Władze Białorusi, które zabijają i torturują własnych obywateli, na pewno nie udzielą schronienia uchodźcom. Nie po to ich tutaj sprowadziły. Moralna i prawna odpowiedzialność za tych ludzi spoczywa na polskiej władzy. Nie zdejmie jej próba legalizacji procedury odpychania (tzw. pushback), sprzeczna z konstytucją, konwencją genewską i unijną Kartą Praw Podstawowych.
Zachodnie media przypominają, że już przy poprzednim kryzysie migracyjnym w 2015 r. Polska była stanowczo przeciwna przyjmowaniu uchodźców spoza Europy. Dziś ten scenariusz się powtarza.
Konferencja Mateusza Morawieckiego i Mariusza Kamińskiego była preludium do sejmowego głosowania nad stanem wyjątkowym. Miała wzbudzić poczucie rosnącego zagrożenia i presję „Polek i Polaków”, by wszystkie polityczne siły zgodnie zagłosowały „za bezpieczeństwem”.
Prokuratorzy i sędziowie białoruskich sądów idą na krótkim pasku władzy, wydają wyroki, jakie kazano im wydać. Na pokaz. Żeby nikomu nie przyszło do głowy protestować czy choćby wyrażać własne zdanie.
Wzrost liczby migrantów na granicach Białorusi to forma rewanżu. „Zatrzymywaliśmy narkotyki i migrantów, ale teraz niech Europa sama sobie ich łapie” – mówi Aleksandr Łukaszenka. Ma w tej kwestii pełne wsparcie Rosji.
Białoruś może oskarżać Polskę o spowodowanie dramatycznej sytuacji ludzi pod Usnarzem Górnym, a Polska może odwzajemniać się tym samym Białorusi. Wszystko wskazuje, że tzw. dobra zmiana kupiła grę wykoncypowaną w Moskwie i Mińsku.
Polska w oczach świata jest symbolem autorytaryzmu, polityki napędzanej izolacjonizmem i nienawiścią. To obraz za granicą mocno już scementowany. I trudno sobie dziś wyobrazić, czy i w jaki sposób uda się ten cement kiedyś rozbić.
Okazuje się, że polskie wojsko, by zatrzymać uchodźców, od miesiąca rozkłada tzw. drut ostrzowy na granicy z Białorusią. Szkopuł w tym, że opinia publiczna o tym nie wiedziała, a szef MON zwyczajowo atakuje opozycję, zamiast tłumaczyć Polakom swoje decyzje i działania.
Jeśli otworzy się okno możliwości, tak jak przed Polską w 1989 r., Białoruś dostanie swoją szansę. I tak jak w przypadku Polski potrzeba splotu wydarzeń geopolitycznych, gospodarczych, aktywności zagranicy i powrotu protestów.
Po zeszłorocznym sierpniu Białoruś przestała być najbardziej egzotycznym krajem regionu. Dziś przy obywatelach i opozycji jest racja i sympatia świata, a Łukaszenka zyskał rangę wschodnioeuropejskiego Kadafiego, tyle że bez ropy.