Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kogo trafi logo

Miliard na ocieplenie wizerunku policji

Sznupek (maskotka śląskiej policji) uczestniczył w uroczystym otwarciu komisariatu w Szopienicach. Sznupek (maskotka śląskiej policji) uczestniczył w uroczystym otwarciu komisariatu w Szopienicach. Maciej Jarzebiński / Forum
Z wielką pompą ogłoszono, że policja będzie miała przyjazną twarz: nowe logo i nowe komendy. I jak na złość, w tym samym czasie wykrzywiła się stara policyjna gęba: seksskandale, afery oraz niezrozumiałe roszady personalne.
Warszawa, policja podczas akcji „Poznaj swojego dzielnicowego”.Piotr Grzybowski/SE/EAST NEWS Warszawa, policja podczas akcji „Poznaj swojego dzielnicowego”.
materiały prasowe

Operację ocieplania nazwano standaryzacją. Zapowiedziano, że koniec z miszmaszem, w ciągu trzech najbliższych lat polska policja będzie jak nowa. Policyjne budynki zostaną ujednolicone architektonicznie i wizerunkowo. Służba dostanie nowe logo: ośmioramienną gwiazdę przypominającą epolety i wyraźny napis „Policja”. Koszt operacji – miliard złotych.

Ten miliard w ustach wiceministra spraw wewnętrznych Marcina Jabłońskiego, wcześniej wieloletniego samorządowca z woj. lubuskiego, zabrzmiał, jakby chodziło o drobiazg. Ale dla stutysięcznej formacji policyjnej z rocznym budżetem wynoszącym ok. 8 mld zł (na płace, sprzęt, budynki, paliwo itp.) to góra pieniędzy.

W założeniach budżetowych na 2013 r. na modernizację wszystkich obiektów podlegających MSW (należących do Policji, Straży Pożarnej, BOR i Straży Granicznej) przeznaczono ok. 150 mln zł. Teraz z budżetu centralnego dojdzie 330 mln zł na wspomnianą standaryzację. A łącznie do 2015 r. tysiąc milionów na komisariaty, komendy i ogólny facelifting. Jest tylko jedna wątpliwość – na co tak naprawdę przeznaczone zostaną te pieniądze?

Twarz jednolita

Policyjne budynki wymagają renowacji – to jasne. Mało kto pamięta, że już w latach 2007–10 za 1,3 mld zł modernizowano komendy. Wtedy pieniądze poszły na najpotrzebniejsze remonty i kilkanaście nowych budynków (m.in. nową siedzibę Komendy Powiatowej w Grójcu). Pieniądze wydano, po czym okazało się, że wciąż połowa obiektów wymaga ratunku, bo się rozsypią. To uzmysławia skalę potrzeb.

Problem jest znany od dawna, ale kołdra za krótka. Dotychczas przeciągano ją więc, nakrywając raz nogi, raz głowę. Malowano fasadę, a wewnątrz pozostawiano sypiące się ściany i zmurszałe podłogi albo odwrotnie. Trzeba się cieszyć, że w budżecie znalazł się wolny miliard na szybki ratunek dla walących się placówek.

Problem tkwi w samej idei standaryzacji. Według zapowiedzi wszystkie komendy mają być ujednolicone, a to oznacza, że powinny być podobne architektonicznie, mieć takie same fronty budynków, wejścia, parkingi, rozkład pomieszczeń i wyposażenie. Rozpisano już konkurs dla architektów na projekt placówki policyjnej nowych czasów. Ale skoro w Polsce jest 16 komend wojewódzkich, 343 komendy miejskie, powiatowe i rejonowe oraz 583 komisariaty – za jeden miliard nie da się ich wszystkich przebudować. Tym bardziej że obiecana kwota ma także pokryć inne wydatki.

