Dom nie zawsze i nie dla każdego jest bezpiecznym schronieniem, nawet w czasie epidemii. Wiedzą o tym zwłaszcza kobiety, które utknęły z oprawcami pod jednym dachem.
Rozmowa z Urszulą Nowakowską, szefową Centrum Praw Kobiet, o tym, jak w czasach kryzysów nasila się zjawisko przemocy domowej.
Z roku na rok lawinowo rośnie przemoc wśród młodych. To dzieci dzieciom częściej gotują piekło niż dorośli.
Rząd szczyci się mniejszą niż w poprzednich latach liczbą zgłoszeń przemocy w rodzinie. Ale jak ma być ich więcej, skoro poza dużymi miastami nie wiadomo, gdzie szukać pomocy?
Przychodzą do Centrum Praw Kobiet, bo wyrzucił z domu, bo nie mogą ściągnąć alimentów, bo pijany zmuszał, gdy nie chciały. Bywa, że dopiero w rozmowach z działaczkami uświadamiają sobie, że padły ofiarami przemocy. I że przemoc niejedno ma imię.
Francuski rząd chce przeznaczyć miliard euro na działania równościowe i antyprzemocowe. W Polsce organizacje pomagające ofiarom przemocy cierpią na brak pieniędzy, bo według instytucji państwowych... dyskryminują mężczyzn.
Na ten kolor zostanie podświetlony warszawski Pałac Kultury i Nauki oraz centralne budowle w wielu miastach, m.in. katowicki Spodek, Książnica w Cieszynie, Tauron Arena w Krakowie czy ratusz w Słupsku.
Ludzie oburzają się na stylistykę: siniaki w pończochach. Może estetyka tej reklamy to nie jest górna półka. Ale w kulturze, w której wszyscy żyjemy, to jednak odmiana na lepsze.
Co z tego, że z każdej strony słyszymy o fundamentalnej wartości „polskiej rodziny”, skoro przemoc fizyczna, psychiczna i wykorzystywanie seksualne w polskich domach są i tak obecne? Specjaliści biją na alarm.
Diabeł mieszka w Polsce i nazywa się Gender. O tym, jak Kościół i partia władzy postrzegają kobiety i ich społeczną rolę, pisze w swojej najnowszej książce „Spróchniały krzyż” Joanna Podgórska.