Azja i Afryka: Zdekolonizowany Trzeci Świat
Lata 60. Azja i Afryka: Zdekolonizowany Trzeci Świat
Rewolucyjne fascynacje. Ludzie, którzy przejęli władzę w nowych postkolonialnych państwach, acz często wykształceni na zachodnich uniwersytetach, reprezentowali zwykle politycznie antyzachodnią, rewolucyjną opcję polityczną. Głoszono radykalny socjalizm, zorientowany na Moskwę i Pekin. Kreml, obserwujący z nadzieją owe wydarzenia, uznał, że to właśnie rewolucja narodowowyzwoleńcza w europejskich koloniach, a nie spóźniająca się w samej Europie, przyniesie triumf komunizmu w skali światowej.
Dla radykałów w Europie Zachodniej i USA, zniesmaczonych zdemaskowaniem Stalina przez Chruszczowa, prorokami nowego jutra stali się przywódcy i teoretycy egzotycznych rewolucji: Kwame Nkrumah w Ghanie, Fidel Castro i Che Guevara na Kubie, Ho Chi Minh w Wietnamie i nade wszystko Mao Zedong w Chinach. W Oksfordzie i na Sorbonie zachwalano afroazjatyckie „dyktatury rozwojowe”, argumentując, iż tamtejszy („chwilowy”) brak demokracji jest ceną za przyspieszone dostarczenie każdemu niezbędnej miski ryżu (choć ta zwykle pozostawała pusta). Wysławiano potęgę rewolucji, która w Algierii i w Wietnamie, acz wyposażona tylko w motyki, dzięki żarowi ideologii triumfowała nad siłami imperialistów. Nie chciano widzieć, iż Mao, główny teoretyk tak rozumianej partyzanckiej wojny, zdobył Chiny w konwencjonalnej walce dzięki dostarczonemu z Moskwy ciężkiemu sprzętowi, i że algierscy oraz wietnamscy partyzanci zostali przez regularne wojsko niemal doszczętnie unicestwieni. Kiedy – już w następnej dekadzie – komuniści zdobyli Sajgon, do miasta wjechali nie partyzanci, ale czołgi.
Rodzący się Trzeci Świat (nazwany w kontrze do dwubiegunowego, zimnowojennego) pozostawał pod urokiem frazeologii ruchu państw niezaangażowanych. Ruch zwano tak, choć jego współtwórcą (obok Gamala Nasera, Jawaharlala Nehru i Sukarno) był komunista Josip Broz Tito.