Pobudzający mit angielskiego imperializmu. Złoty wiek angielskiej literatury dla dzieci, lata 1860–1930, przypada na czasy rozkwitu brytyjskiego imperializmu. Dorośli podbijali zamorskie terytoria, szukali źródeł Nilu i wspinali się na szczyty Himalajów, tłumili bunty skolonizowanych ludów i pracowali w kolonialnej administracji, wydobywali diamenty i handlowali kością słoniową. W tym samym czasie przygodowa literatura dla dzieci – jak konstatuje Martin Green, autor „Dreams of Adventure, Deeds of Empire” – popularyzowała w dziecięcych pokoikach „pobudzający mit angielskiego imperializmu”. (Z tego autora pochodzi też cytat użyty we wstępie – przyp. red.).
W czasach Rudyarda Kiplinga, Edith Nesbit czy Frances Hodgson Burnett Brytyjczycy zasadniczo zgadzali się, że idea imperium jest słuszna i powinni się jej poświęcić zarówno dorośli, którzy kupowali książki swoim dzieciom, jak mali czytelnicy, kiedy już trochę podrosną, rzecz jasna. Podczas trzech ostatnich dekad XIX w. imperium stało się bowiem integralną częścią brytyjskiej tożsamości, co literatura dla dzieci wyraźnie odnotowała. Była patriotyczna, a zarazem – w przeciwieństwie do literatury dla dorosłych – głęboko konserwatywna i zwykle nie wikłała się w spory o sens imperium ani nie kontestowała cywilizacyjnej misji białego człowieka. Przeciwnie, literatura dziecięca, zwłaszcza przygodowe książki dla chłopców, niekiedy aż do granic śmieszności pomniejszały trudności życia w tropikalnym klimacie. W powieści „Z Kitchenerem w Sudanie” G.A. Henty’ego bohater przekonywał, że łatwiej jest pracować pod rozpalonym słońcem, niż leżeć w cieniu, i „mimochodem” poznał kilka miejscowych dialektów.