Prawdziwym zwycięzcą włoskich wyborów jest Beppe Grillo. Ten populistyczny komik wygrał, bo potrafił zebrać wokół siebie tych, którym nie jest do śmiechu. Ale trwałego rządu nie da się z tego skleić.
Teoretycznie włoskie wybory wygrała centrolewicowa koalicja Piera Luigi Bersaniego, ale to pyrrusowe zwycięstwo, bo tylko w Izbie Deputowanych.
Włoskie wybory wygrała centrolewicowa Partia Demokratyczna (PD) Piera Luigi Bersaniego. I tu niespodzianki nie było, ale dalej zaczynają się już schody.
Za Spiżową Bramą szykują konklawe, a Włosi idą do urn. Do walki o władzę znów stają ci sami od 20 lat rywale: potężna partia lewicy i Silvio Berlusconi, któremu abdykacja papieża może mocno pokrzyżować szyki.
Kalabryjska ’ndrangheta, najpotężniejsza organizacja mafijna świata, kolonizuje północne Włochy. Wciągnęła w sieci przedsiębiorców i polityków, decyduje o wynikach wyborów i kontraktów. Jej sojusznikiem stał się kryzys.
Włoski kompleks hutniczy ILVA zapewnia pracę mieszkańcom Tarentu i okolic, ale sprawia, że ludzie częściej chorują na nowotwory. Kiedy jednak sąd chciał zamknąć hutę, związki zawodowe ogłosiły strajk.
Los Silvio Berlusconiego spoczywa w rękach marokańskiej specjalistki od tańca na rurze. Jeśli dziewczyna zacznie mówić, były premier pójdzie na sześć lat do więzienia. Na razie odgraża się, że może obalić rząd Mario Montiego.
Kryzys zbiera we Włoszech makabryczne żniwo: już 38 włoskich biznesmenów odebrało sobie życie od początku roku. Coraz częściej do dramatycznego kroku popycha ich bezduszny, bezkarny i niewypłacalny aparat państwa.
Mario Monti rządzi Italią zaledwie od połowy listopada, a już okrzyknięto go mężem opatrznościowym, nadzieją Włoch i świata.
Trzy czwarte Włochów wierzy, że nowy premier ocali ich kraj od zapaści. Ale przed Mario Montim stoi misja z piekła rodem, a czasu ma tylko tyle, ile dadzą mu kłótliwi politycy i bezlitosne rynki.