Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Obywatel Potockiej?

Recenzja wywiadu rzeki: "Obywatel i Małgorzata"

materiały prasowe
Głośny wywiad–rzeka Małgorzaty Potockiej opowiada o odejściu Grzegorza Ciechowskiego, ale kreśli przede wszystkim jej portret.

Po co powstała ta książka? Trudno się uwolnić od tego pytania. Bo „Obywatel i Małgorzata” – rozmowa Krystyny Pytlakowskiej z Małgorzatą Potocką – ukazuje się, gdy emocje związane z rozpadem związku bohaterki z Grzegorzem Ciechowskim musiały po prawie 20 latach osłabnąć. Nie jest to więc relacja na gorąco, choć Potocka rozdrapuje emocjonalne rany i nie ukrywa urazy do Anny, fanki i niani ich dziecka, z którą odszedł jej życiowy partner. Nie jest to również biografia artystyczna lidera Republiki. Podsumowuje to jedno pytanie: „Zaczęłaś nowe życie. Z Grzegorzem Ciechowskim, ikoną waszej generacji. To, że był niezwykłym artystą, wiemy wszyscy. Opowiedz, jakim był człowiekiem”. Mamy więc dzieje romansu i wspólnego życia. Owszem, są zakulisowe opowieści o sesjach nagraniowych płyt Obywatela GC, ale Republika – jego najważniejszy projekt artystyczny – istnieje tu tylko jako dalekie tło.

O muzyce rockowej bohaterka opowiada niewiele i – co widać – bez wielkiej pasji. A gdy już pasję wyraża, zapomina faktów. „Bywaliśmy w klubie CBGB, najsławniejszym miejscu rockmanów w Nowym Jorku. Tam rozpoczynały wszystkie wielkie sławy: Jimi Hendrix, Rolling Stones, Madonna" – opowiada Pytlakowskiej. Problem w tym, że gdy CBGB powstawało w roku 1973, Hendrix dawno nie żył, a Stonesi z wieloletnim stażem na karku grywali już na stadionach i w wielkich halach.

Nie jest to więc również rozmowa o muzyce. Motyw, który zdradza w pierwszych zdaniach Potocka, brzmi dość monumentalnie: „Byliśmy parą ważną dla polskiej kultury”. To zdanie sugeruje ton wywiadu, który brzmi w dużej części jak próba przedstawienia się przez Potocką wszystkim tym, którzy mogli zapomnieć jej filmową i fotograficzną  przeszłość – w końcu wiele osób kojarzy ją dziś przede wszystkim jako aktorkę z popularnych seriali „Plebania” czy „Barwy szczęścia”.

I jako taka zdanie spełnia. Gdy Potocka poznaje Ciechowskiego, też mu się przedstawia, pokazując zdjęcia: „Wtedy zdębiał. Powoli dochodziło do niego kim jestem. Był wszystkim zafascynowany”. Potem to ona wprowadza go na salony. Imponowała kontaktami, przyspieszała obrót spraw, zajmowała się interesami muzyka, prowadziła firmę wydawniczą. To, co w „Obywatelu i Małgorzacie” denerwuje, to nieustająca litania nazwisk. Znała się z Niemenem, ściągała jazzmanów na sesje płyt Ciechowskiego, poznano ją z Warholem „na kilka miesięcy przed jego śmiercią”. Zbigniewowi Rybczyńskiemu przynosiła papierosy, gdy dniami i nocami montował oscarowe „Tango”. Yoko Ono też znała. „Widywaliśmy Yoko, kiedy wychodziła ze słynnej kamienicy Dakota - John już nie żył (nawet od wielu lat - przyp. aut.). Zawsze pozdrawialiśmy ją serdecznie” – opowiada o amerykańskiej podróży z Ciechowskim. Nie wiadomo tylko, co na to Yoko Ono, której związek z Lennonem mógłby być rzeczywiście modelowym przykładem sytuacji, gdy sama miłość dwojga ludzi wnosi do kultury naprawdę przełomowy element.

Ta kronika towarzyska doprowadza nas w książce do wielu ciekawych opowieści. Choćby tej, jak Aleksander Kwaśniewski wiózł Ciechowskiemu do Tokio zdjęcie narodzonej właśnie córki Weroniki na prośbę Potockiej.

Gorzej gdy bohaterka książki opowiada „Nadawaliśmy ton, na nas się ubierano, na nas czesano”. Trudno tu nie westchnąć nad tą liczbą mnogą. Republika w wizji Ciechowskiego od początku – jeszcze gdy lider żył w pierwszym małżeństwie i Potockiej nie znał – tworzyła spójny styl graficzny i kreowała modę. I nawet później, o ile na ulicach można było spotkać co i rusz ludzi ubierających się „na Republikę”, to jednak „na Potocką” czy nawet „na Obywatela GC” się nie stylizowano. Ciechowski zaczął i skończył bardziej jako Republikanin niż Obywatel. Potocka była ważna dla przemiany jego wizerunku (w stronę konstruktywizmu, ba – socrealizmu), ale liczyli się inni – choćby menedżer Jerzy Tolak. To trochę zbyt świeża historia, by ją tak twardo mitologizować, nawet jeśli się było w samym centrum wydarzeń. Chyba że główny powód powstania książki wyjaśnia w pełni pierwsza uwaga padająca z ust Potockiej, dość w sumie trafna: „Wiem, ten okres mojego życia najbardziej interesuje czytelników i wydawcę”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną