Od przesytu do wymiotów. W przeszłości Tadeusz Kościuszko pojawiał się w niezliczonej liczbie lepszych i gorszych, na ogół entuzjastycznych względem jego osoby, utworów w wielu językach i na kilku kontynentach. Mimo przewagi zagranicznej sławy bliższa ciału koszula i najgłębsze ukłony składali mu Polacy. W XIX w. poeci budowali mit naczelnika, twórcy XX-wieczni również go hołubili. Kazimierz Wierzyński poświęcił mu w początku lat 20. XX w. wiersz „Pamiątka z Solury”, Artur Międzyrzecki liryczny utwór „Chamand”, w którym Kościuszko jest wodzem równym cesarzowi Karolowi Młotowi. Było też swoiste kuriozum: w antologii Piotra Greniuka i Zofii Turskiej „Kościuszko w pieśni i w poezji” z 1946 r. znajdziemy dość zabawny dialogowy kawałek „Sukmana Kościuszki” Adama Ważyka. Trzy krakowianki rozmawiają przy szyciu sukmany przed przysięgą na Rynku, a gawędzą sobie w stylu:
„A cóż w tej Ameryce robił,
Że gwiazdę na piersi mu dano?
I że w republice francuskiej
Polaka jak brata witano!”.
Sporadyczne było spojrzenie ironiczne, a i to nie na samego naczelnika, tylko na niedorastających do niego rodaków. Jak u Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w wierszyku z 1934 r. „Na pewnego Polaka” (nawiązanie do „Poloneza Kościuszki” Rajnolda Suchodolskiego):
„– Patrz, Kościuszko, na nas z nieba!
– raz Polak skandował
i popatrzył nań Kościuszko,
i się zwymiotował”.
Kapitan Nemo miał być Polakiem. Do prozy narracyjnej Kościuszko wielkiego szczęścia jednak nie miał.