DWIE TWARZE PASTERZY. Wbrew stworzonemu przez Hollywood mitowi kowboje nie zdominowali Zachodu i nie zajmowali się wyłącznie brawurową jazdą konną po prerii. Byli nisko opłacanymi najemnikami, pracowali po siedemnaście godzin siedem dni w tygodniu, pilnując pasącego się wolno stada przed złodziejami i Indianami, zaś poza sezonem, czyli między listopadem a marcem, zarabiali na życie jako barmani czy kowale. Mniej więcej jedna czwarta kowbojów była Murzynami – ale niezwykle trudno natrafić na wzmiankę o tym we wspomnieniach czy zachowanych anegdotach.
Dopiero gdy nadchodziła pora przepędzania bydła na północ, pojawiał się drugi wizerunek kowbojów. Konieczność takiego przepędu wynikała z faktu, że przez kilkanaście lat kolej nie dochodziła do rejonów, gdzie wypasało się bydło. Ponieważ jednak cena skupu była wielokrotnie wyższa na północy i wschodzie kraju, właścicielom opłacało się ponosić koszty i ryzyko związane z dostarczeniem bydła do stacji kolejowych. Były one odległe nawet o 2 tys. km od pastwisk, co dało początek określeniu long drive, długi przepęd, którego pokonanie zajmowało mniej więcej trzy miesiące.
Najbardziej znaną ze stałych tras był szlak Chisholma, Chisholm Trail, stopniowo powiększany aż do 400 m szerokości. Łącznie przeszło nim znad Red River w Teksasie do stacji w Abilene ok. 3 mln sztuk bydła, a wydeptane przez nie zagłębienia widoczne są po dziś dzień. Po wielu próbach okazało się, że idealna wielkość pędzonego stada to 2,5 tys. sztuk, natomiast rekordowo wielkie stado, przepędzone w 1869 r., liczyło 15 tys. sztuk. Nad tak ogromnymi stadami trudno jednak było zapanować.
PRZEPĘD STADA. Na stado przypadało z reguły dwunastu kowbojów.