Jako się rzekło, Polacy już spieszą z pomocą powodzianom, dają kolejny dowód solidarności. Ale jest solidarność emocjonalna, wyrażająca się dość prosto: zbiórki, darowizny, koncerty charytatywne. Swoistym wyrazem solidarności jest też zachowanie mediów, zwłaszcza lokalnych forów internetowych, dzień i noc serwujących nieocenione informacje.
Ale to, co jest solidarnością rozumną, czyli system ubezpieczeń, wciąż kuleje. Trudno Polaka przekonać, że płacąc składki ubezpieczeniowe, sam siebie wybawia z ewentualnej tragedii, cóż dopiero uświadomić, że solidarnie pomaga w ten sposób bliźnim.
Co prawda z roku na rok zwiększa się liczba ubezpieczonych od wody – dziś to 7 mln osób. Ale rzadko słychać o płaceniu składki z funduszy pomocy społecznej tym, których na to nie stać. (Ubezpieczenie za dom na Mazowszu to średnio 260 zł, ale za gospodarstwo rolne na terenach zalewowych ubezpieczyciel może wyliczyć nawet 5 tys. zł rocznie).
Rzecznik ubezpieczonych od wielu lat zwraca się do Polskiej Izby Ubezpieczeń i stosownych ministerstw, by np. budżet, samorządy, firmy ubezpieczeniowe i – za zniżki przy ubezpieczeniu – również indywidualni obywatele składali się na zbiorniki retencyjne. Od 15 lat dyskutowane jest rozwiązanie, które można by zapożyczyć z Francji: połączenie ubezpieczeń komercyjnych z gwarancjami państwa. Składki są wówczas niższe, ale po przekroczeniu pewnej skali zdarzenia państwo bierze na siebie odpowiedzialność za usunięcie skutków powodzi. Na dyskusjach niestety się kończy.