapę” – opłaciła się. Opozycji gra na kryzys nie udała się, choć oliwy do ognia dolewano solidnie.

Można oczywiście wyliczać, co się po dwóch latach udało. Odbudowa pozycji w Europie i to na wielu frontach. Nawiązanie nici współpracy z Rosją. Fakt, że jednak na tle Europy w kryzysie Polska pozostała „zieloną wyspą” niewielkiego wprawdzie, ale jednak wzrostu gospodarczego, czyli zapowiadany cud jakoś się tam spełnił. Zawarto ugodę z Eureko w sprawie PZU. Rząd, częściowo zmuszony przez Komisję Europejską, przestał dopłacać do mienia postoczniowego i przynajmniej okresowo zlikwidował dwie nierentowne stocznie.

Podjęto też wiele innych decyzji normalnych - takich, jakie powinien podejmować każdy w miarę sprawny rząd. Kiedyś nazwaliśmy tę politykę „ściboleniem” i wydaje się, że to określenie jest nadal aktualne. Ta polityka ma wszakże tę wadę, że nie porywa. Nie słyszymy o „czterech wielkich reformach” czy nowej IV RP pełnej moralnego wzmożenia. Cicho o planach głównych, strategiach, choć, jeśli idzie o myślenie strategiczne, właśnie w okresie tego rządu pod kierunkiem ministra Michała Boniego, powstały najciekawsze dokumenty. Horyzont roku 2030 jednak mało kogo dziś obchodzi. Ważny jest horyzont przyszłoroczny, bo wówczas przed nami wybory samorządowe i prezydenckie. Ten punkt widzenia zajmuje uwagę większości komentatorów i sprawia, że pogardliwe opinie, iż jest to rząd wyłącznie trwania i „piaru”, zdobywają tak wielką popularność. Moim zdaniem – te opinie w niewielkim stopniu przystają do rzeczywistości.

Janicki, Władyka: PO i jej lider po dwóch latach u władzy

Stasiak: Dwa lata - co się stało z Tuskiem?

Ostrowski: Ocena polityki zagranicznej rządu PO-PSL

Premier w obiektywie fotoreporterów

Wywiad z Donaldem Tuskiem

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną