Artykuł opublikowany w Polityce nr 31/2004.
Władze polskiego państwa podziemnego nie przewidywały odrębnego powstania w Warszawie. Walki w niej miały się toczyć jedynie w ramach powstania powszechnego w całym kraju (plan ten nosił kryptonim Burza), które powinno było wybuchnąć w momencie załamywania się III Rzeszy. Opanowanie stolicy i objęcie w niej władzy przez polityczne i wojskowe kierownictwo Polski Podziemnej w imieniu rządu polskiego byłoby jednym z głównych celów takiego powstania powszechnego.
Co więcej, w marcu 1944 r. gen. Bór-Komorowski wyłączył stolicę z planu Burza, by uniknąć zniszczeń i zaoszczędzić cierpień ludności cywilnej. Od tego momentu broń otrzymywana ze zrzutów brytyjskich lub tajnie wyprodukowana w kraju była kierowana przede wszystkim do okręgów na wschodnim brzegu Wisły, gdzie miały być zrealizowane główne zadania Burzy. Jeszcze 7 lipca 1944 r. wysłano tam z Warszawy 900 pistoletów maszynowych z amunicją, a kilkanaście dni później – 60 p.m. oraz 4 tys. sztuk amunicji. Spowodowało to zresztą poważne ogołocenie tajnych arsenałów stolicy.
Jeszcze w czerwcu i nawet na początku lipca 1944 r. zarówno rząd polski w Londynie jak i delegat rządu w kraju Jan Stanisław Jankowski poważnie rozważali sprawę nakłonienia Niemców, przy pomocy kół watykańskich i szwajcarskich, do uznania Warszawy za miasto otwarte i w ten sposób do wyłączenia jej ze strefy działań wojennych.
Własnymi siłami
Wciągu kilku tygodni Bór-Komorowski zmienił zdanie raptownie i całkowicie, i 21 lipca uznał, że Warszawa powinna być oswobodzona od Niemców polskim wysiłkiem, na krótko przed spodziewanym wejściem Rosjan do miasta. 22 lipca Jankowski zatwierdził plan Komorowskiego. Obaj oceniali, że na froncie wschodnim Niemcy ponieśli klęskę, że Rosjanie wkrótce wejdą do Warszawy i że w rezultacie wyłania się okazja do opanowania stolicy.
21 lipca 1944 r. dowódca AK meldował do Londynu: „Trzy armie frontu środkowego zostały rozbite, a na ich miejsce OKW (Oberkommando der Wehrmacht) nie rozprowadziło świeżych sił w ilości wystarczającej dla zatrzymania armii sowieckiej”. Dowódca AK był przekonany, że dalszy marsz tej armii na Zachód będzie szybki i „dojdzie ona bez większych skutecznych przeciwdziałań niemieckich do Wisły i przejdzie Wisłę w dalszym ruchu na Zachód”.
„Ogólnie wydaje się pewne, że na froncie wschodnim [Niemcy] nie są już w stanie odebrać inicjatywy z rąk sowieckich ani też przeciwstawić się im skutecznie. (...) Ostatni fakt zamachu na Hitlera łącznie z położeniem wojennym Niemiec doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili. Zmusza to nas do stałej pewnej (chyba powinno być „i pełnej” – J.C.) gotowości do Powstania”. Autorem tej przesadnie optymistycznej, niestety, oceny sytuacji był – według relacji gen. Tadeusza Pełczyńskiego-Grzegorza – gen. Leopold Okulicki-Kobra, który parł za wszelką cenę do wybuchu Powstania. Jak to później ujął gen. Bór, „tylko przez walkę można było wykazać dążenie narodu do wolności i niepodległości. Chodziło o walkę o stolicę, która reprezentuje całość i dalszą sprawę: przez zajęcie Warszawy przed zajęciem jej przez Rosjan musiała się Rosja zdecydować aut aut: albo uznać nas, albo siłą złamać na oczach świata”.
22 lipca gen. Bór podał w depeszy do Londynu swoją ocenę położenia politycznego Polski i wnioski z niej wypływające. „Do Polski wkraczają Sowiety, których celem jest, między innymi, zlikwidowanie niepodległości Polski, a co najmniej politycznego podporządkowania się Sowietom po okrojeniu od Wschodu. Jest konieczne, by świadomość tego przeniknęła wszystkie czynniki życia polskiego, a przede wszystkim kierownicze”.
Jesteśmy gotowi
25 lipca dowódca AK wysłał do Londynu następującą depeszę: „Jesteśmy gotowi w każdej chwili do walki o Warszawę. Przybycie do tej walki Brygady Spadochronowej będzie miało olbrzymie znaczenie polityczne i taktyczne. Przygotujcie możliwość bombardowania na nasze żądanie lotnisk pod Warszawą. Moment rozpoczęcia walki zamelduję”.
Niemcy pospiesznie ewakuowali w tym czasie Warszawę i wydawało się, że nie mieli ani woli, ani środków do jej obrony. W rzeczywistości natomiast, gdy Bór-Komorowski meldował Londynowi swą gotowość do walki o Warszawę, gwałtownie odtworzona niemiecka 9 Armia szykowała się do jej obrony. Pomimo ich trudnej sytuacji militarnej na przedpolu Warszawy Niemcy postanowili – ze względu na spodziewane powstanie – nie wysyłać ze stolicy Polski na front wszystkich stacjonujących w niej oddziałów zbrojnych. Hitler nakazał bezwzględne utrzymanie Warszawy i jej przedpola.
Londyn otrzymał telegram Komorowskiego 26 lipca, na krótko przed odlotem premiera Stanisława Mikołajczyka do Moskwy na rozmowy ze Stalinem. Tego samego dnia premier upoważnił delegata rządu do ogłoszenia powstania powszechnego w „momencie przez nas wybranym”.
Głównym orędownikiem podjęcia walki z Niemcami w Warszawie był gen. Leopold Okulicki-Kobra, zastępca szefa Sztabu Komendy Głównej AK do spraw operacyjnych. „To był jego projekt” – podkreślał zawsze gen. Bór. Celem takiego powstania miało być zniszczenie niemieckiego garnizonu w Warszawie, liczącego ok. 20 tys. ludzi, opanowanie całego miasta z lotniskami, mostami, dworcami kolejowymi i z tzw. dzielnicą policyjną włącznie, i ustanowienie w nim cywilnych i wojskowych władz podległych rządowi polskiemu w Londynie.
Przywódcy krajowi, podrywając Warszawę do walki, kierowali się głównie względami politycznej, ideologicznej i militarnej natury. Sądzili, że opanowanie Warszawy przez AK wzmocni w oczach zachodnich aliantów oraz opinii światowej prawa rządu londyńskiego do objęcia i reprezentowania władzy w Polsce i uświadomi światu, kto powinien rządzić powojenną Polską – prawowite władze Rzeczpospolitej, nie zaś komuniści popierani przez Stalina. W dowództwie AK panowało, zdaniem szefa sztabu gen. Tadeusza Pełczyńskiego-Grzegorza, „jasne i zdecydowane przeświadczenie, że wraz z przelewającym się przez Wisłę frontem sowiecko-niemieckim odwróci się nad nami karta dziejowa, odwróci się po raz ostatni w ciągu toczącej się wojny”.
Powstanie Warszawskie było zatem militarnie skierowane przeciwko Niemcom, a politycznie przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Miało też być wielką, dramatyczną zachętą dla naszych zachodnich aliantów do opowiedzenia się po stronie polskiej w czasie tej antysowieckiej kampanii politycznej. Gen. Bór prosił władze w Londynie o zapewnienie brytyjskiej pomocy lotniczej dla powstania w Warszawie. Dowódca AK zabiegał o wysłanie do Warszawy polskiej brygady spadochronowej, zbombardowanie przez RAF niemieckich lotnisk dookoła Warszawy, wysłanie na lotniska obsadzone przez AK polskich dywizjonów myśliwskich z Anglii oraz przyznanie praw kombatanckich dla żołnierzy AK.
Amunicja na cztery dni
Tymczasem 23 lipca Armia Czerwona zajęła Lublin, a Warszawa dowiedziała się o powstaniu PKWN. Jego utworzenie było zasadniczym krokiem do przyszłego objęcia władzy w całej Polsce przez komunistów i ich sympatyków pod egidą Moskwy. 26 lipca płk Antoni Chruściel-Monter, komendant Warszawskiego Okręgu AK, przedstawił dowództwu AK mizerny stan uzbrojenia, który wywarł na zebranych deprymujące wrażenie; posiadane środki pozwolą działać zaczepnie przez 3–4 dni, a w obronie wytrwać do 14 dni. Monter liczył na zdobycie broni i na zrzuty oraz na rozwikłanie sytuacji przez wejście Rosjan do stolicy. Uważał, że brak broni zastąpi furia odwetu.
