Pomocnik Historyczny

W cieniu katedry

Jak katedrę w Stalinogrodzie zbudowano

Katowicka Katedra Chrystusa Pana, koniec lat 50. Katowicka Katedra Chrystusa Pana, koniec lat 50. Jerzy Makowski / Forum
Katedrę w Katowicach zaczęto wznosić, gdy Górny Śląsk przypadł Polsce. Ukończono, gdy miasto nosiło nazwę Stalinogród, a diecezją władali posłuszni władzy komunistycznej tzw. księża patrioci.
Makieta katowickiej katedry.Narodowe Archiwum Cyfrowe Makieta katowickiej katedry.

Pierwszym biskupem diecezji katowickiej, utworzonej pod koniec 1925 r., został August Hlond, późniejszy prymas Polski. Wzmacniało to pozycję Rzeczpospolitej na tym obszarze – zachodnia granica diecezji pokrywała się z granicą państwa. Do tej pory ta przyznana Polsce w 1922 r. część Górnego Śląska należała do niemieckiej diecezji we Wrocławiu.

Nowa diecezja i autonomiczne województwo potrzebowały wyraźnego symbolu – stąd szybka decyzja o budowie katedry górującej nad wszystkim, co wcześniej w Katowicach powstało. Przedsięwzięcie obficie wspierał autonomiczny budżet – Skarb Śląski. W 1930 r. katowicką diecezję objął we władanie biskup Stanisław Adamski (wybitny działacz polskiego ruchu narodowego w Wielkopolsce), a dwa lata później pod katedrę wmurowano kamień węgielny. Budowa ruszyła pełną parą.

Do wybuchu wojny było gotowe prezbiterium, kilkumetrowe mury i schody. Te ostatnie zbudowano z kamienia zburzonej w 1933 r. Wieży Bismarcka, stojącej od 1907 r. w Trójkącie Trzech Cesarzy (gdzie zbiegały się granice Rosji, Prus i Austrii). Symbolizowała wszechpotęgę Prus i całych Niemiec oraz wieczność ich trwania na tych ziemiach. Taki chichot historii nie mógł liczyć na bezkarność. Już na początku okupacji władze niemieckie wstrzymały budowę katedry.

Po wyburzeniu świeżo wzniesionego Muzeum Śląskiego była to kolejna akcja rugowania polskości na Śląsku. W lutym 1941 r. bp Adamski wraz z biskupem pomocniczym Juliuszem Bieńkiem – na mocy decyzji niemieckich władz – zostali wygnani z diecezji. Jak to możliwe, żeby w Katowicach, nowej stolicy Prowincji Górnośląskiej (Provinz Oberschlesien) urzędował polski biskup! Podobny los spotkał zarządcę majątku powstającej katedry, ks. Rudolfa Adamczyka, który znalazł schronienie w Krakowie, gdzie został radcą prawnym bp. Czesława Kaczmarka.

Po zakończeniu wojny, w obliczu ogromu problemów do rozwiązania, nie wszyscy katowiccy hierarchowie byli pewni celowości kontynuowania tego gigantycznego przedsięwzięcia. A jednak w połowie 1947 r. budowa znowu ruszyła! I ponownie zakasał rękawy ks. Adamczyk jako magister fabricae – pełnomocnik biskupa ds. budowy. Kiedy w 1948 r. Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach zażądało obniżenia wysokości kopuły katedry o 40 m, aby nie dominowała w pejzażu Katowic – stanowczo odmówił.

Rękawica została rzucona – a był to czas ostrej rozgrywki komunistycznych władz z Kościołem. Szczególnie na Śląsku, gdzie walczono zajadle o rząd dusz robotniczych. Wdrażany tu model wszechobecnej kontroli państwa nad Kościołem miał być przykładem dla innych części kraju.

Choć pierwsze powojenne lata nie zapowiadały takiego biegu spraw. Po wkroczeniu sowieckiej Armii Czerwonej wypędzeni biskupi wrócili do Katowic. Kiedy 4 lutego 1945 r. zagościły tu oddziały Wojska Polskiego – we wszystkich kościołach odprawiono z tej okazji uroczyste msze, a w koncelebrowanej przez bp. Bieńka uczestniczyli gen. Aleksander Zawadzki, pełnomocnik Rządu Tymczasowego, i płk Jerzy Ziętek, wojewoda śląsko-dąbrowski. Bieniek zajmował honorowe miejsce wśród oficjeli przyjmujących wojskową defiladę i wygłosił pamiętne przemówienie.

A bp Adamski w liście pasterskim witał Rząd Tymczasowy i Armię Czerwoną jako wyzwolicieli Polski. Hierarcha znalazł się w Komitecie Organizacyjnym Budowy Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej. Biskupi brali udział we wszystkich świętach państwowych, a przedstawiciele komunistycznych władz szli w procesjach Bożego Ciała (często prowadzili pod rękę biskupów niosących monstrancje!).

Wojewoda Ziętek uczestniczył w pierwszej po wojnie diecezjalnej pielgrzymce do Piekar Śląskich (ok. 300 tys. wiernych), a na msze barbórkowe zjeżdżali do kopalń wszyscy najważniejsi, włącznie z ówczesnym liderem polskich komunistów Bolesławem Bierutem – ostatni raz 4 grudnia 1947 r. Radiowa transmisja szła na cały kraj. Zapowiedzią nieciekawej przyszłości było jedynie znikanie z kopalni figurek św. Barbary.

Prof. Jan Walczak w książce „Generał Jerzy Ziętek” pisze o tych latach: „Kościół katolicki na Śląsku cechował typowy śląski realizm. Nie chciał konfliktu i nie odżegnywał się od współpracy z władzą ludową, pod warunkiem poszanowania przez nią niezależności oraz uznania jego misji społecznej”. Władzom także zależało w pierwszych powojennych latach na unikaniu zadrażnień z Kościołem, szczególnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych, na których przetrwały jedynie instytucje kościelne.

W realiach śląskich na rozwiązanie czekały kwestie narodowościowe, w tym wysiedlenie Niemców; na ich miejsce napływali repatrianci z Kresów i ludność z innych terenów kraju – nieufnie przyjmowani przez autochtonów. W tym momencie wsparcie Kościoła, a przynajmniej jego życzliwa neutralność, było czynnikiem stabilizującym i pomagającym w tworzeniu nowych struktur administracyjnych i społecznych.

W 1947 r. władza czuła już grunt pod nogami, kościelny sojusznik nie był jej potrzebny. Mało tego – po ogłoszeniu w Moskwie doktryny o wzmaganiu się walki klasowej Kościół stał się wrogiem. W kwietniu 1947 r. na plenum KC PPR Władysław Gomułka nazwał duchowieństwo „oddzielną kategorią warstwy reakcyjnej”, a Kościół – zapleczem reakcji.

W 1948 r. ze śląskich szkół zaczęto usuwać krzyże i ograniczać naukę religii, co stało się polem najostrzejszego starcia na linii władza–Kościół. Biskupi protestowali przeciwko przymusowej ateizacji dzieci. W reakcji na taką niesubordynację władze paraliżowały nominacje na stanowiska kościelne. Konsekracja nowego biskupa pomocniczego Herberta Bednorza w 1950 r. doprowadziła je do wściekłości. Na prośbę bowiem przykutego do inwalidzkiego wózka bp. Adamskiego Stolica Apostolska mianowała Bednorza jako „koadiutora z prawem następstwa” – co dawało mu możliwość sprawowania rządów w imieniu chorego ordynariusza i automatyczne objęcie funkcji z chwilą jego śmierci. Ten wybieg prawny uniemożliwiał ingerencję władz komunistycznych.

Solą w oku była też budowa katedry i wspomniane zignorowanie żądań obniżenia kopuły. Pod koniec 1951 r. ks. Adamczyka aresztowano za rzekome nieprawidłowości finansowe, a na początku 1952 r. został oskarżony o szpiegostwo na rzecz USA. Więziony bez wyroku na warszawskim Mokotowie, wyszedł po trzech latach z zakazem powrotu do katedry.

Apogeum konfliktu nastąpiło w październiku 1952 r., gdy bp Adamski upomniał się o prawo do nauki religii i wezwał do tzw. akcji podpisowej. Pod petycją do Rady Państwa podpisało się ponad 70 tys. osób. W większości górników i hutników. To był siarczysty ideologiczny policzek wymierzony przez nich komunistom – i akt wielkiej odwagi. Urząd Bezpieczeństwa domagał się wydania listy i zagroził represjami. Katowiccy biskupi postanowili ją zniszczyć, żeby nie dostało jej UB.

W odpowiedzi bezpieka aresztowała bp. Bednorza, który całą odpowiedzialność za szkolny protest wziął na siebie. Następnie trzej biskupi (Adamski, Bednorz i Bieniek) otrzymali dekrety Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Nakazywały im one opuszczenie Śląska na pięć lat – „za działalność szkodzącą w interesy społeczne państwa polskiego”. Był to jedyny w kraju przypadek wygnania wszystkich diecezjalnych biskupów. Sprawa nabrała takiego rozgłosu, zarówno w Polsce, jak i za granicą, że władze obawiały się powtórzenia takiego działania w innych diecezjach.

Kiedy stolica biskupia „w pełni zawakuje” (a tak się stało po wypędzeniu biskupów), zgodnie z ówczesnym prawem kanonicznym władzę przejmowała kapituła katedralna, zobowiązana do szybkiego wyboru wikariusza kapitulnego. Na niego przechodziła jurysdykcja biskupia w sprawach duchowych i doczesnych (funkcję tę zniesiono dopiero w 1983 r.).

Władze w Katowicach odrzucały każdą kandydaturę wysuwaną przez Kościół – a według obowiązujących przepisów przy obsadzaniu najwyższych stanowisk kościelnych państwowa akceptacja była konieczna. Sytuacja stała się tak poważna, że ponoć sam prymas Stefan Wyszyński nosił się z zamiarem objęcia diecezji katowickiej. Ostatecznie, pod presją funkcjonariuszy UB, na wikariusza kapitulnego wybrano ks. Filipa Bednorza (przypadkowa zbieżność nazwisk z wygnanym biskupem), proboszcza w Syryni k. Wodzisławia, aktywnego działacza ruchu tzw. księży patriotów (patrz ramka). Później na wszystkie ważniejsze stanowiska w kurii diecezjalnej (m.in. kanclerza i wikariusza generalnego) powołani zostali kapłani z tego kręgu.

W liście do prymasa ks. Bednorz napisał, że obowiązek z rąk Kapituły Katedralnej przyjął ze względu „na chwałę Bożą (…) dobro Kościoła i Polski Ludowej”. Prymas, choć nie miał wpływu na decyzję, wybór zaakceptował – „dla dobra Kościoła i diecezji katowickiej”.

W marcu 1953 r. wszystko, co do tej pory było katowickie, stało się stalinogrodzkie (kulisy zmiany nazwy miasta opisywaliśmy w POLITYCE 6/12 – „Walczyk na lodzie w Stalinogrodzie”). W kościołach pojawił się „Podręcznik nabożeństw Diecezji Stalinogrodzkiej”. Wikariusz Bednorz (przez złośliwych nazywany Filipem Posłusznym) w kwietniu 1953 r. rozmawiał z prymasem. Skarżył się na ingerowanie władz w wewnętrzne sprawy kościelne. Z jednej strony próbował być lojalny wobec przełożonych, z drugiej grupa stalinogrodzkich księży jako jedna z pierwszych w kraju złożyła ślubowanie posłuszeństwa władzom politycznym.

Po aresztowaniu prymasa Bednorz głosił w kazaniu: „Episkopat nie odgrodził się od wrogów Ojczyzny, nie stał na straży polskiej racji stanu, w rezultacie tego Rząd dokonał ostatnich posunięć”. Zamiast pochwał, doznał upokorzenia – w grudniu 1953 r. na polecenie UB musiał zakazać czytania własnego listu pasterskiego. Poznał swoje miejsce w szeregu.

W ostatnim kazaniu, wygłoszonym na początku stycznia 1954 r. podczas rekolekcji dla działaczy PAX (koncesjonowanego stowarzyszenia katolików wspierających komunistyczną władzę), nie przypominał już uległego księdza patrioty; domagał się usunięcia z życia „nowoczesnego pogaństwa” i skończenia z zakłamaniem: „Na wszystkie sposoby głoszą nam różne prawdy, tymczasem prawda jest tylko jedna (…) – oparta na prawie niezmiennym, jakim jest byt odwieczny – Bóg”. Umarł 13 stycznia 1954 r. w wyniku ciężkich obrażeń ciała w pozornie niegroźnym wypadku samochodowym.

Kolejnym wikariuszem kapitulnym został ks. Jan Piskorz – były nauczyciel tajnych kompletów, związany z archidiecezją wrocławską i ruchem księży patriotów. Był m.in. kierownikiem referatu odbudowy kościołów, wikariuszem generalnym, przewodniczącym Komisji Intelektualistów i Działaczy Katolickich w PAX. Jego kandydaturę władze uzgodniły z bp. Zygmuntem Choromańskim, sekretarzem generalnym episkopatu i pełnomocnikiem Stolicy Apostolskiej – Kapituła Katedralna w Stalinogrodzie mogła już tylko ją zatwierdzić.

Wybór poszedł jak z płatka, ale kierowanie diecezją stalinogrodzką – w myśl wytycznych UB i PAX – to nie była bułka z masłem. Już za poprzedniego wikariusza powstał konspiracyjny ośrodek utrzymujący kontakty z wygnanymi biskupami. Dzisiaj mówi się o tajnej kurii. Zbierano pieniądze dla wygnanych, a bp Bednorz potajemnie odwiedzał Śląsk. Prymas Wyszyński jeszcze przed aresztowaniem udzielił jednemu z księży sekretnych uprawnień wikariusza generalnego (dotyczyły m.in. spraw jurysdykcji i dyspens), a wielu księży, którym Piskorz proponował kościelne urzędy, zgadzało się na nie dopiero po aprobacie wypędzonych hierarchów.

Solidarność z wygnanymi biskupami uniemożliwiła zwołanie synodu diecezjalnego, który miał usankcjonować władzę wikariusza kapitulnego. Była to dotkliwa porażka Piskorza. Pozostała mu aktywność na polu inwestycyjnym.

Kiedy Piskorz sam zaproponował obniżenie katedralnej kopuły, inwestycja nabrała tempa. Nawet zbyt szybkiego. Ks. Henryk Pyka, dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Katowicach, mówił POLITYCE, że roboty były prowadzone w takim pośpiechu, jakby chodziło – jak to w Stalinogrodzie – o współzawodnictwo pracy. Potem latami trzeba było poprawiać niedoróbki. Ale wówczas katedra miała zielone światło dostępu do wszystkich deficytowych materiałów budowlanych.

Liczył się termin – konsekrację (poświęcenie) wyznaczono na koniec października 1955 r. Tylko kto jej dokona? Diecezjalni biskupi wygnani, inni odmawiali – wreszcie podjął się jej, w niejasnych do dzisiaj okolicznościach, częstochowski bp Zdzisław Goliński (po 1956 r. zbierał za to cięgi od hierarchów). Kilka dni przed uroczystością w pobliżu przejeżdżał transport z uwięzionym prymasem Stefanem Wyszyńskim, wiezionym z Prudnika Śląskiego do Komańczy. Towarzyszący mu oficer UB rozwodził się o katedrze stalinogrodzkiej, prymas się nie odezwał i nie spojrzał w jej kierunku.

Konsekracja Katedry Chrystusa Króla miała niewyobrażalną w tamtym czasie (ostrego konfliktu władza–Kościół) oprawę propagandową w prasie i radiu. „Katedra w Stalinogrodzie to największa budowla sakralna zbudowana przez Kościół na ziemiach polskich w ciągu ostatnich 500 lat” – zachwycał się lektor Polskiej Kroniki Filmowej. Trudno było o lepszy smaczek propagandowy.

Ale już wkrótce ten stalinogrodzki cud został przyćmiony. Po amnestii z czerwca 1956 r. wypędzeni biskupi wrócili do kurii. Z pewnym poślizgiem (bo sprzeciwiał się temu wikariusz Piskorz) na początku listopada oficjalnie przejęli diecezję. Już ponownie katowicką. Fasadę poświęconej za rządów księży patriotów katedry wieńczy napis „Soli Deo honor et gloria” (Jedynie Bogu cześć i chwała).

Korzystałem z: Jerzy Myszor „Historia diecezji katowickiej” i Andrzej Grajewski „Wygnanie”.

***

Księża patrioci

Pojęcie księdza patrioty narodziło się z początkiem 1949 r. w Czechosłowacji. KPCz (partia komunistyczna) wspierała podległą państwu aktywność duchowieństwa, mając w zamyśle rozbicie Kościoła od wewnątrz, a w rezultacie – stworzenie narodowych struktur kościelnych niezależnych od Watykanu. W Polsce ruch księży patriotów wpisał się w organizacyjne ramy na zjeździe organizacji kombatanckich w październiku 1949 r. Powstał wówczas Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, a przy nim – Komisja Księży.

Początkowo skupiała byłych więźniów obozów koncentracyjnych, kapelanów oddziałów partyzanckich oraz jednostek ludowego WP. Potem przyjmowano wszystkich, którzy chcieli naocznie dać wyraz swoim ciągotom do PRL; także duchownych skłóconych ze swoimi biskupami. Księża patrioci funkcjonowali również w utworzonej przy PAX Komisji Intelektualistów i Działaczy Katolickich. W 1953 r. obie formacje stworzyły Komisję Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich. Szacuje się, że w szczytowym okresie z ruchem księży patriotów związanych było ok. 1500 kapłanów (10 proc. ogółu).

W deklaracji ideowej głosili: „Jeśli chodzi o wiarę – jesteśmy całkowicie zgodni z Episkopatem, jeśli chodzi o poglądy polityczne i społeczne – jesteśmy z ludem polskim”.

Od 1951 r. na Ziemiach Odzyskanych władze masowo oddawały w ich ręce administracyjne stanowiska kościelne – po usunięciu dotychczasowych zarządców apostolskich. Także w innych diecezjach, m.in. w krakowskiej i katowickiej, narzucano Kościołowi uległych wikariuszy kapitulnych i generalnych. Zwieńczeniem aktywności księży patriotów było ślubowanie episkopatu (a później większości polskich duchownych) od 1953 r. na wierność PRL. W połowie 1955 r. Komisję Księży przy ZBOWiD rozwiązano, a jej członkowie przeszli do innych dyspozycyjnych wobec władzy struktur.

Polityka 12.2014 (2950) z dnia 18.03.2014; Historia; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "W cieniu katedry"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną