Były dowódca NATO w Europie gen. Philip Breedlove wskazuje, że celem ukraińskiej kontrofensywy powinien być Krym. Podkreśla rolę połączonego manewru wojsk lądowych i słabość ukraińskiego lotnictwa.
NATO ze Stanami Zjednoczonymi na czele unikają konfrontacji z Rosją na wszelkie możliwe sposoby, nie chcąc dopuścić do wybuchu dużej wojny – by nie nazwać jej wręcz III wojną światową. Ze strony Rosji trwa jednak ciekawa zabawa w „chickena” – kto pierwszy stchórzy?
Okazuje się, że mimo stosunkowo małej aktywności lotnictwa w Ukrainie uderzenia z powietrza, prowadzone w głębi kraju, są niezwykle groźne i mogą nieść poważne konsekwencje.
Do Ukrainy wciąż dostarcza się nowe uzbrojenie. Pewnym przełomem są brytyjskie pociski skrzydlate Storm Shadow. Ale nie tylko one są ważne i ciekawe.
Rozmowy z przedstawicielami Globalnego Południa potwierdzają podział świata na „Zachód i resztę”, jak to zgrabnie ujął w niedawnym raporcie znany think tank ECFR. Nie jest to podział nowy, ale wojna uwidoczniła go z nową wyrazistością.
Po ostatnim poszerzeniu o Finlandię tylko 8 na 31 państw Sojuszu spełnia uzgodnione niemal dekadę temu minimum wydatków obronnych. Finansowe wakacje uniemożliwiają podniesienie zdolności wojskowych do takiego poziomu, jakiego wymaga uzgodniona rok temu w Madrycie nowa doktryna.
Wszyscy się zastanawiamy, jak to jest możliwe, że nikt przed atakiem z 24 lutego 2022 r. nie wiedział, że cała rosyjska potęga militarna to ściema. A przecież państwa zachodnie już nieraz wcześniej przekonywały się, że ZSRR potrafi nieźle blefować.
Od blisko ćwierć wieku „joint” to w NATO słowo klucz. Chodzi o działania połączone wszystkich rodzajów sił zbrojnych pod wspólnym dowództwem, tak by dało się realizować jeden cel i zamysł. Tylko wtedy występuje pożądany efekt synergii.
Kiedy Ukraina znajdzie się w NATO? Na pewno nie tak prędko jak Finlandia i Szwecja. Mimo wszystko nie byłaby to dobra wiadomość dla Rosji. Ale Rosja, niestety, może temu zapobiec.
Rosja używa w Ukrainie broni zapalającej, od której cywilizowany świat odchodzi. W produkcji czołgów sięgają zaś po elementy, które są w stanie wytworzyć na miejscu lub sprowadzić mimo embarga.