Tegoż dnia dowództwo 9 Armii niemieckiej już wiedziało, że AK ogłosiła stan pogotowia dla swych oddziałów. „Wskutek tego zarządzono wzmożony nadzór nad wszystkimi obiektami. Ruchy wojsk niemieckich ze wschodu zaniepokoiły ludność. By przekonać ją o zamiarze utrzymania miasta, dowódca 9 Armii zarządził, aby wszystkie nowe oddziały przybywające z zachodu i wyładowywane w Warszawie przemaszerowały w jak najlepszym porządku przez miasto”.
27 lipca dowódca AK informował Londyn: „Po wyraźnej panicznej ewakuacji Warszawy od 22 do 25 VII Niemcy okrzepli. Władze administracyjne powróciły i objęły z powrotem urzędowanie”. Uzależniał swoje działanie od wyniku niemiecko-sowieckiej bitwy na wschodnim brzegu Wisły. Donosił również, że 25 lipca Sowieci przystąpili do rozbrajania 27 dywizji piechoty AK w rejonie Kock-Lubartów. „Fakt ten, jak też wrogi stosunek do naszych sił w rejonie Wilna, wyraźnie wskazuje na to, że Sowieci chcą zniszczyć AK jako polską siłę dyspozycyjną, im nie podporządkowaną. Konieczne pilne poinformowanie Anglików – ze zwróceniem uwagi, że tego rodzaju stanowisko sowieckie doprowadzić musi do zdecydowanego przeciwdziałania z naszej strony. Zmusi to nas do samoobrony”.
Tego samego dnia, 27 lipca, Moskwa ogłosiła, że PKWN jest „jedyną legalną tymczasową władzą wykonawczą w Polsce”, a z kolei niemiecki gubernator dystryktu warszawskiego zarządził, aby 100 tys. osób stawiło się 28 lipca do robót fortyfikacyjnych. Ludność stolicy zignorowała to zarządzenie całkowicie. Ale pod wpływem tego rozporządzenia płk Monter zarządził alarm i mobilizację swych oddziałów na 28 lipca.
W biały dzień
Rozkaz „alarm” był rozkazem przygotowawczym do walki i odwołany być nie mógł. Stan pogotowia, zgodnie z ustalonymi planami, miał się skończyć wybuchem walki. Mobilizacja udała się całkowicie. Do godziny policyjnej – 21 – w lokalach konspiracyjnych zebrało się 80 proc. żołnierzy okręgu, którzy przebywali w nich przez całą noc z 28 na 29 lipca. Tegoż dnia stan alarmu został jednak odwołany, co wywołało zamieszanie i podważyło zaufanie żołnierzy do dowództwa. Zapał bojowy osłabił przeraźliwy brak broni ujawniony w czasie mobilizacji.
W tym samym dniu Stalin nakazał marszałkowi Rokossowskiemu, dowódcy I frontu białoruskiego, by pomiędzy 5 i 8 sierpnia zajął Pragę i utworzył przyczółki na zachodnim brzegu Wisły na południe od Warszawy. Także w tym samym dniu delegat rządu otrzymał od premiera Mikołajczyka następującą depeszę: „Na posiedzeniu rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca was do ogłoszenia Powstania w momencie przez was wybranym. Jeśli możliwe, uwiadomcie nas przed tym. Odpis przez wojsko dla komendanta AK”. 29 lipca Mikołajczyk zawiadomił delegata rządu o swojej misji do Moskwy na rozmowy ze Stalinem.
Kiedy 29 lipca dowódca ze sztabem AK zebrał się na ponowną odprawę – znał już te ważne doniesienia. Spotkanie zakończyło się stwierdzeniem, że „położenie nie dojrzało do działania”. Niemniej zapadły dwie decyzje, które poważnie zaważyły na losach powstania. Po pierwsze, że wybuch nastąpi o godz. 17, a nie jak dotychczas planowano w nocy; po drugie, że na ponowną mobilizację ma wystarczyć zaledwie dwanaście godzin.
Wady tego planu: żołnierze byli ćwiczeni do wystąpienia w nocy – słabo uzbrojone oddziały AK, atakujące w biały dzień silnie obsadzone i ufortyfikowane obiekty niemieckie, były narażone na miażdżący ogień nieprzyjaciela; skrócenie okresu mobilizacji do dwunastu godzin wprowadzało zbytni stan nerwowości i pośpiechu. Tegoż dnia gen. Bór zadecydował, że gdyby dotychczasowe dowództwo nie mogło z jakichkolwiek względów pełnić swych obowiązków, na czele AK stanie gen. Okulicki.
29 lipca o godz. 20.15 radio Moskwa zaczęło wzywać ludność Warszawy do natychmiastowego podjęcia walki z Niemcami. Było jasne, że na przedpolu Warszawy zaczynał się niemiecko-sowiecki bój o Warszawę, który dla Rosjan zakończył się chwilowym niepowodzeniem. „Niemcy osiągnęli cel zamierzony – stwierdzi gen. Bór w 1965 r. – uderzenie Rosjan zostało powstrzymane”.
"Burza" w szklance wody
Na porannej odprawie 31 lipca dowództwo AK stwierdziło, że „walka nie zostanie podjęta 1 VIII i że mało prawdopodobne jest podjęcie jej 2 VIII, gdyż położenie jest nadal niejasne”. A jednak ok. godz. 18 tegoż dnia dowódca AK zdecydował się na podjęcie walki z Niemcami nazajutrz. Na decyzję miał wpływ meldunek płk. Montera, że czołgi sowieckie są już pod Pragą, a także jego opinia, że walka o Warszawę powinna być podjęta niezwłocznie.
Decyzję o Powstaniu w Warszawie dowódca AK podjął nie wysłuchawszy opinii swego szefa wywiadu, szefa oddziału operacyjnego ani szefa łączności operacyjnej, którzy przybyli na popołudniową odprawę nieco później. Należy też podkreślić, że wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski wypowiedział się następująco 29 lipca: „W obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powstaniu powszechnemu, którego sens historyczny musiałby z konieczności wyrazić się w zamianie jednej okupacji na drugą” oraz: „Wasza ocena sytuacji niemieckiej musi być bardzo trzeźwa i realna. Omyłka pod tym względem kosztowałaby bardzo wiele”. Ostrzeżenia te nie miały żadnego wpływu na decyzję dowódcy Armii Krajowej o podjęciu walki.
28 lipca brytyjski MSZ poinformował ambasadora Edwarda Raczyńskiego, że AK nie może liczyć na brytyjską pomoc dla powstania. Po wojnie Anthony Eden oświadczył, że zostało ono wszczęte przez „lokalnego polskiego dowódcę” bez porozumienia z rządem brytyjskim i bez uzgodnienia z sowieckimi siłami, które parły na Warszawę. Władze brytyjskie uzależniały pomoc dla Powstania Warszawskiego od wyniku rozmów pomiędzy Mikołajczykiem i Stalinem w Moskwie.
Trzeba przyznać, że nigdy nie obiecywały wsparcia dla powstania zbrojnego w Polsce. Świeżo przybyły z Londynu 30 lipca kpt. Jan Nowak-Jeziorański, emisariusz AK, poinformował krajowych dowódców, że Warszawa nie może liczyć na wielkie zrzuty broni i wysłanie brygady spadochronowej z Anglii oraz że „efekt Powstania i wpływ na rządy i opinię publiczną w obozie sojuszniczym” będzie „burzą w szklance wody”.
1 sierpnia Stalin wydał rozkaz do wszystkich wojsk sowieckich działających w Polsce, że ujawniające się oddziały AK należy rozbrajać, oficerów aresztować, a żołnierzy wcielać do armii Berlinga. W tym samym dniu doszło do wybuchu Powstania Warszawskiego. W parę godzin później gen. Władysław Anders uznał decyzje dowódcy AK za „nieszczęście”. Wywołanie powstania w stolicy uważał „nie tylko za głupotę, ale za wyraźną zbrodnię”.
