HBO oficjalnie potwierdziło to, o czym nieoficjalnie mówiło się od dawna: na ostatni, ósmy sezon serialu „Gra o tron” poczekamy aż do 2019 roku. Dostaniemy wtedy sześć odcinków – mało, ale wedle zapowiedzi mają być dłuższe niż standardowo, będą trwać nawet do 90 minut.
Wszystko dlatego, że produkcja HBO, co wyraźnie było widać zwłaszcza w 7. sezonie, realizowana jest obecnie na o wiele większą skalę. Chodzi z jednej strony o więcej efektów specjalnych (większą rolę odgrywają smoki) i lokacji, a wreszcie o większe i trudniejsze do realizacji sceny, zwłaszcza batalistyczne.
Czynnikiem „spowalniającym” musi też być to, że od niedawna showrunnerzy David Benioff i D.B. Weiss swoje scenariusze piszą od zera, bez posiłkowania się powieściami George’a R.R. Martina, bo nowej wciąż nie ma. Podobno konsultowali z autorem najważniejsze zwroty akcji i są jednymi z nielicznych ludzi, którzy już wiedzą, jak zakończy się cała historia. Trudno jednak, by pisali w takim samym tempie, skoro wcześniej adaptowali, a teraz zaczynają od pustej kartki.
Między sezonami 7. i 8. będziemy więc mieli półtora roku, o ile nie aż dwa lata przerwy (nie wiemy, kiedy dokładnie wróci „Gra o tron”). Jak sobie poradzić z tak długim oczekiwaniem? Oto kilka propozycji (wybrał Marcin Zwierzchowski):
Turystyka do miejsc, w których kręcono znane filmy, ma długą historię. Ale „Gra o tron”, serial filmowany w wyjątkowo wielu lokalizacjach, rozwinęła ten biznes ponad miarę.
W Lublinie w ten weekend odbywa się festiwal Polcon, na którym miłośnicy wszelkich przejawów fantastyki spotykają się, by dzielić się pasjami, spotkać ulubionych pisarzy i ulubione pisarki, a przede wszystkim nagrodzić najlepszych i najlepsze z nich „Zajdlem”.
Myli się ten, kto sądzi, że to koniec. HBO już myśli, jak wrócić do Westeros.
„Gra o tron” to wciąż jeden z najbardziej wyczekiwanych seriali w roku. Tak jak inne filmowe i literackie opowieści fantasy – od Tolkiena do Martina – jest atrakcyjna także dzięki próbom tworzenia od podstaw nowych języków.
Za czarnymi bohaterami czasem chce się podążać, czasem się im nawet kibicuje – ale nie zawsze. Ci okrutni i pozbawieni wyrzutów sumienia na zrozumienie – jak się widzom wydaje – nie zasługują. A maksyma „Jam częścią tej siły, co która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro” – raczej się do nich nie odnosi…
O czym dobrze zaświadcza niniejszy ranking, przygotowany przez magazyn „The Atlantic” w oparciu o 145 tys. opinii czytelników, fanów seriali. A oto i oni – najmniej popularni antybohaterowie:
Fani nie mogą się doczekać szóstego sezonu „Gry o tron”. Drżą o los jednego z bohaterów, a ich jedyną nadzieją jest to, że producenci w ramach okrutnej akcji marketingowej od roku ich okłamują.
W bezliku postaci próbują się połapać nie tylko fani sagi „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina i serialu na jej podstawie. Analizy podjęli się też… matematycy.
Zaczynał jak Sapkowski. W kilka lat „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Roberta M. Wegnera podbiły serca polskich fanów fantastyki. I nawet w skali światowej to jedna z lepszych współczesnych serii fantasy.
Na wiele lat przed tym, jak magiczny świat „Gry o Tron” odkryli fani seriali, o panowanie nad krainą Westeros walczyli miłośnicy planszówek. O ile bowiem serial fabułę zawdzięcza książkowej sadze „Pieśń Lodu i Ognia” George'a R.R. Martina, o tyle już swój tytuł – grze planszowej „Gra o tron”.