Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Wygrane bitwy

Beate i Serge Klarsfeld Beate i Serge Klarsfeld BEW
Rozmowa z Beate i Serge’em Klarsfeldami, zwanymi łowcami zbrodniarzy nazistowskich, o miłości i sprawiedliwości

W 1963 r. udzielający im ślubu mer 16 dzielnicy Paryża prosi, aby kochali się w imię pogodzenia dwóch narodów. Serge jest francuskim Żydem, Beate Niemką z Berlina.

Serge Klarsfeld: Od razu wiedziałem, skąd pochodzi! Spotkaliśmy się w paryskim metrze. Bardzo mi się spodobała.

Beate Klarsfeld: Miałam 21 lat i bardzo chciałam znaleźć się w Paryżu. To był mój pomysł na ucieczkę z Berlina. Nie chciałam zostać typową niemiecką dziewczyną, której egzystencja zamyka się w 3K: Kinder, Küche, Kirche (dzieci, kuchnia, kościół).

Kamilla Staszak: Czy pani ojciec był związany z reżimem nazistowskim?

Beate: Jak większość Niemców w tamtym czasie. Rodzice nie byli nazistami, ale głosowali na Hitlera. Nie czuli się winni za zbrodnie, które popełniono za jego rządów, choć wsparli jego dojście do władzy. Matka przed wojną siedziała w domu, a ojciec pracował w zakładzie ubezpieczeń. Służył w Wehrmachcie na froncie francuskim i rosyjskim, ale z powodu gruźlicy zwolniono go. Po wojnie matka spotykała się z sąsiadkami i użalały się nad swoim losem. Wspominały dawny dobrobyt. Biadoliły nad niesprawiedliwością. Zapominały, że jest ona skutkiem ich wcześniejszych wyborów. Nawet jeśli żadna z nich osobiście nikogo w czasie wojny nie zamordowała ani nikomu nic nie ukradła.

Typowy ludzki mechanizm obronny – winę zrzucamy na innych.

Beate: Czułam, że ci ludzie coś ukrywają przed innymi i przede wszystkim sami przed sobą. Byłam za młoda i nie miałam wystarczającej wiedzy, aby domyślać się, co to było. Może ich sumienie uwierała obojętność na ludzką krzywdę, której w swoim wygodnym życiu nie chcieli zobaczyć? Gdyby do nich dotarła, czuliby się zobowiązani jakoś zareagować, a to zburzyłoby ich spokój. Woleli pozostawać bierni. Takich ludzi były miliony.

Serge: Beate była wstrząśnięta, kiedy moja matka opowiedziała jej, w jaki sposób straciłem ojca. W 1943 r. miałem 8 lat i całą rodziną ukrywaliśmy się w Nicei. Kiedy pojawili się gestapowcy, wyszedł z kryjówki, aby nas ocalić. Przekonał ich, że w mieszkaniu nikogo nie ma, bo cała rodzina zachorowała i wyjechała na wieś. Wywieziono go do Oświęcimia. Często bywam w tym miejscu, jestem członkiem rady Fundacji Auschwitz-Birkenau.

Czy pana rodzina nie sprzeciwiała się wyborowi niemieckiej narzeczonej?

Serge: Rodzina zaakceptowała Beate od pierwszego spotkania, choć nie ukrywam, że długo zwlekałem, zanim ją przedstawiłem. Niektórzy moi żydowscy przyjaciele nie potrafili zrozumieć mojego wyboru. Zachowywali się wobec niej wręcz agresywnie. Ale to dawne czasy…

Beate: Gdybym nie poznała Serge’a, pewnie moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Może nie potrafiłabym wyjść poza zaklęty narodowościowy krąg?

Serge: Czasami miałem wrażenie, że Beate przyjęła na siebie jakiś rodzaj pokuty w imieniu swojego narodu.

Dlatego w 1968 r. spoliczkowała pani kanclerza Kurta Georga Kiesingera?

Beate: W czasie wojny był szefem działu propagandy w ministerstwie spraw zagranicznych.

Po wojnie uwolniono go od zarzutów o współudział w zbrodniach hitlerowskich. Doprowadził do poprawy stosunków ze wschodnimi Niemcami, a ekonomicznie RFN stała się potęgą.