Jan Ciechanowski, historyk, członek anglo-polskiego Komitetu Historycznego, autor książek na temat Powstania Warszawskiego w języku polskim i angielskim, laureat Nagrody Historycznej „Polityki”. W wieku lat 14 brał udział w Powstaniu Warszawskim, dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Profesor w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku.
niej miały się toczyć jedynie w ramach powstania powszechnego w całym kraju (plan ten nosił
kryptonim Burza), które powinno było wybuchnąć w momencie załamywania się III Rzeszy. Opanowanie
stolicy i objęcie w niej władzy przez polityczne i wojskowe kierownictwo Polski Podziemnej w
imieniu rządu polskiego byłoby jednym z głównych celów takiego powstania powszechnego.
Co więcej, w marcu 1944 r. gen. Bór-Komorowski wyłączył stolicę z planu Burza, by uniknąć
zniszczeń i zaoszczędzić cierpień ludności cywilnej. Od tego momentu broń otrzymywana ze zrzutów
brytyjskich lub tajnie wyprodukowana w kraju była kierowana przede wszystkim do okręgów na
wschodnim brzegu Wisły, gdzie miały być zrealizowane główne zadania Burzy. Jeszcze 7 lipca 1944 r.
wysłano tam z Warszawy 900 pistoletów maszynowych z amunicją, a kilkanaście dni później – 60 p.m.
oraz 4 tys. sztuk amunicji. Spowodowało to zresztą poważne ogołocenie tajnych arsenałów stolicy.
Jeszcze w czerwcu i nawet na początku lipca 1944 r. zarówno rząd polski w Londynie jak i delegat
rządu w kraju Jan Stanisław Jankowski poważnie rozważali sprawę nakłonienia Niemców, przy pomocy
kół watykańskich i szwajcarskich, do uznania Warszawy za miasto otwarte i w ten sposób do
wyłączenia jej ze strefy działań wojennych.
Wciągu kilku tygodni Bór-Komorowski zmienił zdanie raptownie i całkowicie, i 21 lipca uznał, że
Warszawa powinna być oswobodzona od Niemców polskim wysiłkiem, na krótko przed spodziewanym
wejściem Rosjan do miasta. 22 lipca Jankowski zatwierdził plan Komorowskiego. Obaj oceniali, że na
froncie wschodnim Niemcy ponieśli klęskę, że Rosjanie wkrótce wejdą do Warszawy i że w rezultacie
wyłania się okazja do opanowania stolicy.
21 lipca 1944 r. dowódca AK meldował do Londynu: „Trzy armie frontu środkowego zostały rozbite, a
na ich miejsce OKW (Oberkommando der Wehrmacht) nie rozprowadziło świeżych sił w ilości
wystarczającej dla zatrzymania armii sowieckiej”. Dowódca AK był przekonany, że dalszy marsz tej
armii na Zachód będzie szybki i „dojdzie ona bez większych skutecznych przeciwdziałań niemieckich
do Wisły i przejdzie Wisłę w dalszym ruchu na Zachód”.
„Ogólnie wydaje się pewne, że na froncie wschodnim [Niemcy] nie są już w stanie odebrać inicjatywy
z rąk sowieckich ani też przeciwstawić się im skutecznie. (...) Ostatni fakt zamachu na Hitlera
łącznie z położeniem wojennym Niemiec doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili.
Zmusza to nas do stałej pewnej (chyba powinno być „i pełnej” – J.C.) gotowości do Powstania”.
Autorem tej przesadnie optymistycznej, niestety, oceny sytuacji był – według relacji gen. Tadeusza
Pełczyńskiego-Grzegorza – gen. Leopold Okulicki-Kobra, który parł za wszelką cenę do wybuchu
Powstania. Jak to później ujął gen. Bór, „tylko przez walkę można było wykazać dążenie narodu do
wolności i niepodległości. Chodziło o walkę o stolicę, która reprezentuje całość i dalszą sprawę:
przez zajęcie Warszawy przed zajęciem jej przez Rosjan musiała się Rosja zdecydować aut aut: albo
uznać nas, albo siłą złamać na oczach świata”.
22 lipca gen. Bór podał w depeszy do Londynu swoją ocenę położenia politycznego Polski i wnioski z
niej wypływające. „Do Polski wkraczają Sowiety, których celem jest, między innymi, zlikwidowanie
niepodległości Polski, a co najmniej politycznego podporządkowania się Sowietom po okrojeniu od
Wschodu. Jest konieczne, by świadomość tego przeniknęła wszystkie czynniki życia polskiego, a
przede wszystkim kierownicze”.
