Brazylia wciąż przeżywa śmierć Pelego – to pierwsze wrażenie. Przeżywa też na nowo życie swego króla, które należało nie tylko do świata sportu.
Tysiące zwolenników Jaira Bolsonaro próbowało w niedzielę przejąć kontrolę nad budynkami parlamentu, sądu najwyższego i administracji prezydenckiej. Bunt został na razie opanowany, ale przed Brazylią długie tygodnie niestabilności.
Dla starszych pokoleń był tym, kim później dla wielu był Maradona, a w ostatniej dekadzie Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo. Na podwórku każdy chciał być wtedy jak Pelé. Kiwać się jak on, strzelać gole jak on.
Przeżyła koszmary XX w. w Europie. Jej syn ledwo wymknął się koszmarom po drugiej stronie Atlantyku. Oboje poznali wygnanie. Doświadczenia dwóch światów spotkały się w jednej rodzinie.
Chciano mnie pogrzebać żywcem, ale oto jestem – powiedział po wyborczym zwycięstwie Lula da Silva, nowy-stary prezydent Brazylii.
Legendarny lewicowy przywódca pokonał w drugiej turze Jaira Bolsonaro, choć jego przewaga okazała się minimalna. Czy ustępujący prezydent pogodzi się z porażką?
Wypuszczony na wolność przez sędziów Sądu Najwyższego Lula, mimo swoich 76 lat, jest w wybornej kondycji fizycznej i umysłowej.
Legendarny przywódca związkowy Lula da Silva wygrał pierwszą turę wyborów, choć z mniejszą przewagą, niż zapowiadały sondaże. Jego zwycięstwo było spodziewane – i na tym w brazylijskich wyborach rzeczy pewne się skończyły.
Rozpoczynający się w środę szczyt krajów BRICS to dowód, jak bardzo iluzoryczne jest patrzenie na świat przez pryzmat euroatlantyckiej bańki. Poza nią istnieje rzeczywistość polityczna oparta na zupełnie innych wartościach.
Zaginęli 5 czerwca w brazylijskiej części Amazonii – brytyjski reporter Dom Phillips i Bruno Pereira, znawca rdzennych ludów regionu. Już wiadomo, że zostali zamordowani.