Beate: Co nie zmienia faktu, że jego nawrócenie na demokrację chrześcijańską było przebiegłym fortelem. Człowiek z taką przeszłością w rządzie był dla mojego kraju wstydem. On przed wojną nie był zwykłym Niemcem uwikłanym w historię, ale przyczyniał się każdego dnia do wzmacniania zbrodniczej ideologii.

Ludzie się zmieniają, żałują za błędy.

Beate: W moim kraju zbyt wiele rzeczy zbywano milczeniem. Sam Kiesinger, zamiast coś zrozumieć z tego, co się stało w jego życiu i w historii Niemiec, schować się do mysiej dziury i siedzieć cicho, miał czelność kontynuować karierę polityczną.

Nie było innego sposobu na zmuszenie go do dymisji?

Beate: To była desperacja. Wcześniej odwiedzałam uniwersytety, wysyłałam pisma i pisałam artykuły. Z tego powodu wyrzucono mnie z posady sekretarki, którą zajmowałam we Francusko-Niemieckim Biurze do spraw Młodzieży. Dopiero gdy go spoliczkowałam, media na całym świecie zaczęły pisać o jego przeszłości.

Skąd wziął się pomysł na taką akcję?

Beate: Pojawił się w jakiejś naszej rozmowie z Günterem Grassem, ale bardziej jako dowcip niż zadanie do wykonania. Zaprzyjaźniony fotograf załatwił mi legitymację prasową i mogłam wejść na kongres partii chrześcijańsko-demokratycznej, który odbywał się wówczas w Berlinie.

Ukarano panią?

Beate: Skazano na półtora roku więzienia, ale przypomniałam sędziemu o moim podwójnym obywatelstwie. Jako Francuzki nie miał prawa mnie sądzić w Berlinie Zachodnim, więc mnie wypuszczono. Tydzień później byłam już w Brukseli, gdzie Kiesinger miał przemawiać na posiedzeniu NATO. Kiedy mówił, krzyczałam, że jest nazistą, więc musiał zamilknąć. Jego kariera polityczna była skończona. W 1969 r. kanclerzem został Willy Brandt, który w czasie wojny walczył z reżimem hitlerowskim.

Jest ktoś, kogo chciałaby pani spoliczkować dzisiaj?

Beate: Jestem już starszą panią i pozostawiam to nowym pokoleniom.

Jak doszło do tego, że w 1969 r. przyjechała pani do Polski?

Beate: Tu jest wszystko napisane. Kopie z prasy francuskiej i niemieckiej. I książka „Wszędzie tam, gdzie będą”.

[Beate przyjeżdża do Warszawy 26 sierpnia 1970 r. na podstawie wizy turystycznej otrzymanej w Berlinie. Chce zaprotestować przeciwko antysemityzmowi, który rozwija się za aprobatą ówczesnych władz. W książce opisuje, że po raz pierwszy naprawdę się boi. Na miejscu nikogo nie zna, ale informuje o swoich planach kilku korespondentów prasy zagranicznej. Łańcuchem przywiązuje się do drzewa przy ul. Marszałkowskiej. Z plecaka wyjmuje przygotowane ulotki i zaczyna je rozdawać. Informują, że wydalanie i represjonowanie polskich Żydów jest aktem antysemityzmu. Mówi o cierpieniach Polaków spowodowanych przez hitleryzm, ale wypomina im bierność, kiedy miliony polskich Żydów eksterminowano. Podkreśla, że nie jest ani syjonistką, ani Żydówką, ale Niemką walczącą z faszyzmem. Szybko zgarnia ją milicja i odprowadza na posterunek. Dowiaduje się, że może trafić na trzy lata do więzienia. Po kilku godzinach zostaje wsadzona do samolotu lecącego do Paryża. Kilka tygodni po tym wydarzeniu Willy Brandt jako kanclerz Niemiec klęka przed pomnikiem Ofiar Getta Warszawskiego. Beate jedzie do Pragi, gdzie organizuje podobny jak w Warszawie protest].

Ścigając rzeźnika z Lyonu, pojechała pani aż do Boliwii.

Beate: W 1971 r. dowiedziałam się, że prokuratura w Monachium, na wniosek niemieckiej organizacji ofiar nazizmu, rozpoczęła śledztwo w jego sprawie. Altman mieszkający w Boliwii miał być Klausem Barbie. Pojechałam go odnaleźć i znaleźć dowody, że to faktycznie on. Rozpoczęła się walka o jego ekstradycję. Osądzono go dopiero w 1987 r.

