Ten weekend kampanii wyborczej PiS upłynął pod znakiem ostentacyjnego już potwierdzania ścisłego sojuszu ołtarza z tronem. I to przez obie strony.
Notowania PiS ani drgną, nawet lekko idą w górę. Czy to oznacza, że sprawa lotów marszałka Sejmu i jego rodziny spłynęła po partii jak po kaczce?
Europejska Sieć Krajowych Rad Sądownictwa (ENCJ) wezwała Sejm i posłów do ujawnienia list poparcia dla kandydatów do neo-KRS: „Wykonanie obowiązku wynikającego z powołanego wyroku [NSA] jest sprawą wielkiej wagi i powinno nastąpić niezwłocznie, do czego was wzywamy”.
Jarosław Kaczyński tak poukładał listy, żeby zmaksymalizować zyski. Postawił na ludzi znanych w okręgach, awansował rzeczników partii, dał miejsca ojcom premiera i prezydenta. Wystawił też Dominika Tarczyńskiego, bo wyborcy PiS go uwielbiają.
Premier rzucony na Katowice dostał rozkaz miażdżącego w liczbie głosów zwycięstwa nad przeciwnikami. Nie będzie to łatwe, bo na Śląsku jest nierozpoznawalny. Może po defiladzie coś się ruszy i zostanie uznany za swego?
Jak już wiemy, w Polsce ma zapanować prawdziwa demokracja, prawdziwa praworządność i prawdziwa równość (pewnie inne „prawdziwości” też się pojawią). Wprawdzie termin zaistnienia tych wartości nie został jeszcze oficjalnie podany, ale warto obserwować antycypacje tego, co nas czeka.
Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej może być kolejnym organem blokującym ujawnienie podpisów na listach poparcia kandydatów do neo-KRS. I wcale nie będzie musiał zająć się sprawą merytorycznie.
Rząd PiS będzie pierwszym, który stworzy plan modernizacji wojska na kolejne 15 lat. Ale żeby taki plan miał sens i przetrwał, powinno mu towarzyszyć polityczne porozumienie, którego przed wyborami nie będzie.
Był postacią wyjątkowo ponurą nawet jak na standardy „dobrej zmiany”. Mimo to trudno uznać odejście Marka Kuchcińskiego za wydarzenie nadzwyczaj istotne. Natura systemu władzy, któremu gorliwie służył, pozostaje bowiem niezmienna.
Dymisja marszałka Sejmu sprawia, że wynik wyborów do Sejmu nie jest w 100 proc. przesądzony. Dla PiS afery z nadużywaniem przywilejów władzy są najgroźniejsze.