Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Dokąd zabiera nas nos?

Wszystko o zapachach i powonieniu

Kadr z filmu „ Pachnidło”. Chociaż nie mamy węchu Greonouillea, zapachy wpływają na nasze reakcje i nastrój. Kadr z filmu „ Pachnidło”. Chociaż nie mamy węchu Greonouillea, zapachy wpływają na nasze reakcje i nastrój. EAST NEWS
Jak pachnie przeszłość? W niektórych muzeach próbuje się odtworzyć woń średniowiecznej uliczki, warsztatu szewskiego, kantoru kupca. Zrekonstruowano też zapach perfum, którymi skrapiała się córka Władysława Łokietka.
Sissel Tolaas produkuje aromaty dla firm, które kuszą nimi klientów. Odtworzyła też woń Paryża: mieszankę zapachów spalin, psiej kupy i papierosów.Forum Sissel Tolaas produkuje aromaty dla firm, które kuszą nimi klientów. Odtworzyła też woń Paryża: mieszankę zapachów spalin, psiej kupy i papierosów.

Z przedstawień bankietów na ścianach grobowców egipskich wiadomo, że na głowach kładziono pachnące stożki tłuszczu. Topiące się pachnidło spływało po włosach i ciele, łącząc się z zapachem potu. W salach balowych panował ścisk, tańczyły tancerki, kręciły się zwierzęta, a nad wszystkim unosił się zapach cebulowo-czosnkowych potraw i opary alkoholu. Wonie te mieszały się z duszącym zapachem ciężkich pachnideł. Gdybyśmy spróbowali zrekonstruować mieszankę zapachów bankietu u faraona, pewnie nie przypadłaby nam do gustu, a u większości wywołała przynajmniej silny ból głowy. Dziś wonne podróże w czasie są możliwe, choć puryści twierdzą, że prawdziwego zapachu przeszłości i tak nie da się do końca odtworzyć. Jest zbyt ulotny, zbyt specyficzny, jedyny w swoim rodzaju.

Nos pamiętliwy

Przez wieki badaczom zdawało się, że ludzki zmysł powonienia to nasz słaby punkt w porównaniu z węchem zwierząt. Stosunkowo niedawno zaczęliśmy go lepiej poznawać i doceniać. Bo nawet jeśli nikt nie ma nosa Jean Baptiste Grenouille’a, bohatera „Pachnidła” Patricka Süskinda, nie ulega wątpliwości, że wonie wpływają na nasze reakcje i nastrój. Dzięki badaniom osmologicznym (osmé – po grecku zapach) wiemy, że nos jest dla nas swoistym wehikułem czasu. Każdemu zdarzyło się, że jakaś woń cofnęła go do dzieciństwa – zapach po burzy przypomniał spacer z dziadkiem, a woń świeżo upieczonego piernika Wigilię u babci.

Zjawisko zwane efektem Prousta (od słynnej magdalenki z powieści „W poszukiwaniu straconego czasu”, której aromat przypominał głównemu bohaterowi dzieciństwo) dowodzi, że węch to zmysł niezwykle pamiętliwy. Pobudzane przez związki chemiczne receptory w nabłonku nosa wysyłają informacje do mózgu, który zapamiętuje je przy udziale hipokampu. Ta zapachowa informacja trafia do układu limbicznego kierującego emocjami, dlatego pamięć węchowa tak bardzo jest z nimi powiązana. Jej naukowa analiza nie jest łatwa, bo pamiętamy przecież nie tyle pojedyncze zapachy, którymi dysponują w laboratoriach naukowcy, ile kombinacje zapachów, np. przedszkole kojarzy się z mieszanką woni pasty do podłogi, obiadu ze stołówki i kapci.

Zapachy wyciągają z zakamarków pamięci pozornie zapomniane, zazwyczaj przyjemne wydarzenia o silnym ładunku emocjonalnym, są one też bardziej szczegółowe niż te wywołane słowem czy obrazem – piszą Ewa Czerniawska i Joanna Czerniawska-Far w książce „Psychologia węchu i pamięci węchowej”. Z badań wynika, że najczęściej przypominają zdarzenia, które miały miejsce między 6 a 10 rokiem życia, choć nie wiadomo, czy dlatego, że wtedy kształtuje się tożsamość, najczęściej przeżywane są pełne emocji „pierwsze razy” czy najsprawniej funkcjonuje ośrodkowy układ nerwowy, kodujący informacje.

