Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Poczuj to co ofiara

Krzysztof B. spod Siemiatycz, kazirodca, niezasłużony celebryta ostatnich dni, trafił do Aresztu Śledczego w Hajnówce. Podlega specjalnej ochronie. Pod celą sprawcy przestępstw wobec dzieci spotykają się z pogardą i agresją. Ale po drugiej stronie muru jest podobnie. Pogarda, agresja. I bezradność.

Krzysztof B. przebywa w kilkuosobowej celi, gdzie – jak zapewnia Mirosław Dudar, dyrektor aresztu – nikt go nie pobił, co najwyżej zwyzywał. Dla bezpieczeństwa osadzonego najważniejszy jest dobór współwięźniów. Jak się wiara dowie, z kim dzieli sedes, następuje przerzutka, czyli zmienia mu się miejsce siedzenia.

W polskich więzieniach przebywa 1100 osób skazanych za czynności seksualne z osobami małoletnimi lub za pornografię dziecięcą. Z tego tylko 135 to pedofile, czyli tacy, u których biegli sądowi stwierdzili zaburzenia preferencji seksualnych. Od dwóch lat, dzięki zmianom w kodeksie karnym wykonawczym, można z takimi skazanymi prowadzić terapię. Trafiają na oddziały terapeutyczne dla osadzonych z tzw. niepsychotycznymi zaburzeniami oraz upośledzonych umysłowo. W opracowaniu programu uczestniczył m.in. prof. Zbigniew Lew-Starowicz.

Jest to terapia behawioralno-poznawcza, czyli ucząca kontroli emocji – wyjaśnia Luiza Sałapa, rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej. – Program trwa około 12 miesięcy, jest podzielony na sekwencje. Skazani dowiadują się, jak sobie radzić, gdy przyjdzie moment krytyczny, czyli pojawią się pedofilne myśli. Uczymy ich empatii, bo w większości są pozbawieni współodczuwania. Nie mają świadomości, że ofiara cierpi.

Terapia wobec pedofilów, którzy dopuścili się czynów seksualnych wobec małoletnich, jest prowadzona w siedmiu placówkach (Zakład Karny w Oleśnicy, ZK nr 2 w Łodzi, Areszt Śledczy w Starogardzie Gdańskim, ponadto więzienia: Rawicz, Sztum, Goleniów i Rzeszów). Grupy terapeutyczne liczą zwykle po osiem osób. Z prostego rachunku wynika, że nie wszyscy ze 135 skazanych pedofilów uczestniczą w programie.

W Zakładzie Karnym w Rawiczu terapii są poddawani więźniowie karani po raz pierwszy, skazani z reguły na 2–3 lata pozbawienia wolności. Za molestowanie dzieci, obnażanie się, dotykanie miejsc intymnych, zmuszanie do obmacywania.

W żadnym polskim więzieniu nie stosuje się farmakoterapii – mówi Ewa Wróblewska z oddziału terapeutycznego w Rawiczu. – A czy ma sens terapia, która nie jest połączona z podawaniem leków? Wiadomo, że popęd sam nie słabnie, ale na podanie leków potrzebna jest zgoda osadzonego. No i jest to kosztowne. W kryminale osadzony nie styka się z dziećmi, ale przecież może oglądać telewizję, widzi dzieci, a o czym fantazjuje – nie wie nikt.

W Zakładzie Karnym w Rzeszowie opracowano autorską koncepcję oddziaływań terapeutycznych. W skrócie: w pierwszym etapie zawiera się kontrakt ze skazanym; chodzi o to, żeby świadomie zgodził się współpracować. Z punktu widzenia osadzonego najważniejsze jest dochowanie tajemnicy i zapewnienie mu poczucia bezpieczeństwa. Dzięki temu skazani stają się bardziej otwarci i na zajęciach w grupie mogą mówić o własnych fantazjach seksualnych. Taka erotyczna burza mózgów pomaga w dalszej pracy. Kolejnym elementem jest „pisanie listu do ofiary”. Skazany musi postawić się w sytuacji ofiary i opisać jej traumatyczne przeżycia. Z tym bywa trudno. Skazani muszą poprawiać swoje listy, bo często minimalizują emocje ofiar.

Po zaliczeniu terapii więzienny psycholog wystawia opinię, czy osadzony posiadł umiejętność samokontroli, przeciwdziałania nawrotom zaburzenia. – Ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy skazany nie wróci na drogę przestępstwa – mówi psycholog Małgorzata Prętkowska z oddziału terapeutycznego Zakładu Karnego w Oleśnicy. Po zakończeniu terapii osadzeni albo zostają na oddziale terapeutycznym (jeśli oprócz zaburzeń preferencji seksualnych cierpią na inne, np. są upośledzeni), albo wracają na zwykły oddział, skąd wychodzą na wolność. I trafiają w próżnię.

Więzienni psychologowie tłumaczą skazanym, że po wyjściu z więzienia powinni na własną rękę szukać pomocy u seksuologów. Siedmiu na ośmiu z grupy deklaruje, że tak zrobi. Ale motywacje są różne. Wiedzą, że od ich postawy zależy opinia psychologa. A każdy chce mieć dobrą. Jakub Śpiewak z Fundacji Kidprotect pamięta przypadek, kiedy kurator sądowy szukał placówki dla sprawcy-pedofila, który wyszedł z więzienia. Mieszkaniec Katowic odsiedział wyrok i chciał zmienić swoje życie. Ale mu się nie udało, bo nie udało się znaleźć ośrodka. Jak pokazują badania kryminologiczne – około 80 proc. pedofilów-przestępców wcześniej czy później dopuści się znów pedofilii.

Aleksandra Jodko, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, uważa, że sama izolacja, nawet w połączeniu z jakąś psychoterapią, bez wspomagania farmakologicznego nie przynosi efektów. Izolacja nie zmniejsza kierunku ani siły popędu. Do tego rośnie frustracja z powodu zamknięcia. Skazany, który wychodzi z więzienia, zwykle marzy o tym, żeby przespać się z kobietą; a pedofil marzy o dziecku. Jej zdaniem, mitem jest jednak także to, że kastracja chemiczna (rozumiana jako obniżanie popędu płciowego) sama załatwi sprawę. – W naszej poradni przy ul. Dolnej lekarze od lat stosują farmakoterapię. Obniża ona popęd, ale nie zmienia preferencji seksualnej. Jeśli do tego nie dołączy się psychoterapii, co sprawdza się w świecie, to u pedofila rośnie agresja, także ta fizyczna w życiu codziennym.

Żeby skutecznie leczyć pedofilię, trzeba więc zacząć od farmakoterapii, osłabić popęd, a potem prowadzić kurację behawioralno-poznawczą. Jak długo, to zależy od konkretnego przypadku.

Według Aleksandry Jodko, problemem jest też brak edukacji seksualnej. Polacy wciąż żyją stereotypami. Powszechnie utrzymuje się mit, że pedofil to homoseksualista. A w ogromnej większości przypadków czynu pedofilnego dopuszczają się mężczyźni wobec dziewczynek, a nie chłopców. Kolejny stereotyp: każdy pedofil krzywdzi dziecko, jest przestępcą.

– Mamy pacjentów, którzy nikogo nie skrzywdzili, a widzą u siebie zaburzony popęd płciowy. I chcą się leczyć. Ostatnio zgłosił się 23-latek, przerażony, co ma robić, bo ma młodsze rodzeństwo i złe wobec nich myśli – mówi Aleksandra Jodko. – Jest też stereotypem, chociaż ostatnio się to zmienia, że pedofile to ludzie z marginesu. Leczą się u nas nauczyciele, lekarze, profesorowie. Prawdą jest natomiast, że większość pedofilów, którzy popełniają czyny przestępcze wobec dzieci, to są osoby z bliskiego kręgu zaufania – krewni, znajomi, nauczyciel, ksiądz.

Ale tak naprawdę najwięcej jest przypadków podobnych do Krzysztofa B., który pedofilem nie jest. Mężczyzna po pijaku wraca do domu i trafia nie do tego łóżka. Zamiast z żoną odbywa stosunek z córką. Albo żona wydaje mu się nieatrakcyjna i córka staje się obiektem seksualnym. Dochodzi do kazirodztwa, ale jeśli dziewczynka ma powyżej 15 lat, nie jest to czyn pedofilny.

Według statystyk sądowych, w 2005 r. skazano prawomocnie za kazirodztwo 20 osób. Jednak nie ma wśród nich osób, które dopuściły się jednocześnie czynów pedofilnych, czyli wobec własnych dzieci poniżej 15 roku życia. W takich przypadkach zwykle wszczynane są sprawy o czyny pedofilne, gdyż zagrożenie karą jest przy nich wyższe.

Faktyczna skala tej przestępczości jest trudna do oszacowania. Kazirodztwo na ogół jest skrywane przez rodzinę, sąsiadów i funkcjonuje przez lata. Sprawę Krzysztofa B. poznała cała Polska. Jan K. miał więcej szczęścia. Bogata wielkopolska wieś. Jan K. z rodziną mieszkają tu od lat. Od dawna też wiadomo, że Jan był „jakiś zboczony”.

– Bez seksu nie mógł żyć, jak człowiek bez jedzenia – zdradza sąsiadka. – Bez przerwy musiał mieć babę. Ruskie, młode, stare (tylko żeby to się nie wydało...). Żona nie wytrzymała, poszła w świat, to się zajął córką. Miała wtedy chyba 15 lat, ale już była taka odrośnięta, w sam raz...

Jan ma akurat przerwę w karze za kazirodztwo. Wrócił do domu. Jest rozmowny. Przecież nie bił, nie zmuszał córki.

Monika pamięta, że odkąd opuściła ich matka, musiała w domu pełnić rolę gospodyni. Gotować, sprzątać, opierać. Aż kiedyś ojciec przyszedł do niej do łóżka. Mówił, żeby się nie przejmowała, bo w wielu rodzinach tak jest. Tłumaczył to historią jakiegoś Lota, co miał żonę i jak ją stracił, to córki przejęły jej role, bo Pan Bóg nakazał się rozmnażać. Gdy miała 15 lat, zaszła w ciążę. Ojciec najpierw jej kazał skakać z pagórka do dołu, żeby spędzić płód. Ale w końcu dał spokój. Teraz Asia, córka Jana, ma 10 lat. Asia i ojciec-dziadek są jak z kserokopiarki.

Zniszczył mi dzieciństwo, całe życie; nie skończyłam szkoły przez tę ciążę. Mam 24 lata, a czuje się, jakbym miała dwa razy więcej – mówi Monika, która nie chodzi na żadną terapię. Podobnie jak większość dorosłych ofiar molestowania. Musi sobie radzić sama: z ojcem, z dzieckiem, ze sobą. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz ma nadzieję (który to już raz), że po kolejnej aferze pedofilskiej nie zostaną tylko wycinki prasowe. Że w końcu uda się coś zrobić. Przede wszystkim utworzyć ośrodek leczenia byłych więźniów-pedofilów. Także leczenia pedofilów, którzy jeszcze nikogo nie skrzywdzili, ale boją się własnych skłonności.

Pomocy potrzebują też dorosłe ofiary molestowania. Z dyskusji w Internecie: „Jak myślicie, skąd się bierze to poczucie, że jest się całkowicie samemu? Z doświadczenia? Ze strachu? Przed innymi, przed sobą, przed swoją tajemnicą? Strachem przed ujawnieniem jej, tak wielkim, że lepiej pozostać samemu?”. „Dobre pytanie. Jak ktoś mi to wytłumaczy, to będzie cud. Bardzo chcę zrozumieć, skąd się to dziadostwo bierze. Walczę z tym już tyle czasu, próbuję to rozgryźć i nic. Koszmar”.

Jak mówi Jakub Śpiewak z Fundacji Kidprotect, w ostatnim czasie dorosłych kobiet po podobnych przejściach zgłasza się coraz więcej. Zwłaszcza po medialnych akcjach typu „Stop pedofilom”. Terapia dzieci-ofiar przemocy seksualnej jest refundowana, dorosłym nikt pieniędzy nie zwraca. Wielu kobiet nie stać na zapłacenie 100 zł za wizytę u psychologa. Poza tym się wstydzą. I jest w nich strach. I wciąż poczucie winy. Wszystko pozostało z okresu dzieciństwa, kiedy ich oprawcy utwierdzili je w przekonaniu, że są nikim.

Szansą jest pomoc organizacji pozarządowych. – Kobiety trafiają do nas zwykle przy okazji innych zaburzeń – anoreksji, bulimii, prób samobójczych, problemów seksuologicznych – wylicza Jakub Śpiewak. – Dopiero potem wychodzi, że były molestowane w dzieciństwie. Mają katastrofalnie niską samoocenę. Mówią o sobie: jestem kurwą, jestem suką... Mamy dwie grupy terapeutyczne po 25 osób. Taka terapia trwa rok. Ważna jest samopomoc grupowa. Kobiety mają w Internecie portale, na których wzajemnie się wspierają.

Jedna z nich, 30-letnia Anna, po dwóch nieudanych związkach, ma nawroty traumatycznej pamięci. Takie stop-klatki. Nagle coś sobie przypomina z dzieciństwa. I zaczyna się bać. Wtedy bierze żyletkę i się tnie. W ten sposób pozbywa się traumy. Przynajmniej na chwilę. Do następnej stop-klatki.

Innej atrakcyjnej dziewczynie psycholog zaleciła w ramach terapii, żeby wyszła w sukience na ulicę, bo dziewczyna – jak to bywa w takich przypadkach – tłumiła w sobie kobiecość, nie chciała być atrakcyjna. Na spacer w spódnicy zdecydowała się po półtora roku terapii.

Pedofile i kazirodcy muszą być karani. Jest to ten typ przestępstw, gdzie kara powinna być łączona z terapią. Ale terapia i pomoc musi być przede wszystkim zwrócona w stronę ofiar. To one są tu najważniejsze.

Polityka 39.2008 (2673) z dnia 27.09.2008; Kraj; s. 32
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną