Komputer to urządzenie, które u schyłku XX w. zdominowało społeczną wyobraźnię. Poddajmy ją próbie i wyobraźmy sobie takie stwierdzenie: „moja matka była komputerem”. Brzmi dziwnie, prawda? Tak jakbyśmy wybiegali w przyszłość wieszczoną przez radykalnych futurologów do czasów, kiedy nastąpi Singularity – przełom polegający na stopieniu się technologii z biologią. Wówczas niewykluczone, że komputery będą nie tylko obdarzone inteligencją, lecz także zdolnościami do współżycia intymnego i reprodukcji cyborgiczno-androidalnych hybryd.
Tymczasem jeszcze w latach 50. XX w. wiele dzieci w Wielkiej Brytanii pytanych o zawód matki, odpowiadało – komputer. Mianem tym bowiem, przypomina badaczka cyfrowej kultury Katherine N. Hayles, określano rachmistrzynie zatrudniane masowo przez armię. Pierwsze elektroniczne cyfrowe maszyny obliczeniowe przedstawiano jako elektroniczne mózgi – tak np. brytyjska lokalna gazeta „Surrey Comet” pisała 9 listopada 1946 r. o nowym urządzeniu zaprezentowanym przez matematyka Alana Turinga.
Funkcje oraz spektakularna złożoność pierwszych komputerów – pionier, amerykański ENIAC, ważył 27 ton i zawierał 18 tys. lamp próżniowych oraz nieskończoną niemal liczbę przełączników i kabelków potrzebnych do programowania – powodowały, że urządzenia te w dość oczywisty sposób porównywano do mózgu. W tym samym jednak czasie trzeba sobie było poradzić z wyobrażeniem złożoności mózgu – najbardziej skomplikowanego organu biologicznego. Odpowiedniej analogii dostarczały centrale telefoniczne. Tak więc u zarania epoki informatycznej komputer przedstawiano używając metafory elektronicznego mózgu, podczas gdy o samym mózgu mówiono jak o centrali telefonicznej.