Przed drugą turą wyborów lepszą pozycję ma Andrzej Duda. O Trzaskowskim można powiedzieć, że zachował szansę. Rozstrzygnie to, czy uda się – bezwzględnie tym razem konieczna – totalna mobilizacja niePiSu.
Sytuacja z debatą jest poważna – przynajmniej z punktu widzenia standardów demokracji. Ale w naszych warunkach niemal wszystko już uchodzi i niemal nic nie robi wrażenia.
Kandydat KO zdecydowanie wygrał wśród Polonii, gromadząc ponad dwa razy wyższe poparcie od Dudy. Wyborom za granicą towarzyszyły jednak kontrowersje i problemy organizacyjne.
Czarny łabędź to niespodziewane zdarzenie, które zmienia oczekiwany bieg wydarzeń. Całego stada tych ptaków potrzebuje Rafał Trzaskowski, żeby wygrać wybory.
Nawet po porannym skoku poparcia dla Dudy i chwilowym spadku Trzaskowskiego poniżej 30 proc. zagraniczni komentatorzy są zgodni – PiS nie może być pewny wygranej.
Gdyby Robert Biedroń potrafił skapitalizować wiedzę, jaką zdobył w czasie tournée po Polsce w 2019 r., mógłby pokusić się o odebranie trzeciego miejsca Szymonowi Hołowni.
Dane o sondażowych wynikach wyborów w różnych grupach przynoszą sporo niespodzianek. Najlepiej w mobilizowaniu nowych wyborców poradzili sobie Hołownia i Trzaskowski. Kosiniak-Kamysz fatalnie wypadł na wsi.
Na razie wszystko jest zgodnie z oczekiwaniami, czyli pierwsza tura dla Andrzeja Dudy. W drugiej zdarzyć się może wszystko.
„Trumpista” Andrzej Duda mierzy się o prezydenturę z „europejskim” i „otwartym” Rafałem Trzaskowskim – tak zagraniczne media komentują polskie wybory.
30,4 proc. poparcia gwarantuje kandydatowi PO wejście do drugiej tury, ale dobry rezultat Andrzeja Dudy chłodzi nastroje partyjnych działaczy.