Gary Mutin, czarnoskóry mechanik, mieszka pod kopułą Astrodome, nieczynnego stadionu baseballowego w Houston w Teksasie zamienionego na gigantyczne schronisko dla ocalonych z Nowego Orleanu. Swój nowy dom dzieli z 25 tys. takich jak on biedaków z raju dobrobytu.
Dramat powodzi zaczyna się tak naprawdę dopiero po powodzi. Fala odpływa, zostaje szlam, maź, cuchnące błoto. Woda niesie rzeczy najlepsze: poświęcenie, solidarność, altruizm, ale wypłukuje z ludzi również złe: złość, zawiść, gorycz.
Pięć centymetrów brakowało, aby woda przelała się za wał jeziora Drużno, zatapiając wielkie połacie gminy Markusy. Mieszkańcom wiosek sąsiadujących z jeziorem, przez megafon ciągniony za samochodem, kazano się szykować do ewakuacji. Wielka woda jest tu niczym kontroler: brutalnie sprawdza, co zrobiono przez suche miesiące, aby się na nią przygotować.
Straty po lipcowej powodzi szacują teraz wszyscy: rząd, lokalne władze, sami powodzianie. Paradoksalnie najłatwiej idzie z tymi materialnymi. Bo jak zmierzyć złość, zawiść i gorycz, które wypłukała wielka woda?
Fala powodziowa wpłynęła do Zatoki Gdańskiej. Zalani, lokalne i centralne władze, towarzystwa ubezpieczeniowe podliczają straty. Do powodzian nadal płynie pomoc z Europy i od rodaków. Jeszcze raz okazało się, że w chwilach trudnych potrafimy być wyjątkowo solidarni. Po raz kolejny też wyszło na jaw, że począwszy od gospodarzy kraju, a na gospodarzach na zagrodzie skończywszy – cierpimy na notoryczny brak wyobraźni.
Na pierwszy ogień walki z powodzią poszli strażacy. Na wałach rzecznych i w zalanych miejscowościach, chronicznie niedoinwestowani, często wyposażeni w sprzęt o wartości muzealnej, próbują powstrzymać żywioł. A na Wiejskiej posłowie przegłosowują kolejne europejskie rozwiązania dla polskiej straży pożarnej, czyniące z niej główny człon zintegrowanego systemu ratownictwa. Ma być tak: bliskie współdziałanie służb ratowniczych, szybsza pomoc ofiarom wypadków, szybsze reagowanie na sytuacje kryzysowe jak powodzie, pożary i skażenia. Lepszy sprzęt, świetnie wyszkoleni ludzie, jasny podział obowiązków, jeden telefon alarmowy dla obywateli zamiast kilku. To są bardzo potrzebne ustawy, zbliżające Polskę do standardów unijnych – mówią posłowie. Strażacy też tak uważają. Boją się tylko, że zgodnie ze standardami polskimi ustawa nie będzie poparta pieniędzmi. W takim wypadku podczas następnej klęski żywiołowej straż wyjedzie do obowiązków tak samo biedna jak dzisiaj, a jedyną nowością będzie wprowadzony przez ustawę numer telefonu alarmowego: 112. Dla obywateli.
Specjaliści twierdzą, że obecna powódź zasadniczo różni się od powodzi stulecia z 1997 r. Poza jednym: tak jak wtedy wielka woda nawiedziła nas w przededniu wyborów do parlamentu. Jakby na potwierdzenie popularnego przed czterema laty powiedzenia, że Pan Bóg sprzyja każdej ekipie, póki się na niej nie pozna.
Wydawało się, że po ostatniej powodzi, jaka spustoszyła nasz kraj przed czterema laty, wielka woda już nas nie zaskoczy. Że wyciągnęliśmy wnioski z błędów i wiemy, ile może kosztować niefrasobliwość. Stało się inaczej: kiedy wielka woda spadła na Gdańsk, zawiodło wszystko. Ekipom ratowniczym pozostało tylko usuwanie skutków powodzi.
Wójt gminy Lubsza w województwie opolskim na kartce formatu A3 zapisał nazwiska pięćdziesięciu rodzin z czerwonych kontenerów, dzieląc je na P. i N., czyli Powodzian i Niepowodzian.
Ledwo zaczęły opadać wody po ulewach w lutym i marcu, uderzył cyklon. Klęski żywiołowe w Mozambiku zniknęły z telewizji, ale tragedia wciąż trwa. Z pomocą pospieszyło poszkodowanym kilkanaście państw, siostry zakonne i mozambijscy skauci, którym przewodzi Leonardo Adamowicz.