Nie da się zlikwidować terroryzmu tak długo, jak długo znajdą się fanatyczni wykonawcy tego procederu i tacy, którzy chętnie za to zapłacą. W rurze, którą płyną pieniądze na terror, całkowite zakręcenie kurka jest praktycznie niemożliwe.
Dyskutowana właśnie w amerykańskim Kongresie nowa ustawa antyterrorystyczna rozszerza definicję terroru. Za zbrodnię będą uważane nie tylko zamachy bombowe, ale i hakerska penetracja systemów informatycznych. Kara – nawet dożywotnie więzienie.
Rozpoczęła się pierwsza wojna XXI wieku: 7 października wieczorem USA i Wielka Brytania przystąpiły do bombardowania lotnisk, instalacji radarowych i obrony przeciwlotniczej afgańskich talibów – w odwecie za atak 11 września na Nowy Jork i Waszyngton. Bombardowania te mogą stanowić wstęp do długotrwałej operacji lądowej zmierzającej do obalenia w Afganistanie dotychczasowych władz, które dały schronienie al Kaidzie – bazie terrorystów Osamy ibn Ladena.
Wojna z powietrza
Kilku spośród 19 porywaczy samolotów, które uderzyły w World Trade Center i Pentagon, mieszkało przedtem długo w USA. Zgolili brody i wtopili się w amerykańskie społeczeństwo, prowadząc spokojne życie mieszczuchów z suburbii. Choć notowani w kartotekach policyjnych, łatwo mylili tropy. Demokracja bywa bezbronna wobec ataku od wewnątrz. To się teraz może zmienić.
Według macedońskiego wywiadu oraz tamtejszych mediów to on właśnie wywołał ledwie zażegnaną wojnę albańsko-macedońską. Nie ma wątpliwości, że podczas wojny w Bośni i Hercegowinie (1992–1995) i w Kosowie (1998) ludzie ibn Ladena odegrali istotną rolę – i jako żołnierze, i jako sponsorzy działań zbrojnych.
Strach popycha ludzi w ramiona obłędu. Nie znaczy to, że są już obłąkani. Gdy rozpada się świat, szuka się koła ratunkowego. Choćby w przepowiedniach sprzed wieków pióra Nostradama. Ale po ataku na Amerykę nie próżnują też głosiciele spiskowej teorii dziejów. Ci są groźniejsi.