Twarz komunikująca wartości

A wydawanie pieniędzy już rozpoczęto od przeprowadzenia na zlecenie MSW badania społecznego na temat oczekiwań obywateli i pracowników policji co do wyglądu i funkcjonalności komend oraz ich otoczenia. Badania wykonała Pracownia Badań i Innowacji Społecznych Stocznia. Trwało 6 tygodni. Przepytano ośmiu komendantów wojewódzkich, 41 innych funkcjonariuszy, 14 pracowników cywilnych policji, 19 tzw. bywalców (pracowników ośrodków pomocy rodzinie, strażników miejskich i dziennikarzy) oraz 41 interesantów (m.in. osoby pokrzywdzone i podejrzanych) – w sumie 123 osoby.

Rozesłano też ankietę internetową do ponad 900 komendantów różnego szczebla – odpowiedziała jedna trzecia. Na tej podstawie Pracownia Stocznia skonstruowała raport, który z kolei dał podstawę do rozpisanego przez MSW konkursu na modelową komendę.

Wnioski z raportu można streścić w kilku słowach. Otóż zarówno obywatele, jak i policjanci chcą, aby komendy były schludne i czyste, wejścia widoczne, zamiast obskurnych dyżurek za kratą powinny być recepcje jak w nowoczesnych biurach, gdzie obywatel o swoich intymnych problemach nie musiałby krzyczeć wszem wobec, aby oficer dyżurny go usłyszał. Należy poczekalnie dla klientów wyposażyć w krzesła, a w miejscach dla palaczy umieścić popielniczki. Każda jednostka policji powinna obywatelom komunikować wartości, takie jak: skuteczność i solidność, otwartość, dostępność i czytelność – cokolwiek by to miało znaczyć. Oczekiwania policjantów ujawnione w badaniach: skromna nowoczesność oraz funkcjonalność. Nie ma w tej pracy zbiorowej żadnej myśli ani wniosku, które nie byłyby dotychczas znane.

Na podstawie raportu Pracowni Stocznia rozpisano konkurs na nowe logo policji, chociaż z raportu nie wynika, że stare już się nie nadaje. Obywatele chcieli jedynie, aby budynki policji i mundury policjantów miały widoczne na odległość oznakowanie, wyróżniające je z otoczenia, czyli takie, jakie jest dzisiaj. Konkurs na logo wygrał zespół Idee z Katowic i otrzymał w nagrodę 20 tys. zł.

Twarz akcyjna

Rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak podkreśla, że nowe nie wyprze od razu starego, pojawi się wyłącznie na budynkach po przeprowadzonej modernizacji. Nie będzie więc wielkiej operacji wymiany oznakowań wszystkich komend, przemalowywania radiowozów, wymiany odznak na mundurach i czapkach policyjnych. Chwała Bogu, bo wtedy koszty wzrosłyby o setki milionów. Ale wynika z tego inny paradoks. W policji będzie obowiązywać logo w dwóch wersjach. Stare na starych budynkach i mundurach, nowe na zmodernizowanych. Jak to się ma do standaryzacji?

Rewolucję standaryzacyjną tłumaczy się potrzebą dostosowania policji do nowych wyzwań. Ma to być służba przyjazna obywatelowi, o ciepłym wizerunku. Dokładnie takie motto towarzyszyło akcji „Przyjazna komenda”, prowadzonej ponad 10 lat temu. Uroczyście otwierano wtedy komendy ciepłe dla obywateli. Wzorcowa powstała w Kielcach, z wyposażonymi w zabawki pokojami dla interesantów z małymi dziećmi. W Krakowie na potrzeby Komendy Miejskiej zmodernizowano w 2001 r. dawne koszary austriackie. Chwalono się brakiem krat, recepcją jak w biurze, specjalnym pokojem do przesłuchań dzieci i piętrowym parkingiem. O tamtej akcji szybko jednak zapomniano – bo zabrakło pieniędzy.

Policja znana jest z akcyjności. Akcje ogłasza się bez przerwy: „Bezpieczne weekendy”, „Żyj bezpiecznie”, „Bezpieczeństwo na drogach”. Jeszcze nie tak dawno komendy współzawodniczyły w zdobywaniu znaków jakości ISO 9001, dokładnie takich jak dla producentów wyrobów i firm usługowych. Zdarzały się kabaretowe sytuacje, kiedy komendanci reklamowali swoje placówki hasłem „nasz klient, nasz pan”. To wszystko już przerabialiśmy: teraz będzie standaryzacja.

Twarz wykrzywiona

Pechowo, ogłoszenie nowej policyjnej filozofii o przyjaźni i ciepłych uczuciach wobec obywateli zbiegło się w czasie z policyjnymi skandalami, które zamiast ocieplać, psują jej wizerunek.

Seksafera w Opolu, gdzie komendant wojewódzki, przypadkiem uruchamiając urządzenie, sam nagrał swoją wulgarną rozmowę z podwładną, z którą utrzymywał intymne stosunki, oburzyła nie tylko policjantów. Komendant w godzinach pracy rozważał: „Seks tradycyjny to w prezerwatywie, seks oralny to bez. Ale nigdy tradycyjnie nie robiliśmy tego bez”. Być może jeszcze większe oburzenie wywołał sposób załatwienia tej sprawy przez szefa polskiej policji. Otóż komendant z Opola napisał raport z wnioskiem o odejście na emeryturę, a komendant główny natychmiast wyraził zgodę. To spowodowało, że sprośny policyjny decydent, chociaż odszedł w niesławie, dostanie najwyższą emeryturę, ok. 10 tys. zł. Szef policji nie musiał przyjmować raportu podwładnego, mógł, a nawet powinien poczekać na wyniki wewnętrznego dochodzenia. Może przecież się okazać, że komendant z Opola ma na sumieniu czyny karalne, na przykład mobbing albo forsowanie awansów służbowych z powodów korupcyjnych, jak w przypadku „pracy za seks” praktykowanej niegdyś w partii Samoobrona. Postępowanie karne spowodowałoby zawieszenie komendanta generała w obowiązkach, czyli pobieranie połowy wynagrodzenia, a po ewentualnym wyroku skazującym odebranie części uprawnień emerytalnych, tak jak to się dzieje w przypadku szeregowych policjantów. Ale komendant komendantowi krzywdy nie zrobił.

Twarz skrzywdzona

Wydarzył się też ostatnio inny bulwersujący skandal – plagiat pracy na konkurs dotyczący obsady stanowiska komendanta wojewódzkiego w Bydgoszczy. Komisja zauważyła, że prace dwóch kandydatów niczym się nie różnią. Zaczęto badać, kto od kogo spisał. Autor jednego z opracowań Leszek Kardaszyński, dotychczas zastępca dyrektora Biura Kryminalnego KGP, a wcześniej wieloletni szef zarządu ochrony świadków koronnych CBŚ, policjant z wielkim doświadczeniem i dokonaniami, łatwo udowodnił, że jego praca była pierwsza. Napisał ją jakiś czas temu na konkurs na komendanta wojewódzkiego w Radomiu i z tego powodu znalazła się w Internecie. Tam znalazł ją plagiator, także pracownik Komendy Głównej. W dniu, kiedy znane były już ustalenia komisji, komendant główny wezwał jednak Kardaszyńskiego i stwierdził, że jedyne honorowe wyjście z tej sytuacji to jego odejście na emeryturę. Kardaszyński dał się przekonać, kiedy usłyszał, że w policji kariery już nie zrobi, a komendant główny zamierza pożegnać go z honorami, uroczyście i w obecności całego kierownictwa policji.

Potem wyszło jeszcze na jaw, że dalsze losy sprawcy skandalu, czyli rzeczywistego plagiatora, wcale nie były dla najwyższego przełożonego oczywiste. Dopiero po kilku dniach zwlekania i zastanawiania się jego też odprawił w stan spoczynku. Skąd ta opieszałość, nie wiadomo, chociaż w KGP nie są tajemnicą bliskie relacje towarzyskie łączące go z komendantem głównym.