25 lipca dowódca AK wysłał do Londynu następującą depeszę: „Jesteśmy gotowi w każdej chwili do
walki o Warszawę. Przybycie do tej walki Brygady Spadochronowej będzie miało olbrzymie znaczenie
polityczne i taktyczne. Przygotujcie możliwość bombardowania na nasze żądanie lotnisk pod
Warszawą. Moment rozpoczęcia walki zamelduję”.
Niemcy pospiesznie ewakuowali w tym czasie Warszawę i wydawało się, że nie mieli ani woli, ani
środków do jej obrony. W rzeczywistości natomiast, gdy Bór-Komorowski meldował Londynowi swą
gotowość do walki o Warszawę, gwałtownie odtworzona niemiecka 9 Armia szykowała się do jej obrony.
Pomimo ich trudnej sytuacji militarnej na przedpolu Warszawy Niemcy postanowili – ze względu na
spodziewane powstanie – nie wysyłać ze stolicy Polski na front wszystkich stacjonujących w niej
oddziałów zbrojnych. Hitler nakazał bezwzględne utrzymanie Warszawy i jej przedpola.
Londyn otrzymał telegram Komorowskiego 26 lipca, na krótko przed odlotem premiera Stanisława
Mikołajczyka do Moskwy na rozmowy ze Stalinem. Tego samego dnia premier upoważnił delegata rządu
do ogłoszenia powstania powszechnego w „momencie przez nas wybranym”.
Głównym orędownikiem podjęcia walki z Niemcami w Warszawie był gen. Leopold Okulicki-Kobra,
zastępca szefa Sztabu Komendy Głównej AK do spraw operacyjnych. „To był jego projekt” – podkreślał
zawsze gen. Bór. Celem takiego powstania miało być zniszczenie niemieckiego garnizonu w Warszawie,
liczącego ok. 20 tys. ludzi, opanowanie całego miasta z lotniskami, mostami, dworcami kolejowymi i
z tzw. dzielnicą policyjną włącznie, i ustanowienie w nim cywilnych i wojskowych władz podległych
rządowi polskiemu w Londynie.
Przywódcy krajowi, podrywając Warszawę do walki, kierowali się głównie względami politycznej,
ideologicznej i militarnej natury. Sądzili, że opanowanie Warszawy przez AK wzmocni w oczach
zachodnich aliantów oraz opinii światowej prawa rządu londyńskiego do objęcia i reprezentowania
władzy w Polsce i uświadomi światu, kto powinien rządzić powojenną Polską – prawowite władze
Rzeczpospolitej, nie zaś komuniści popierani przez Stalina. W dowództwie AK panowało, zdaniem
szefa sztabu gen. Tadeusza Pełczyńskiego-Grzegorza, „jasne i zdecydowane przeświadczenie, że wraz
z przelewającym się przez Wisłę frontem sowiecko-niemieckim odwróci się nad nami karta dziejowa,
odwróci się po raz ostatni w ciągu toczącej się wojny”.
Powstanie Warszawskie było zatem militarnie skierowane przeciwko Niemcom, a politycznie przeciwko
Związkowi Sowieckiemu. Miało też być wielką, dramatyczną zachętą dla naszych zachodnich aliantów
do opowiedzenia się po stronie polskiej w czasie tej antysowieckiej kampanii politycznej. Gen. Bór
prosił władze w Londynie o zapewnienie brytyjskiej pomocy lotniczej dla powstania w Warszawie.
Dowódca AK zabiegał o wysłanie do Warszawy polskiej brygady spadochronowej, zbombardowanie przez
RAF niemieckich lotnisk dookoła Warszawy, wysłanie na lotniska obsadzone przez AK polskich
dywizjonów myśliwskich z Anglii oraz przyznanie praw kombatanckich dla żołnierzy AK.
Tymczasem 23 lipca Armia Czerwona zajęła Lublin, a Warszawa dowiedziała się o powstaniu PKWN. Jego
utworzenie było zasadniczym krokiem do przyszłego objęcia władzy w całej Polsce przez komunistów i
ich sympatyków pod egidą Moskwy. 26 lipca płk Antoni Chruściel-Monter, komendant Warszawskiego
Okręgu AK, przedstawił dowództwu AK mizerny stan uzbrojenia, który wywarł na zebranych deprymujące
wrażenie; posiadane środki pozwolą działać zaczepnie przez 3–4 dni, a w obronie wytrwać do 14 dni.
