Bankiet na Kremlu. W grudniowy wieczór 1941 r. kawalkada samochodów ruszyła przez zaciemnione ulice Moskwy. Limuzyny w asyście motocyklowej eskorty minęły kolejne posterunki kontrolne i zatrzymały się na wewnętrznym dziedzińcu Kremla. Premier Władysław Sikorski i gen. Władysław Anders, dwaj najważniejsi przywódcy walczącej Polski, ruszyli po szkarłatnym dywanie na spotkanie z sowieckim kierownictwem. W oddali słychać było grzmot armat z odległego o kilkanaście kilometrów frontu.
Ksawery Pruszyński, attaché ambasady w ZSRR, zapamiętał, że powitanie na Kremlu zostało zorganizowane z nieprawdopodobnym przepychem i wszelkimi honorami. Polską delegację powitało w progu całe sowieckie kierownictwo ze Stalinem na czele. „Wymienialiśmy uściski dłoni z ludźmi, których nigdy wcześniej nie spotkaliśmy, ale których twarze były nam bardzo dobrze znane. Portrety członków potężnego Politbiura, zdobiące ściany wielu urzędów pomiędzy Odessą a Władywostokiem, obrazy noszone na czele pochodów pierwszomajowych, fotografie z pierwszych stron »Prawdy« i »Izwiestii« ożyły, przemówiły i uścisnęły nam dłonie. Wszyscy bogowie ateistycznej Walhalii i czerwonego Olimpu, którzy objawiają się tłumowi raz do roku w świętej Mekce Moskwie, na placu Czerwonym, u grobu proroka Lenina, znajdowali się w tej sali. Hitler mógłby poprawić swoje szanse, gdyby bezpośrednio mierzył w to miejsce tej nocy”.
Goście zasiedli do stołów, które uginały się od najbardziej wymyślnych smakołyków i najlepszych trunków. Bankiet na cześć Polaków rozpoczął się od toastu wygłoszonego przez Stalina.