Biografii Benjamina Franklina wystarczyłoby na kilka seriali, i to w różnych gatunkach: od wojennej epopei po polityczny dramat.
Serial osładzający ból czarnym humorem, niełatwy w oglądaniu i poruszający zarówno ważne tematy, jak i widza.
Ambicje bez wątpienia były duże.
Czy „Fallout” wraz z ubiegłorocznym „The Last of Us” wyznaczają nowe standardy dotyczące adaptacji gier wideo na język filmu? I dlaczego muzyka pop z lat 50. tak dobrze pasuje do amerykańskiej apokalipsy?
Po obejrzeniu pięciu z ośmiu odcinków serialu wciąż trudno dociec, dlaczego w ogóle powstało to jałowe połączenie „Czarodziejskiej góry” Manna w wersji superlight, przestylizowanych filmów Wesa Andersona i opery mydlanej.
Podstawą „Sympatyka” jest nagrodzona Pulitzerem powieść Vieta Thanha Nguyena z 2015 r. Łącząc elementy czarnej komedii, przejmującego dramatu, thrillera szpiegowskiego i satyry politycznej, autor opisał życie wietnamskich emigrantów w Los Angeles w latach 70. i 80. XX w. – gdy po wojnie amerykańsko-wietnamskiej ich ojczyznę przejęli komuniści.
Olbrzymi sukces „Wielkich kłamstewek” i nieco mniejszy – lecz wciąż godny odnotowania – „Dziewięciorga nieznajomych” musiały przynieść wzrost zainteresowania prozą Liane Moriarty.
Pod makabryczną dosłownością „Fallout” – serial o atomowej zagładzie – kryje czarny humor. Zupełnie jak oryginalna gra. Tylko poważnej satyry jest tu nieco mniej.
Mrok tej opowieści jest często rozświetlany humorem i pełną energii rolą Kerstin Linden.
W latach 90. udane ekranizacje komiksów były wciąż rzadkością, potrzeby fanów musiały więc zaspokajać seriale animowane.