Wybory w czasie epidemii nie będą równe, bo kandydaci nie mają równego dostępu do wyborców w sytuacji, gdy Andrzej Duda pod przykrywką dbania o bezpieczeństwo państwa lansuje się w mediach jako mąż opatrznościowy.
Jeśli ziści się scenariusz wyborów 10 maja, stabilizacja polityczna będzie w kraju doskonała, bo określona w zbiorze niemal pustym, acz rządzonym przez wybrańców Narodu.
Rząd z podkopaną wiarygodnością to najgorsze, co może nam się przytrafić w sytuacji, gdy solidarność staje się kluczowa w tej bezprecedensowej walce. Zamiast zaufanie odbudowywać, władza brnie dalej.
Zmieńmy termin wyborów prezydenckich! Apelują eksperci, zwracając uwagę, że wolne wybory wymagają spełnienia wielu warunków, m.in. muszą zapewnić równość i powszechność udziału, nie mogą też stwarzać zagrożenia dla zdrowia i życia.
W warunkach epidemii nie da się przeprowadzić wyborów zgodnie z konstytucją – wynika z dzisiejszego postanowienia Sądu Najwyższego.
Zdaniem prezesa PiS wybory 22 marca potwierdziły, że da się przeprowadzić też wybory prezydenckie. Albo nie ma pojęcia, o czym mówi, albo udaje, że nie wie, co się działo w ostatnią niedzielę.
Z tezami Kaczyńskiego nawet nie sposób polemizować. Potraktowane serio świadczą o jego zapaści intelektualnej. A jeśli to partyjna narracja, to dowodzi krańcowego braku odpowiedzialności najważniejszego polityka w Polsce.
Kandydatka na pierwszą damę lub kandydat na pierwszego dżentelmena mogą pomóc w zdobyciu głosów, ale mogą też utrudnić drogę do Pałacu Prezydenckiego. W tej kampanii partnerzy pretendentów nabrali szczególnego znaczenia.
Wybory prezydenckie, kiedykolwiek się odbędą, będą inne niż wszystkie do tej pory.
Do zatrzymania epidemii nie jest konieczne uchwalanie stanu nadzwyczajnego. Ale jeśli myśleć o przesunięciu daty wyborów prezydenckich, to jest to jedyna droga.