Pomocnik Historyczny

Zmarnowana okazja

Desant pod Anzio, styczeń 1944 r. Desant pod Anzio, styczeń 1944 r. Keystone-France / Getty Images

Kampania we Włoszech, prowadzona przez aliantów w latach 1943–45, to powolne przebijanie się w górę włoskiego buta. Nie pomagał w tym trudny górzysty teren. W końcu na przełomie 1943–44 front utknął pod Monte Cassino. Po niepowodzeniach kolejnych ofensyw zdecydowano, żeby przeskoczyć niemieckie linie obronne i dokonać desantu morskiego za nimi. Wybrano miejscowość Anzio, z której prosta droga biegła do Rzymu.

Dobrze pomyślana operacja nie udała się przez to, że siły do niej przeznaczone były za małe. Pod Anzio wylądowały dwie dywizje – i mimo że w rejonie nie było żadnych znaczących jednostek niemieckich, to alianci zamiast atakować, zaczęli się okopywać. Churchill, będący pomysłodawcą operacji, powiedział potem, że oczekiwał, „iż na wybrzeżu pod Anzio wyląduje dziki kot, a okazało się, że morze wyrzuciło na brzeg wieloryba”. Tylko że to dowodzący lądowaniem gen. Lucas miał rację, bo w ciągu trzech dni wokół Anzio pojawiały się kolejne niemieckie dywizje i gdyby siły alianckie zaatakowały w kierunku Rzymu, to zostałyby odcięte i zniszczone.

Desant aliancki miał szansę zmienić przebieg wojny we Włoszech, jednak ze względu na zbyt małe siły, które do niego przeznaczono, zmienił się w ciężki bój o przeżycie, niemiecka kontrofensywa prawie wyrzuciła aliantów do morza. Działania pod Anzio przerodziły się w wojnę pozycyjną, a pod Monte Cassino podszedł polski II Korpus i za przełamanie niemieckich pozycji zapłacił cenę 1 tys. zabitych i 3 tys. rannych.

Pomocnik Historyczny „Tajniki II wojny” (100094) z dnia 23.04.2015; Bitwy, operacje, dyplomacja; s. 52
Reklama