Biografia Czesława Miłosza napisana przez Andrzeja Franaszka nie jest sensacyjna. To rzetelna i miejscami dramatyczna opowieść o życiu poety. Miłoszowi mogłaby się ona spodobać.
Ten tom nie tylko zbiera wypowiedzi poety, ale też mówi sporo o nas, o jego publiczności.
Przy okazji Roku Miłosza i setnej rocznicy jego urodzin mogliśmy dostrzec, jak mało znaliśmy poetę i człowieka, którego biografia splata się ze skomplikowaną historią XX w.
Redaktor naczelny Wydawnictwa Znak i autor książki „Mój znak” o noblowskiej katastrofie i literaturze widzianej przez pryzmat przyjaźni, anegdot i opowieści z życia wybitnych autorów.
Miłosz wierny nakazowi pisania przeciw nicości.
Poeci nie muszą być młodzi. Czasem dopiero w podeszłym wieku piszą swoje najważniejsze wiersze. Dowodem późne dzieła Iwaszkiewicza i Miłosza, a dziś Różewicza i Szymborskiej.
Ostatni tom „Wielkich mów” przypomina lęki zimnej wojny, nadzieje po upadku komunizmu i niepokój naszego przełomu wieków.
„Wiersze ostatnie” Czesława Miłosza, które trafiają właśnie do księgarń, są obrachunkiem poety z samym sobą, religijną medytacją, zapisami snów, rozmową z umarłymi.
Gdy Czesław Miłosz po raz pierwszy po wojnie odwiedził dworek w Krasnogrudzie, gdzie jako uczeń, a potem student spędzał wakacje u rodziny, pytany o wrażenia odpowiadał: – Wolałbym nie mówić, to zbyt intymne. Spotkał tam siebie sprzed lat – zapętlonego, nieprzystawalnego i pochmurnego nastolatka.