W 1986 r. powstał na ten temat film „Łowczyni nazistów: Opowieść o Beate Klarsfeld”, w którym panią zagrała Farah Fawcett. W filmie próbowano panią zabić, a w życiu?

Beate: Dwukrotnie. W 1972 r. dostałam paczkę z bombą. W 1979 r. bombę z opóźnionym zapłonem podłożono w samochodzie. Wybuchła, kiedy nikogo w nim nie było. Wielokrotnie mnie zastraszano telefonicznie lub listownie. Nie wspomnę o naciskach i dobrych radach szeptanych przez różnych oficjeli. Próbowano mną manipulować, powoływano się na patriotyzm. Kiedy w 1970 r. Ernst Achenbach miał zostać przedstawicielem RFN w Komisji Europejskiej, mówiono o jego profesjonalizmie. W czasie wojny pracował w niemieckiej ambasadzie w Paryżu i przyczynił się do deportacji tysięcy Żydów do Auschwitz. Po wojnie pracował jako adwokat, broniąc byłych nazistów i lobbując za prawem, które miałoby objąć ich amnestią. W końcu decyzję o awansie do Komisji anulowano.

Pan nie bał się o żonę?

Serge: Bałem się. Wiedziałem jednak, że nic jej nie powstrzyma. Byłem z niej dumny i zawsze wspierałem. Wyrzucono mnie z pracy, bo w ciągu tygodnia byłem w biurze, a w weekendy jeździłem z Beate, aby jej pomagać. Co chwila pojawiały się w mediach jakieś nasze zdjęcia w otoczce skandalu. W końcu nasze zaangażowanie stało się naszą pracą.

Mają państwo córkę Lidę i syna Arno. Kto się nimi zajmował?

Serge: Pomagała nam moja rodzina. Kiedyś Beate musiała zabrać na jakąś manifestację małego Arno, który miał wówczas 3 lata. Trzymając go na rękach, przeciskała się przez tłum. Starsza kobieta zwróciła jej uwagę, czy nie jest jej wstyd, że własne dziecko naraża na niebezpieczeństwo. Beate odparowała, czy jej nie było wstyd, kiedy widziała tysiące żydowskich dzieci wysyłanych na śmierć.

Byliście państwo gotowi na porwanie Kurta Lischki odpowiedzialnego za eksterminację Żydów we Francji i Czechach.

Beate: Mieszkał spokojnie w Niemczech, choć zaocznie skazano go we Francji na dożywocie. Nie było możliwości jego ekstradycji. Chcieliśmy go porwać, aby postawić przed sądem. W 1971 r. udało się uzyskać ratyfikację przez Bundestag konwencji francusko-niemieckiej, która pozwalała niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości sądzić nazistów skazanych po wojnie we Francji. Lischka stanął przed sądem w Kolonii i w 1980 r. skazano go na 10 lat.

Naruszali państwo niebezpieczną granicę pomiędzy prawem a bezprawiem.

Serge: Nigdy jej nie przekroczyliśmy.

Nawet kiedy pojechała pani do Syrii szukać Aloisa Brunnera, odpowiedzialnego za organizację deportacji tysięcy Żydów z Grecji, Bułgarii, Francji? Podobno Mosad przygotował na niego zamach bombowy, w którym o mało nie zginął?

Beate: Ataki terrorystyczne nie są dobrym pomysłem na szukanie sprawiedliwości.

Serge: We Francji Brunnera skazano dwukrotnie, także zaocznie, na karę śmierci za zbrodnie wojenne. Przez wiele lat staraliśmy się o jego proces za organizowanie wywózki żydowskich dzieci. W końcu się odbył, bardziej jako symbol i w imię pamięci jego ofiar, gdyż oskarżonego nie było. Jeśli jednak jeszcze żyje, nigdy nie poczuje się bezpiecznie. Szukaliśmy sprawiedliwości, a nie zemsty. Żyjemy w demokratycznym świecie, a pewnych fundamentalnych zasad należy przestrzegać nieodwołalnie. Często to długi i bolesny proces, gdzie wiele bitew jest przegranych, ale najważniejszy jest końcowy rezultat: sprawiedliwość.

Polityka 11.2010 (2747) z dnia 13.03.2010; Ludzie i obyczaje; s. 98
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną