Triumf i zapaść
Kolejne reformy UE: między integracją a dezintegracją
Efekt z Kubusia Puchatka. W końcu lat 90. XX w. było jasne, że Unię Europejską czeka Big Bang, czyli wielkie rozszerzenie o 10 państw (z 15 do 25), co wymagało głębokich zmian strukturalnych i organizacyjnych we wspólnocie. Jednocześnie finalizował się plan unii walutowej, a więc wejścia organizacji na znacznie wyższy poziom integracji. I nastąpił efekt znany z Kubusia Puchatka: im bardziej Europa miała się integrować, tym bardziej zaczynała wchodzić w etap dezintegracji.
Europa à la carte. Gdy spojrzeć na jedną z największych zdobyczy Unii Europejskiej, czyli Europę bez granic, to już układ z Schengen (1985 r.) o stopniowym znoszeniu kontroli granicznych nie został przyjęty przez Wielką Brytanię i Irlandię. Przepisy układu stały się integralną częścią unijnego prawa, ale pozostawiły wyjątki, tzw. opt-outy.
Właśnie z możliwości opt-outu skorzystały Wielka Brytania, Dania, a także w pewnym sensie Szwecja, nie wchodząc do unii walutowej. (Dania i Wielka Brytania korzystają z klauzuli opt-out, Szwecja natomiast stale wydłuża wypełnianie kryteriów konwergencji, więc de facto w strefie nie jest i długo nie będzie). Dania wywalczyła sobie także, na podstawie referendum z 1992 r., opt-out spod reguł UE dotyczących wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony. Słowem, zapowiedzianej integracji w wielu państwach towarzyszyła debata o tym, czy z jakichś elementów unijnego prawa nie lepiej się opt-outować.
To nie ostatnio przy Brexicie, ale już znacznie wcześniej w obiegu były pojęcia o różnych prędkościach, rdzeniach czy kręgach. W końcu o Europie à la carte, a więc o wybieraniu sobie przez państwo z dorobku prawnego unii tego, co mu najbardziej smakuje, niemiecki politolog Ralf Dahrendorf mówił już w 1979 r.