Wonią uwodzeni

Tak czy inaczej, na naszej pamięci węchowej żeruje cały aromamarketing. Wykreowane w laboratoriach zapachy zachęcają nas do przebywania w konkretnych restauracjach, kupna danych produktów, a nawet gier hazardowych. Sklepy, banki, hotele, gabinety kosmetyczne korzystają z usług specjalistów od zapachów, zwanych olfaktologami. Chociażby Sissel Tolaas, która w swym norweskim laboratorium projektuje perfumy i odpowiednie aromaty dla wielkich firm – Ikea, Volvo, Procter&Gamble. W ich składzie nie zawsze są tylko zapachy kwiatów, owoców, ambry (wydzielina wieloryba) czy paczuli (olejek z azjatyckiej rośliny wodnej), ale też kojarzące się mniej przyjemnie wonie oleju silnikowego, płótna, skóry, wilgoci czy kurzu. W odpowiednim stężeniu i kombinacji zapachy te są nie tylko przyjemne, ale też działają na zmysły dokładnie tak, jak chcą tego producenci – przyciągając i zachęcając klientów do odwiedzin lub kupna.

Ponieważ wpływają na wyobraźnię, są czasami wykorzystywane w muzeach, skansenach, teatrach i kinie. Odpowiednie zapachy rozpylano w trakcie seansów „Pachnidła” Toma Tykwera, ale twórcy filmowi coraz częściej zastanawiają się, czy nie zrobić z tego reguły. Film w 3D urozmaicony zapachami może nie tylko zrobić większe wrażenie, ale i na dłużej zapaść w pamięć. Lepiej zarejestrujemy scenę z pola bitwy, jeśli poczujemy zapach krwi, dymu i stali, a akcję rozgrywającą się w restauracji, jeśli otaczać nas będą zapachy gotowanych potraw. To samo dotyczy muzeów.

Jedną z pierwszych instytucji muzealnych, które wykorzystały zapachy, było brytyjskie Jorkvik Viking Centre. Miało działać jak wehikuł czasu, przenosząc zwiedzających w czasy wikingów, zamieszkujących York tysiąc lat temu, dlatego unosiły się w nim wonie średniowiecznej osady – palonego drewna, jabłek, odór śmieci, bydła, ryb, dziegciu czy wilgotnej ziemi.

Dwóch psychologów z Cardiff University – John P. Aggleton i Louise Waskett – postanowiło sprawdzić, jaki wpływ na pamięć autobiograficzną mają zapachy. – Przebadano osoby, które już odwiedziły muzeum. W trakcie przypominania odtworzono te same zapachy, co pomogło badanym w wydobyciu szczegółów tej wizyty. Taki efekt jest rezultatem odtworzenia kontekstu zapamiętywania. Dodawanie zapachów do wystaw, przedstawień czy filmów pomaga w lepszym ich odbiorze, przenosząc ludzi w klimat czasu dzięki doznaniom węchowym, ale czy pomaga lepiej zapamiętać? Tak się może zdarzyć, ale nie musi – mówi prof. Czerniawska i dodaje, że najlepiej zapamiętuje się rzeczy niezwykłe, dobrze jest też, gdy w procesie uczenia uczestniczą wszystkie zmysły, dzięki temu dysponujemy większą ilością „sznurków”, pozwalających nam wydobyć daną informację z zakamarków pamięci.

Zapachu wymyślanie

Rozchodzący się po muzeum zapach może mieć zatem znaczenie edukacyjne, przede wszystkim jest jednak atrakcyjny i przyciąga tłumy (w 2006 r. Jorkvik Viking Centre odwiedziło 14 mln ludzi). Nic dziwnego, że i u nas pojawiło się aromamuzealnictwo. Zapachy zastosowano w gdańskim spichlerzu Błękitny Baranek na wystawie rekonstruującej życie średniowiecznego Gdańska. Olfaktolodzy z laboratorium Polleny-Aroma stworzyli zapach warsztatu szewskiego, garbarni, apteki, chlewu, kantoru kupca i tkalni.

