Pomocnik Historyczny

Wuj Sam z dalekiego kraju

AN

Dzisiejsi apologeci Stanów Zjednoczonych widzą w nich światowego szeryfa; krytycy – żandarma. Z obu perspektyw aż trudno uwierzyć, że połowę swego dotychczasowego istnienia państwo to nie chciało z tym światem mieć wiele wspólnego!

Do końca XIX w. Państwa Zjednoczone (bo tak się ten nowy kraj w Nowym Świecie nazwał) koncentrowały uwagę na sobie, budując nową cywilizację, święcie przekonane o swej dziejowej misji wyrażanej ideą Widomego Przeznaczenia. W dziele tym bardzo chciały się różnić nie tylko od byłej metropolii, Wielkiej Brytanii, ale w ogóle od Europy. Owszem, brały stamtąd idee (oświeceniowe, rewolucyjne, ustrojowe), ale realizowały je z neofickim samozaparciem. Na przykład długo obawiały się silnej władzy centralnej, więc przez całe dziesięciolecia nie godziły się na utrzymywanie silnej armii federalnej. Do Europy (z której wyszli koloniści) Stany Zjednoczone wróciły dopiero podczas Wielkiej Wojny (1914–18) – i wtedy ujawniły światu swoją potęgę.

O tym, jak rodziła się ta potęga – niejako z dala od oczu Europejczyków – traktuje nasz nowy „Pomocnik Historyczny”. A historia ta zaczyna się 240 lat temu od tzw. herbatki bostońskiej (w grudniu 1773 r.). Jak w przypadku wielu wielkich idei – okoliczności narodzin były zgoła prozaiczne, związane w wojną celną między Wielką Brytanią a jej koloniami na Wschodnim Wybrzeżu Ameryki Północnej. Przepychanki podatkowe przerodziły się w rewolucję i wojnę z metropolią, a zakończyły niepodległością 13 kolonii, które następnie stworzyły federacyjne państwo.

W prawdziwej historii Stanów Zjednoczonych i Amerykanów jest wiele rzeczy odbiegających od stereotypowych wyobrażeń o narodzinach amerykańskiej cywilizacji – ugruntowanych przez literaturę przygodową i kino z Hollywood.

Pomocnik Historyczny „Stany Zjednoczone Ameryki” (100076) z dnia 02.12.2013; Wstęp; s. 3
Reklama