28 stycznia 2006 r. wydarzyła się największa w dziejach Polski katastrofa budowlana. Wszystko w tej sprawie poszło nie tak.
150 lat Katowic to może nie za wiele w porównaniu z sędziwymi grodami. Ale mało jest w Polsce miast, które od kołyski hołubił wielki przemysł. Ten związek na dobre i złe od początku zapowiadał się jak niezły kryminał.
Budowa metra w stylu w warszawskim doprowadziłaby inne polskie miasta do bankructwa. Są jednak tańsze rozwiązania, nad którymi warto pomyśleć, póki mamy do dyspozycji unijne pieniądze.
Z zewnątrz wyglądało ładnie: elewacja, zadbany budynek. Dopiero kiedy wybuch gazu rozerwał kamienicę w centrum Katowic, odsłoniły się głęboko skrywane problemy.
Duży może więcej, ale mniejsi mogą mu przeszkodzić.
Katowice to mniejszy organizm w większym, a równocześnie większe miasto składające się z mniejszych miasteczek.
W swojej niespełna 150-letniej historii Katowice były germanizowane, polonizowane, w czasie ostatniej wojny ponownie ostro niemczone i – na powrót polszczone po jej zakończeniu.
Katowice chcą zerwać z wizerunkiem miasta kopalnianych wież i przekonać, że są „miastem ogrodów” oraz sercem wielkiej, nowoczesnej Metropolii Silesia. Nieistniejącej.
Ważnym źródłem współczesnej śląskiej tożsamości staje się na nowo odkrywana lokalna tradycja.
Śląsk jest dla polityków łakomym kąskiem. Ale trudnym do rozgryzienia.