Pomocnik Historyczny

Proces jako teatr polityczny

Pierwszy dzień procesu członków Zrzeszenia Wolność i Niezawisłośc (WiN), oskarżonych o działalność szpiegowską. Rozprawa toczyła się przed Wojskowym Sądem Rejonowym. Warszawa, sierpień 1947 r. Pierwszy dzień procesu członków Zrzeszenia Wolność i Niezawisłośc (WiN), oskarżonych o działalność szpiegowską. Rozprawa toczyła się przed Wojskowym Sądem Rejonowym. Warszawa, sierpień 1947 r. PAP
Procesy polityczne były nieodzownym elementem systemu stalinowskiego i miały ściśle określone reguły, wypracowywane w Związku Sowieckim od lat dwudziestych.
Stanisław Zarako-Zarakowski, naczelny prokurator wojskowy w latach 1950-1956, główny oskarżyciel w wielu stalinowskich procesach politycznych. Sierpień 1948 r.PAP Stanisław Zarako-Zarakowski, naczelny prokurator wojskowy w latach 1950-1956, główny oskarżyciel w wielu stalinowskich procesach politycznych. Sierpień 1948 r.

Spektakl.

Przede wszystkim stalinowski proces polityczny nie miał na celu ustalenia prawdy. Miał natomiast ilustrować tezę polityczną. Na przykład taką, że odstępstwo od linii partii nieuchronnie prowadzi do zdrady, albo taką, że odrzucenie zasady o zaostrzaniu się walki klasowej w miarę sukcesów socjalizmu musi w konsekwencji nieść zaprzedanie się imperialistom. Przesłania były różne i zmieniały się w zależności od sytuacji. Ale każdy taki proces musiał mieć ów walor dydaktyczny. Dlatego też każdy był szeroko propagowany. Transmitowano go przez radio, stenogramy drukowano w prasie codziennej, wydawano w dużych nakładach w formie książek. No i oczywiście filmowano. Na salę sądową zapraszano przodowników pracy. Był to swoisty teatr, w którym wszyscy grali swoje role. I publiczność, i sędziowie, i prokuratorzy, i obrońcy, i świadkowie i również oskarżeni. Tylko milicjanci, oddzielający od siebie oskarżonych, byli rekwizytami tej sceny.

Zleceniodawcy.

Wszyscy aktorzy występujący w procesie politycznym musieli ze sobą współpracować. Na sali, wśród publiczności, siedzieli oficerowie śledczy – reżyserzy spektaklu. W każdej chwili, gdy coś przebiegało nie tak, jak przebiegać powinno, mogli gestem czy wysłaną sędziemu informacją na kartce, spektakl przerwać. Zdarzało się bowiem, że oskarżeni zapominali swej roli albo – co gorsza – wydawało im się, iż biorą udział w prawdziwym procesie i zaczynali odwoływać zeznania, skarżyć się na tortury w śledztwie. Przerwa, czasami parodniowa, czasami nawet krótsza, z reguły wystarczała, by usunąć te zakłócenia.

Poza salą pozostawali, ale bez przerwy byli na bieżąco informowani, zleceniodawcy – ci, którzy zamawiali proces polityczny, formułując ogólne założenia.

Pomocnik Historyczny „Stalinizm po polsku” (100053) z dnia 28.05.2012; TERROR; s. 38
Reklama