Monter liczył na zdobycie broni i na zrzuty oraz na rozwikłanie sytuacji przez wejście Rosjan do
stolicy. Uważał, że brak broni zastąpi furia odwetu.
Tegoż dnia dowództwo 9 Armii niemieckiej już wiedziało, że AK ogłosiła stan pogotowia dla swych
oddziałów. „Wskutek tego zarządzono wzmożony nadzór nad wszystkimi obiektami. Ruchy wojsk
niemieckich ze wschodu zaniepokoiły ludność. By przekonać ją o zamiarze utrzymania miasta, dowódca
9 Armii zarządził, aby wszystkie nowe oddziały przybywające z zachodu i wyładowywane w Warszawie
przemaszerowały w jak najlepszym porządku przez miasto”.
27 lipca dowódca AK informował Londyn: „Po wyraźnej panicznej ewakuacji Warszawy od 22 do 25 VII
Niemcy okrzepli. Władze administracyjne powróciły i objęły z powrotem urzędowanie”. Uzależniał
swoje działanie od wyniku niemiecko-sowieckiej bitwy na wschodnim brzegu Wisły. Donosił również,
że 25 lipca Sowieci przystąpili do rozbrajania 27 dywizji piechoty AK w rejonie Kock-Lubartów.
„Fakt ten, jak też wrogi stosunek do naszych sił w rejonie Wilna, wyraźnie wskazuje na to, że
Sowieci chcą zniszczyć AK jako polską siłę dyspozycyjną, im nie podporządkowaną. Konieczne pilne
poinformowanie Anglików – ze zwróceniem uwagi, że tego rodzaju stanowisko sowieckie doprowadzić
musi do zdecydowanego przeciwdziałania z naszej strony. Zmusi to nas do samoobrony”.
Tego samego dnia, 27 lipca, Moskwa ogłosiła, że PKWN jest „jedyną legalną tymczasową władzą
wykonawczą w Polsce”, a z kolei niemiecki gubernator dystryktu warszawskiego zarządził, aby 100
tys. osób stawiło się 28 lipca do robót fortyfikacyjnych. Ludność stolicy zignorowała to
zarządzenie całkowicie. Ale pod wpływem tego rozporządzenia płk Monter zarządził alarm i
mobilizację swych oddziałów na 28 lipca.
Rozkaz „alarm” był rozkazem przygotowawczym do walki i odwołany być nie mógł. Stan pogotowia,
zgodnie z ustalonymi planami, miał się skończyć wybuchem walki. Mobilizacja udała się całkowicie.
Do godziny policyjnej – 21 – w lokalach konspiracyjnych zebrało się 80 proc. żołnierzy okręgu,
którzy przebywali w nich przez całą noc z 28 na 29 lipca. Tegoż dnia stan alarmu został jednak
odwołany, co wywołało zamieszanie i podważyło zaufanie żołnierzy do dowództwa. Zapał bojowy
osłabił przeraźliwy brak broni ujawniony w czasie mobilizacji.
W tym samym dniu Stalin nakazał marszałkowi Rokossowskiemu, dowódcy I frontu białoruskiego, by
pomiędzy 5 i 8 sierpnia zajął Pragę i utworzył przyczółki na zachodnim brzegu Wisły na południe od
Warszawy. Także w tym samym dniu delegat rządu otrzymał od premiera Mikołajczyka następującą
depeszę: „Na posiedzeniu rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca was do ogłoszenia
Powstania w momencie przez was wybranym. Jeśli możliwe, uwiadomcie nas przed tym. Odpis przez
wojsko dla komendanta AK”. 29 lipca Mikołajczyk zawiadomił delegata rządu o swojej misji do Moskwy
na rozmowy ze Stalinem.
Kiedy 29 lipca dowódca ze sztabem AK zebrał się na ponowną odprawę – znał już te ważne
doniesienia. Spotkanie zakończyło się stwierdzeniem, że „położenie nie dojrzało do działania”.
