Pisk, jęk i krzyki. We wrześniu 1945 r. grupa przesiedleńców z Tarnopolskiego czekała już drugi miesiąc na przyjazd pociągu. Komitet Ewakuacyjny w imieniu tłumu koczującego na stacji w Pyszkowicach prowadził daremne negocjacje z władzami sowieckimi. Dopiero łapówka wręczona odpowiedniemu urzędnikowi rozwiązała problem.
„Zapada zmrok – pisał we wspomnieniach Michał Sobków. – Zaczyna siąpić deszcz. Ponuro. Słychać gwizd lokomotywy. Euforia pryska, gdy dociera do nas, że już za chwilę trzeba będzie zacząć załadunek. Wąwóz jest wąski (przebiega tu tylko jeden tor), dość stromy i głęboki. Komin lokomotywy sięga połowy jego wysokości. Jak sprowadzić trzodę chlewną ze skarpy do wagonów, znieść ciężkie worki ze zbożem i kufry… Na załadunek mieliśmy zaledwie dwie godziny. W mroku dostrzegamy powoli sunący pociąg – kilka platform i dwa wagony towarowe dla trzody chlewnej. Ludzie z workami ze zbożem spadają ze stromej skarpy, bydło ryczy; pisk, jęk i krzyki tratujących się nawzajem ludzi. Nieoczekiwanie lokomotywa rusza, a wraz z nią w połowie załadowane platformy. Nikt niczego nie układa, wszystko rzuca się jak leci, byle prędzej. Gwizd lokomotywy i ruszamy w drogę”.
Z woli Wielkiej Trójki. Decyzja o tym, że w powojennej Europie miliony ludzi będą musiały zostać przesiedlone, zapadła już na konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie (listopad/grudzień 1943 r.). Półtora roku później koncepcja ta została rozwinięta podczas negocjacji w Jałcie (luty 1945 r.) – a następnie zadekretowana w Poczdamie (lipiec/sierpień 1945 r.). Masowe wysiedlenia doskonale mieściły się w logice państwa totalitarnego, natomiast z punktu widzenia demokracji zachodnich było to posunięcie szokujące.