Odtworzenie zapachów na wystawie gdańskiej miało sens, ponieważ prezentowano poszczególne rzemiosła, ale czy możemy mówić, że potrafimy odtworzyć zapach całego miasta? – Nawet jeśli mniej więcej wiemy, co składało się na ich woń, każde z miast pachniało nieco inaczej – mówi archeolog dr Cezary Buśko, szef pracowni Archeologia B. C., jednego z projektantów nowoczesnej trasy turystycznej w podziemiach krakowskiego rynku. – Przy planowaniu wystawy pod Sukiennicami pojawiły się propozycje, by urozmaicić ją zapachami. Jednak zrezygnowaliśmy, bo doszliśmy do wniosku, że wonie byłyby tylko naszą wizją tego, jak pachniał średniowieczny Kraków.

Nawet dzisiaj każde miasto pachnie trochę inaczej. W osmotece w Wersalu, gromadzącej zapachy starych perfum, są też wonie poszczególnych krajów i regionów. W czerwcu na festiwalu inSPIRACJE w Szczecinie Sissel Tolaas zaprezentowała woń Paryża. Jej pracownicy pół roku gromadzili wonie stolicy Francji, a na nową kompozycję składa się m.in. zapach spalin, psiej kupy i papierosów. Skład woni Warszawy z pewnością byłby inny. To dlatego odtworzenie tego, jak pachniały w średniowieczu Paryż czy Warszawa, zawsze będzie jedynie rekonstrukcją.

Choć badanie woni z przeszłości to rzecz niełatwa, niektórzy, jak historyk Mark M. Smith z University of South Carolina, twierdzą, że i tak należy starać się je odzyskać, bo poznanie zapachów z dawnych epok pozwoli nam lepiej zrozumieć wiele historycznych procesów. Przecież pojawienie się w 1927 r. w perfumach Chanel, uznawanych za bardziej męskie, nut jaśminu i skóry wskazuje na kulturowe wyzwolenie kobiet tej epoki, a obecne upodobanie do słodkich perfum może coś mówić o dzisiejszym postrzeganiu kobiecości.

Ciekawe jest też, jak ewoluowały nasze zapachowe gusty, bo nastawienie do różnych woni zmieniło się diametralnie. Chociażby dlatego, że świat w przeszłości pachniał intensywniej. W osadach i miastach dominował odór śmieci i ekskrementów, wymieszany z kwaśnym fetorem spoconych ciał ludzi i zwierząt oraz zapachów różnych zakładów rzemieślniczych (w tym najbardziej smrodotwórczych garbarni). Z tekstów wiadomo, że cuchnęło nawet w Rzymie, pełnym łaźni i fontann, w którym usuwanie śmieci i zmarłych było nie lada kłopotem, a smród w złych dzielnicach wprost obezwładniał. To dlatego bogacze starali się odseparować od woni miasta, otaczając swe wille oraz pałace murami i ogrodami, sami zaś polewali się ciężko pachnącymi, maskującymi nieprzyjemny zapach ciała perfumami. Przełom miał miejsce w XIX w. po skanalizowaniu miast, a przede wszystkim po tym, jak zaczęliśmy się myć. Wtedy duszące wonie piżma, ambry i kadzidła zastąpiliśmy lekką wonią kwiatów.

Perfumy faraona

Pachnidła były towarem luksusowym, na który pozwolić sobie mogli tylko bogacze. Pierwsze perfumy wytwarzali starożytni Egipcjanie, a ich skład udaje się w wielu przypadkach zrekonstruować dzięki starożytnym przekazom i pozostałościom specyfików znalezionym w grobowcach. Produkcja perfum była zajęciem tak lukratywnym i ważnym, że w Egipcie kontrolę nad nią miał sam król, który jako jedyny posiadał prawo wysyłania kupców po niezbędne składniki (kadzidło, mirrę i żywice).

Ponieważ umiejętność destylacji pojawiła się dopiero w IV w. p.n.e., Egipcjanie wykorzystywali jako bazę perfum tłuszcze i oleje, równie dobrze absorbujące aromat. Nad Nilem znano dwa sposoby uzyskiwania i utrwalania zapachów – uwonnienie, polegające na umieszczaniu płatków kwiatów pomiędzy warstwami stałego tłuszczu, oraz macerację, gdy płatki gotowano w tłuszczu.

Perfumy egipskie stanowiły kombinację wielu zapachów, ich skład i sposoby pozyskiwania olejków eterycznych były chronione. Zapachy znad Nilu uważano za najdoskonalsze. W czasach rzymskich najbardziej ceniono pachnące olejem żołędziowym, żywicą, mirrą, kasją i cynamonem perfumy z miasta Mendes w Delcie Nilu. Ale chociaż znamy ich skład, rekonstrukcja ich woni nie jest łatwa, bo nie zawsze wiemy, jakie były proporcje, a i sposoby pozyskiwania poszczególnych aromatów są dziś inne niż w przeszłości.

Wbrew pozorom wcale nie łatwiej odtworzyć zapach perfum z młodszych epok. Już jakiś czas temu Francuzi zrekonstruowali na podstawie receptur zapach wody używanej przez wygnanego na Wyspę św. Heleny Napoleona. Polacy natomiast wzięli się za Wodę Królowej Węgier, czyli pierwsze w historii perfumy alkoholowe, których nazwa pochodzi od córki Władysława Łokietka i żony węgierskiego króla Karola Roberta – Elżbiety (1305–81). Od 1370 r. woda ta była najpopularniejszym pachnidłem Europy, zdetronizowanym dopiero w XVIII w. przez Wodę Kolońską. – W oparciu o stare receptury zrekonstruowaliśmy woń Wody Królowej Węgier, chociaż dysponowaliśmy kilkoma przepisami, i to z różnych okresów – mówi Anna Adamowicz z Pollena-Aroma. – U podstaw miał on nuty ziołowe – rozmaryn, tymianek, lawendę, miętę, szałwię, majeranek oraz pomarańczę i cytrynę. Trzeba jednak pamiętać, że użyliśmy składników nowocześnie wyprodukowanych, nie możemy też porównać zapachu naszej wody z oryginałem, bo ten się nie zachował. Dlatego to, co powstało, jest raczej współczesną wariacją na temat tego, jak Woda Królowej Węgier mogła pachnieć.

Z woniami z przeszłości mają do czynienia archeolodzy. W trakcie badania mumii egipskich czuć zapach wykorzystywanych przez balsamistów żywic i pachnideł, wymieszany ze słodkim zapachem rozkładającego się ciała. Zachowane w grobowcach egipskich kosmetyki też wydzielają zapachy, ale ponieważ olejki eteryczne dawno wywietrzały, mają raczej woń zjełczałego tłuszczu.

Fetor średniowiecza

Najbardziej cuchną pradawne latryny. Fetor jest największy w momencie, gdy stare ludzkie odchody zaczynają się utleniać w wyniku reakcji z powietrzem. Z czasem stopniowo wietrzeje. Specjaliści od archeologii miejskiej, bo to oni najczęściej natrafiają na stare wychodki, twierdzą, że potrafią określić wiek latryny nie tylko na podstawie jej konstrukcji, ale też „na nosa”. Jedni uważają, że na intensywność smrodu ma wpływ rodzaj drewna użytego na obudowę i bardziej cuchną latryny wykonane z sosnowych desek niż z dębowych; inni, że po prostu starsze latryny cuchną mniej niż młodsze. W rzeczywistości jednak nawet w tych cuchnących kapsułach czasu (wypełnionych różnymi, dobrze zachowanymi przedmiotami, przez co latryny uchodzą za najzasobniejsze źródło informacji o życiu codziennym średniowiecznych miast) zapach powstaje w wyniku procesów chemicznych, zachodzących w beztlenowym środowisku przez setki lat. A zatem jest to woń starej latryny, a nie taka, jaką wydzielała w czasach, gdy była używana.

Zapach jest zbyt ulotny, by się zachował, co gorsza, nie wychodzi nam nawet opisywanie go słowami. To dlatego nie istnieje jedna obowiązująca kwalifikacja aromatów i woni. – Wielu chemików i perfumiarzy tworzy własne nazewnictwo i genealogię perfum oraz nut zapachowych – mówi Anna Adamowicz. Względne jest nawet to, co jest smrodem, a co przyjemnym aromatem. To się zmienia na przestrzeni dziejów, zależy też od kompozycji i stężenia, co udowadniają olfaktolodzy.

Nos często nas zwodzi i robi z nami, co chce – wprawia w dobry lub zły nastrój, zachęca do kupna, otumania, ale też cofa w przeszłość. Nadal zdecydowanie lepiej mu to wychodzi, gdy ma nas przenieść w czasy naszego dzieciństwa niż w czasy faraonów czy do średniowiecznego miasta.

Polityka 42.2011 (2829) z dnia 12.10.2011; Nauka; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Dokąd zabiera nas nos?"
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną