Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Cieplej na wschodzie

Polska - Rosja: jak tu robić interesy

Polska i Rosja są dla siebie bardzo ważnymi partnerami handlowymi. Polska i Rosja są dla siebie bardzo ważnymi partnerami handlowymi. Kacper Pempel / Reporter
Stosunki polsko-rosyjskie falują w rytm wydarzeń politycznych: od ocieplenia po wizycie prezydenta Miedwiediewa do ochłodzenia po raporcie MAK. Czy w tych warunkach da się robić interesy?
Koncern Łukoil prowadzi w Polsce sieć ponad stu stacji paliw i narzeka na niesprzyjający klimat dla firm rosyjskich.Wojtek Jakubowski/KFP Koncern Łukoil prowadzi w Polsce sieć ponad stu stacji paliw i narzeka na niesprzyjający klimat dla firm rosyjskich.
W dziedzinie gazu mamy wyjątkowo skomplikowane stosunki z Rosją.Corbis W dziedzinie gazu mamy wyjątkowo skomplikowane stosunki z Rosją.

Rosjanie o Grupie Lotos marzą od dawna. Najbardziej starał się koncern Łukoil. Składał oferty sam i przy wsparciu Jana Kulczyka. Dlatego kiedy w październiku 2010 r. sprawa prywatyzacji gdańskiej spółki odżyła i minister skarbu zaprosił do składania ofert inwestorów „ze szczególnym uwzględnieniem tych, których przedmiot działalności obejmuje górnictwo ropy naftowej”, w kolejce ustawiły się rosyjskie kompanie. Do kupienia jest pakiet ponad 53 proc. państwowych akcji.

Grupa Lotos uchodzi nie tylko za jedno z rodowych sreber, ale jest też srebrem efektownie błyszczącym: w Gdańsku kończy się właśnie rozbudowa i modernizacja rafinerii, która może przerabiać już 10 mln ton ropy rocznie. Grupa inwestuje w wydobycie ropy na Bałtyku i Morzu Północnym, rozbudowuje sieć sprzedaży. Może jest nieco zadłużona, ale jakże ambitna.

Tymczasem proces sprzedaży idzie nadzwyczaj opornie. W marcu już po raz drugi minister musiał przesunąć termin składania ofert. Oficjalny powód: prosiło o to trzech inwestorów. Nieoficjalny: zainteresowani inwestorzy to sami Rosjanie: Łukoil, TNK-BP, Rosnieft, Gazprom Nieft. Oferty nie złożył nawet Kulczyk Investment, firma, która kilka miesięcy wcześniej głośno deklarowała wolę kupienia Lotosu do spółki z libijskim partnerem, ani PGNiG. Zabrakło Amerykanów – ConocoPhillips, Chevrona, Exxon Mobil – którzy ponoć robili nadzieje i na których tak liczył minister Grad. Nie ma także Azerów z SOCAR, którzy mieli wystąpić w roli czarnego konia. Nasze srebro rodowe nie dla wszystkich ma kuszący blask.

Ryzykowny biznes

Choć oficjalnie minister zapewnia, że każdy inwestor będzie oceniany bez patrzenia na narodowość, to wiadomo, że sprzedaż Lotosu Rosjanom w roku wyborczym byłaby politycznym samobójstwem. Choć podczas grudniowej wizyty prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa padały ciepłe słowa zachęty, to Grad musi pamiętać o losie Wiesława Kaczmarka, ministra skarbu w rządzie Leszka Millera. On też chciał sprywatyzować gdańską spółkę. Kiedy publicznie ogłosił, że z ekonomicznego punktu widzenia najlepsza jest oferta rosyjskiego Łukoilu, ale wiąże się to z ryzykiem politycznym, które musi zaakceptować premier, natychmiast stracił stanowisko, a przetarg unieważniono. Taki scenariusz może się powtórzyć.

– Dziś nie ma w Europie popytu na rafinerie. Więcej koncernów chciałoby je sprzedać, niż kupić, bo koszty produkcji związane z wymogami ekologicznymi UE są coraz wyższe. Zainteresowani są Rosjanie, którzy szukają nie tylko rynku zbytu surowej ropy, ale także jak największych możliwości przerobu i sprzedaży gotowych paliw – tłumaczy Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliwowego.

Lotos jest kuszący dla Rosjan, bo leży w UE, nad morzem i jest połączony z rurociągiem Przyjaźń, którym rosyjska ropa płynie do Płocka i Gdańska. I właśnie rurociąg może okazać się kartą przetargową w negocjacjach. Rosjanie od dawna mówią o zamknięciu Przyjaźni. Może się to stać już w tym roku. Stawiają na sprzedaż ropy drogą morską. Taki transport jest znacznie droższy, ale to już zmartwienie odbiorców. Wie coś o tym Orlen, który musi się borykać z zakręconą rosyjską rurą w swojej litewskiej rafinerii w Możejkach. Akceptacja rosyjskiego inwestora w Lotosie wiązałaby się z pewnością z utrzymaniem dostaw ropy rurą do Gdańska, a więc automatycznie także do płockiej petrochemii Orlenu. Z drugiej jednak strony pojawienie się rosyjskiego koncernu w Gdańsku budzi lęk, czy takiemu konkurentowi Orlen sprosta i na ile gra będzie prowadzona fair.

Drogi gaz

Podobna sytuacja jest z gazem. Większą część tego paliwa importujemy z Rosji. Gazu potrzebujemy nie tylko do domowych kuchenek, ale przede wszystkim dla przemysłu – dla ciężkiej chemii, a za chwilę także dla elektrowni gazowych, których budowę wymusza na nas rosnący deficyt energii elektrycznej. Rosjanie z Gazpromu nie kryją zainteresowania polskimi spółkami chemicznymi, dla których gaz jest ważnym paliwem i surowcem: Anwilem, Puławami, Ciechem.

I znów scenariusz się powtarza. Minister skarbu szuka nabywców (dla Anwilu od lat kupca szuka Orlen), ale chętnych z innych kierunków nie widać. Spółki są srebrami mocno zaśniedziałymi, a co gorsza, są uzależnione od rosyjskiego gazu, kupowanego za pośrednictwem PGNiG. A to wyjątkowo drogi gaz, co pogarsza opłacalność produkcji. Dlaczego? Bo w dziedzinie gazu mamy wyjątkowo skomplikowane stosunki z Rosją.

Nasze skrajne uzależnienie od dostaw ze wschodu budzi nieustanny lęk o bezpieczeństwo energetyczne kraju. Po wielu latach zastoju niedawno coś drgnęło i zaczęto szukać sposobów dywersyfikacji dostaw. Zanim jednak powstanie Gazoport i nowe rury łączące polski system gazowy z europejskim, minie kilka lat.

Mamy jednak zaszłości z czasów rządu PiS, który mimo radykalnej antyrosyjskiej retoryki łatwo ugiął się pod naciskiem Gazpromu i zaakceptował znaczne pogorszenie warunków zakupu rosyjskiego gazu w ramach kontraktu jamalskiego. Chodziło o tzw. formułę cenową, czyli matematyczny wzór służący do wyliczania ceny gazu. To dlatego Polska należy dziś do grupy krajów o najwyższych cenach błękitnego paliwa.

Umowa jamalska przewiduje, że co trzy lata każda ze stron może otworzyć rundę negocjacji zmierzających do zmiany kontraktu. PGNiG w ubiegłym roku rozpoczął negocjacje na temat zmiany warunków zakupu gazu.

Udało nam się wzbudzić w naszych partnerach zaufanie i przekonać ich, że nie dążymy do konfrontacji. Chcemy usiąść i spokojnie rozmawiać na temat kontraktu. Naszym marzeniem jest powrót do warunków z 2006 r. Nie wiem, czy nam się to uda – deklaruje prezes PGNiG Michał Szubski. Nadzieje budzi pewna poprawa w polsko-rosyjskich stosunkach gospodarczych. Efektem była ubiegłoroczna międzyrządowa umowa gazowa, która przewidywała korzystniejsze warunki zakupu części gazu.

Most energetyczny pod napięciem

Ubiegłoroczne polsko-rosyjskie negocjacje w sprawie gazu zostały rozszerzone także o problem energii elektrycznej. Ustępstwa strony rosyjskiej dotyczące cen wynikały, jak się wydaje, nie tylko z poprawy stosunków politycznych, ale i z faktu, że chce ona zrobić z nami interes w dziedzinie elektroenergetyki. Rosjanie planują budowę w rejonie Kaliningradu elektrowni atomowej, skąd energię chcieliby eksportować do Polski i dalej do Niemiec.

My też chcemy budować siłownię atomową, bo nasz bilans energetyczny trzeszczy w szwach. Nie zmieniają tego, przynajmniej na razie, ani katastrofa jądrowa w Japonii, ani apele Niemców, żebyśmy dali sobie spokój z tego rodzaju elektrowniami. Czekają nas w związku z tym spore wydatki. Tymczasem pomysł polsko-rosyjskiego mostu energetycznego wymaga znacznej rozbudowy linii przesyłowych wysokiego napięcia w północno-wschodniej Polsce. Chodzi o stworzenie energetycznej magistrali wiodącej z Kaliningradu przez Olsztyn, Pątnów, Plewiska do Berlina. Sprawa ta stała się w ubiegłym roku powodem cichego konfliktu pomiędzy ministrem gospodarki i szefową PSE Operator, spółki zarządzającej liniami wysokiego napięcia, i w efekcie jej odwołania. Problem dotyczy bowiem polskich priorytetów inwestycyjnych w dziedzinie rozbudowy sieci wysokich napięć. Mamy tu olbrzymie zaległości, co rodzi pytanie: czy rozbudowywać linie pod kątem przyszłej rosyjskiej elektrowni (a także białoruskiej, którą zamierza postawić Jan Kulczyk), czy też kierować się potrzebami krajowego systemu elektroenergetycznego i jego integracji z krajami UE.

Przygody w Polsce

Każdy rosyjski projekt inwestycyjny, w którym pojawia się Polska, budzi u nas spore emocje. Padają wówczas pytania: co Rosjanie chcą przez to osiągnąć i czy czasem nie chcą nas uzależnić? Ta podejrzliwość wynika z historycznych uprzedzeń, ale także z silnego upolitycznienia rosyjskiej gospodarki i jej protekcjonistycznych skłonności. Rosjanie chcą uczestniczyć w europejskim wolnym rynku, ale sami w ograniczonym zakresie akceptują wolnorynkowe reguły.

Chodzi nie tylko o centralne sterowanie eksportem surowców energetycznych, które Kreml traktuje strategicznie, ale nawet prostsze sprawy związane np. z importem produktów żywnościowych (embargo na polskie mięso) czy międzynarodowym transportem (czego przykładem niedawny konflikt o limity zezwoleń dla polskich tirów). Choć jesteśmy dla siebie bardzo ważnymi partnerami handlowymi, to pod względem wzajemnych inwestycji sytuacja wygląda mizernie.

Największym polsko-rosyjskim przedsięwzięciem gospodarczym jest spółka EuRoPol Gaz, kontrolowana przez Gazprom i PGNiG, która wybudowała polski odcinek gazociągu jamalskiego i zarządza nim. Trudno jednak uznać EuRoPol Gaz za udany przykład współpracy gospodarczej, bo spółka jest polem nieustających napięć.

Poza tym jest kilka mniejszych inwestycji rosyjskich. Najbardziej widoczny jest koncern Łukoil prowadzący w Polsce sieć ponad stu stacji paliw i narzekający na niesprzyjający klimat dla firm rosyjskich. Są też inne, które, choć należą do rosyjskich właścicieli, umykają statystyce, bo inwestujące firmy zarejestrowane są poza Rosją. Nawet Stocznia Gdańska jest kontrolowana przez rosyjski kapitał (należący do mało znanego oligarchy Aleksandra Katunina). Trudno to zresztą zweryfikować, bo rosyjski biznes bywa mało przejrzysty.

– Skala rosyjskich inwestycji jest dotychczas niewielka, ale obserwujemy ze strony tamtejszego biznesu rosnące zainteresowanie Polską. Dotyczy ono nie tylko wymiany handlowej czy tradycyjnych branż surowcowo-energetycznych, ale także nowoczesnych technologii. Przykładem Luxsoft, pierwsza rosyjska spółka informatyczna w Polsce – wyjaśnia dyrektor Iwona Chojnowska-Haponik z Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIIZ).