Złożyłem przeciwko plagiatorowi doniesienie do prokuratury – mówi Leszek Kardaszyński. Ma też żal do szefa, że nie spełnił obietnicy tradycyjnego pożegnania z należytymi honorami. – Dałem się oszukać – dodaje. – I dzisiaj czuję się z tym jak zbity pies, upokorzony i pozbawiony godności...

Twarz niespokojna

Poprawa wizerunku potrzebna jest policji nie tylko w relacjach z obywatelami, ale też na linii przełożony–podwładny. Komendant główny Marek Działoszyński, obejmując swoją funkcję, zapowiedział kadencyjność na stołkach komendantów wojewódzkich i teraz obietnicę konsekwentnie realizuje. Wymieniono praktycznie wszystkich szefów komend. Tyle że głównie według zasady „dziś tu, jutro tam”. Ostatnio np. z komendy poznańskiej odwołano gen. Krzysztofa Jarosza, co oburzyło wojewodę wielkopolskiego, bo nikt go o zdanie nie zapytał. Jarosza rzucono na stanowisko szefa Komendy Wojewódzkiej do Katowic. Jakie były racjonalne powody tej roszady, nie wyjaśniono. Jeżeli kadencyjność ma polegać wyłącznie na rotacji, karuzeli stanowisk, to nie ma głębszego sensu. A i nie ociepla niczyjego wizerunku.

Podobnie enigmatycznych zmian dokonano w CBŚ. Nie podając powodów, odwołano dotychczasowego dyrektora Adama Maruszczaka (skądinąd wiadomo, że kontestował niektóre decyzje szefostwa KGP), a jego miejsce zajął Igor Parfieniuk, dotychczas szef Komendy Wojewódzkiej w Lublinie. Natychmiast zaczęła się wymiana naczelników zarządów terenowych CBŚ.

Jeżeli ktoś wyobraża sobie, że policję przewietrza się, aby lepiej pracowała, jest w błędzie. Podobne ruchy personalne są powtarzane w tej instytucji cyklicznie, każdorazowo po zmianie komendanta głównego, powodując nerwowość i poczucie niestabilności. Tym razem kadrowe trzęsienie ziemi rozpoczęło się już podczas trwania kadencji komendanta głównego, odwołującego ludzi, których sam przecież wcześniej zaakceptował. Odeszli już obaj zastępcy Działoszyńskiego, których sam sobie dobrał. Ich miejsce zajęli nowi, ale w tej atmosferze także oni nie powinni przywiązywać się do stołków. W komisariatach – wyremontowanych czy nie, ustandaryzowanych czy nie – wyczuć można personalną nerwowość.

Kiedy policjanci słyszą o dodatkowym miliardzie, snują marzenia, że coś skapnie na bieżące wydatki. Nic z tego, wszystko pochłonie standaryzacja. Poza tym trzeba klepać starą biedę.

Od początku trwającego przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Woli procesu nie stawia się pozostający pod ochroną CBŚ główny (i jedyny) świadek oskarżenia Jacek S., ps. Falconetti. To na jego zeznaniach oparto oskarżenie trzech mężczyzn o handel narkotykami – cała trójka twierdzi, że to kłamstwa. Proces przedłuża się, bo oskarżeni nie mogą skonfrontować się z pomawiającym ich świadkiem koronnym. Ostatnio CBŚ przysłał usprawiedliwienie nieobecności swojego podopiecznego. Tłumaczenie brzmiało: nie dowieźliśmy go na salę rozpraw, bo „z powodu braku sił i środków nie jesteśmy w stanie zapewnić Jackowi S. bezpieczeństwa”.

Smutnych opowieści z życia policji jest bez liku. Niestety, akcja-standaryzacja nie objęła zachowań, procedur, stosunków międzyludzkich. Nakazany policjantom uśmiech będzie więc raczej nieszczerym grymasem.

Polityka 24.2013 (2911) z dnia 11.06.2013; Kraj; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Kogo trafi logo"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną