„Wymagał wiele, ale nie mniej od siebie”
Człowiek z cienia. Adam Borys, „Pług”, żył w cieniu i wyłaniał się z niego na krótkie chwile. Gdyby ktoś uważnie przyglądał się 1 lutego 1944 r. warszawskim przechodniom na odcinku Al. Ujazdowskich od ul. Piusa do ul. Chopina, przy siedzibie dowódcy SS i Policji, mógłby zauważyć mężczyznę przed czterdziestką w nienagannie skrojonym płaszczu, z pudełkiem w ręku. „Pług” miał bowiem w zwyczaju lustrować teren akcji, zanim jego żołnierze wyciągnęli broń. W tej najgłośniejszej zabili Franza Kutscherę, dowódcę SS i Policji na dystrykt Generalnego Gubernatorstwa.
Żołnierz z potrzeby. „Nie byłem oficerem zawodowym i chyba nie potrafiłbym nim być” – stwierdził po latach pytany przez dziennikarza. Jego pasją i zawodem była technologia produkcji spożywczej. Jeszcze przed wojną zaczął pracę naukową, przez rok odbywał praktyki w USA, stając się mimo młodego wieku wybitnym specjalistą w dziedzinie przetwórstwa spożywczego.
Po kampanii 1939 r., która przebiegała mu w ciągłym odwrocie, po beznadziejnej walce we Francji, nie chciał czekać na rozwój wypadków. Zgłosił się do służby w kraju i jako cichociemny wylądował w nocy z 1 na 2 października 1942 r. pod Garwolinem. Trafił w samo jądro walki konspiracyjnej, gdyż został oddelegowany do pracy w dywersji. Został zastępcą dowódcy oddziału dyspozycyjnego Motor 30, podległego komendantowi Kedywu KG AK. Dzisiaj jest częścią legendy Armii Krajowej i batalionu Parasol. On sam mówił o sobie niewiele, bo nie było też w PRL atmosfery do wynurzeń. Przed śmiercią w 1986 r. udzielił kilku niedużych wywiadów, zanotowano też niewiele więcej relacji o nim, które następnie były publikowane w kilku książkach historycznych, w tym przede wszystkim w monografii „Parasol” autorstwa historyka i żołnierza tego oddziału Piotra Stachiewicza.