Innym rosyjskim projektem pilotowanym przez PAIIZ jest Centrum Badawczo-Rozwojowe samochodowej firmy Intrall, jakie ma powstać w Szczecinie. Dla Agencji znaczenie tej inwestycji jest szczególne nie tylko ze względu na wartość (20 mln euro), ale i dramatyczną, niejasną historię związaną z wcześniejszą działalnością tej spółki w Polsce.

Intrall to rosyjska prywatna firma, która w Stawropolu produkuje samochody dostawcze i terenowe. W 2003 r. przejęła fabrykę samochodów dostawczych w Lublinie, której groziła upadłość w wyniku kłopotów, w jakie popadł poprzedni właściciel – koreański koncern Daewoo. Przez kilka lat Intrall produkował u nas dostawcze Lubliny 4 i wojskowe Honkery. Trwały także prace nad nowym modelem samochodu o nazwie LUBO. Po kilku latach dość niespodziewanie – jak twierdzi właściciel Intrallu Anatolij Lejrich – przed lubelską firmą zaczęły się piętrzyć trudności. Bank Pekao odmówił kredytowania produkcji, a przedstawiciele władz, którzy wcześniej deklarowali pomoc, nie byli skorzy do jej udzielenia. Biznesmen szukał wszędzie wsparcia, nawet u… arcybiskupa Życińskiego. Niestety, interwencja hierarchy, który wysoko oceniał pracę rosyjskiego inwestora, nie pomogła. Tak jak próby mobilizacji związkowców z Solidarności. Pojawiali się natomiast – jak twierdzą rosyjscy menedżerowie – przedstawiciele tajnych służb, którzy straszyli ich, że mają się wynosić z Lublina. Firma pozbawiona finansowania zbankrutowała, a w 2007 r. CBŚ i prokuratura wkroczyła do upadłej spółki i zaczęła śledztwo. Były to jeszcze czasy IV RP, więc sprawę nagłośniono w mediach pod hasłem: rosyjski inwestor doprowadził do upadłości polską firmę, działając na jej szkodę. Po czterech latach dochodzenie po cichu umorzono, co może świadczyć o politycznym tle całej sprawy. Zresztą przygody w naszym kraju miał nie tylko właściciel Intrallu. Siergiej Bagdasarian, współwłaściciel zakładów cukierniczych w Świebodzicach, kilka lat temu przeżył zajazd konkurentów na swoją firmę. Poszło o spór dotyczący praw do produkcji popularnych cukierków Michałków. Usiłowało go rozwiązać 25 ochroniarzy, którzy pewnej nocy w 2009 r. wtargnęli do Śnieżki.

Podczas rozmów komisji międzyrządowej na temat współpracy gospodarczej strona rosyjska wracała do sprawy Intrallu i jego kłopotów w Lublinie – przyznaje Chojnowska-Haponik. Podkreśla, że PAIIZ interweniował w tej sprawie w Ministerstwie Sprawiedliwości, ale nic więcej zrobić nie mógł.

Tymczasem z pojawienia się Intrallu cieszą się władze Szczecina. – Liczymy, że to początek i naszym miastem zainteresują się inne rosyjskie firmy. Nie mamy w tej dziedzinie żadnych obaw ani uprzedzeń – zapewnia wiceprezydent Szczecina Aleksander Buwelski.

Największe inwestycje rosyjskie w Polsce

Gazprom, EuRoPol Gaz – gazociąg Jamał

Łukoil – sieć stacji paliw

Siergiej Bagdasarian – Śnieżka SA (słodycze)

Sewierstall – zakłady metalurgiczne Silesia (produkcja rur)

Łączna wartość wszystkich inwestycji 1,85 mld dol.

Największe inwestycje polskie w Rosji

TZMO Bella – Jegoriewsk (materiały higieniczne)

Fabryka Płyt Grajewo – Nowogród Wielki (płyty wiórowe)

Forte – Włodzimierz (meble)

Bioton – Orzeł (produkcja insuliny)

Łączna wartość wszystkich inwestycji 534 mln dol.

Polityka 13.2011 (2800) z dnia 25.03.2011; Rynek; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Cieplej na wschodzie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną