Boris Johnson dopiął swego, choć nie na ostatni guzik. Odłożył na bok swoją umowę z Unią Europejską i postawił na wybory parlamentarne. I może jeszcze pożałować tej decyzji.
Paryż odblokował dziś decyzję Unii Europejskiej o trzymiesięcznym odroczeniu brexitu. Ekipie Emmanuela Macrona w zmianie linii pomogły przewidywania dotyczące zbliżających się wyborów w Wielkiej Brytanii.
Johnson odniósł we wtorek zwycięstwo i poniósł klęskę. Obiecywał, że do 31 października, choćby miał paść trupem, Wielka Brytania wyjdzie z Unii. Ale na razie się na to nie zanosi.
Brytyjski dreszczowiec polityczny nabiera rozpędu. 10 dni przed terminem wciąż nie wiadomo, czy czeka nas brexit w stylu „mistrza chaosu” BoJo, jak media nazywają Johnsona, czy jeszcze więcej zamieszania, a może nowe referendum.
W ostatniej chwili premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson sprytnie uniknął aresztu. Ale co dalej z brexitem?
Londyn oficjalnie zwrócił się z wnioskiem o odroczenie brexitu, ale Unia nie planuje rozpatrywać go do czasu głosowania Izby Gmin nad umową. Nadal niewykluczony jest rozwód z końcem tego miesiąca.
Boris Johnson prawie całkowicie ustąpił Brukseli w sprawie granicy irlandzkiej, ale trudno mieć pewność, że na projekt zgodzi się Izba Gmin. Na szczycie UE przywódcy 27 państw poparli w czwartek porozumienie.
Mowa tronowa królowej była w lwiej części manifestem wyborczym Johnsona. Takie potraktowanie majestatu 93-letniej Elżbiety II nie spodobało się wielu posłom, także członkom partii premiera.
Obecny premier Wielkiej Brytanii nie ma lekko. W Izbie Gmin, w Brukseli, ale i z kobietami.
Mało kto się tego spodziewał. Zapewne już w ten weekend spotkają się zespoły prawne Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej, by przekuć niezwykły kompromis na język prawa.