Niemniej zapadły dwie decyzje, które poważnie zaważyły na losach powstania. Po pierwsze, że wybuch
nastąpi o godz. 17, a nie jak dotychczas planowano w nocy; po drugie, że na ponowną mobilizację ma
wystarczyć zaledwie dwanaście godzin.
Wady tego planu: żołnierze byli ćwiczeni do wystąpienia w nocy – słabo uzbrojone oddziały AK,
atakujące w biały dzień silnie obsadzone i ufortyfikowane obiekty niemieckie, były narażone na
miażdżący ogień nieprzyjaciela; skrócenie okresu mobilizacji do dwunastu godzin wprowadzało zbytni
stan nerwowości i pośpiechu. Tegoż dnia gen. Bór zadecydował, że gdyby dotychczasowe dowództwo nie
mogło z jakichkolwiek względów pełnić swych obowiązków, na czele AK stanie gen. Okulicki.
29 lipca o godz. 20.15 radio Moskwa zaczęło wzywać ludność Warszawy do natychmiastowego podjęcia
walki z Niemcami. Było jasne, że na przedpolu Warszawy zaczynał się niemiecko-sowiecki bój o
Warszawę, który dla Rosjan zakończył się chwilowym niepowodzeniem. „Niemcy osiągnęli cel
zamierzony – stwierdzi gen. Bór w 1965 r. – uderzenie Rosjan zostało powstrzymane”.
Na porannej odprawie 31 lipca dowództwo AK stwierdziło, że „walka nie zostanie podjęta 1 VIII i że
mało prawdopodobne jest podjęcie jej 2 VIII, gdyż położenie jest nadal niejasne”. A jednak ok.
godz. 18 tegoż dnia dowódca AK zdecydował się na podjęcie walki z Niemcami nazajutrz. Na decyzję
miał wpływ meldunek płk. Montera, że czołgi sowieckie są już pod Pragą, a także jego opinia, że
walka o Warszawę powinna być podjęta niezwłocznie.
Decyzję o Powstaniu w Warszawie dowódca AK podjął nie wysłuchawszy opinii swego szefa wywiadu,
szefa oddziału operacyjnego ani szefa łączności operacyjnej, którzy przybyli na popołudniową
odprawę nieco później. Należy też podkreślić, że wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski
wypowiedział się następująco 29 lipca: „W obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny
powstaniu powszechnemu, którego sens historyczny musiałby z konieczności wyrazić się w zamianie
jednej okupacji na drugą” oraz: „Wasza ocena sytuacji niemieckiej musi być bardzo trzeźwa i
realna. Omyłka pod tym względem kosztowałaby bardzo wiele”. Ostrzeżenia te nie miały żadnego
wpływu na decyzję dowódcy Armii Krajowej o podjęciu walki.
28 lipca brytyjski MSZ poinformował ambasadora Edwarda Raczyńskiego, że AK nie może liczyć na
brytyjską pomoc dla powstania. Po wojnie Anthony Eden oświadczył, że zostało ono wszczęte przez
„lokalnego polskiego dowódcę” bez porozumienia z rządem brytyjskim i bez uzgodnienia z sowieckimi
siłami, które parły na Warszawę. Władze brytyjskie uzależniały pomoc dla Powstania Warszawskiego
od wyniku rozmów pomiędzy Mikołajczykiem i Stalinem w Moskwie.
Trzeba przyznać, że nigdy nie obiecywały wsparcia dla powstania zbrojnego w Polsce. Świeżo
przybyły z Londynu 30 lipca kpt. Jan Nowak-Jeziorański, emisariusz AK, poinformował krajowych
dowódców, że Warszawa nie może liczyć na wielkie zrzuty broni i wysłanie brygady spadochronowej z
Anglii oraz że „efekt Powstania i wpływ na rządy i opinię publiczną w obozie sojuszniczym” będzie
„burzą w szklance wody”.
1 sierpnia Stalin wydał rozkaz do wszystkich wojsk sowieckich działających w Polsce, że
ujawniające się oddziały AK należy rozbrajać, oficerów aresztować, a żołnierzy wcielać do armii
Berlinga. W tym samym dniu doszło do wybuchu Powstania Warszawskiego. W parę godzin później gen.
Władysław Anders uznał decyzje dowódcy AK za „nieszczęście”. Wywołanie powstania w stolicy uważał
„nie tylko za głupotę, ale za wyraźną zbrodnię”.
Jan Ciechanowski