Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Barwy września

Płonie Zamek Królewski w Warszawie, zbombardowany przez Niemców 17 września. Płonie Zamek Królewski w Warszawie, zbombardowany przez Niemców 17 września. Wikipedia
Od siedmiu dekad ten czas zajmuje w polskim kalendarzu pozycję szczególną. Ale pamięć o pierwszym miesiącu wojny krążyła niezwykle krętymi ścieżkami.
Wikipedia

Latem 1939 r. większość społeczeństwa polskiego wierzyła zapewnieniom, że nasza armia jest silna, zwarta i gotowa, a potencjalny przeciwnik – Niemcy – słaby i nieprzygotowany. Rzeczywistość była brutalna. Nic dziwnego, że klęsce powszechnie towarzyszyło poczucie zawodu, rozgoryczenia, nieraz wręcz wściekłości wobec sanacyjnych elit.

Choć brzmi to paradoksalnie, rozgoryczenie złagodziła klęska Francji, która walczyła wiosną 1940 r. niewiele dłużej niż Polska w 1939 r. W najważniejszym polskim podziemnym piśmie, „Biuletynie Informacyjnym”, pisano przy okazji pierwszej rocznicy rozpoczęcia wojny: „W ciągu tego roku zrozumieliśmy wiele z tego, co wydawało się niepojętym. (...) Nasza wrześniowa przegrana była w pewnej części winą naszego kierownictwa politycznego i wojskowego. Klęska wojenna odsłoniła degenerację części warstwy kierowniczej narodu, małoduszność administracji, bezdroża reżimu, niekompetencje kierownictwa wojskowego. Ale na przegraną miało to wpływ drugorzędny. (...) O klęsce naszej przesądziła olbrzymia przewaga militarna Rzeszy. (...) Dopiero w świetle walk na zachodzie zajaśniały w pełni trzytygodniowa obrona Warszawy, (...) [bitwa] pod Kutnem, Westerplatte etc.”.

Klika sanacyjna

W polityce pamięci prowadzonej przez prolondyńską konspirację odsuwano na bok kwestię winy. W czwartą rocznicę wybuchu wojny klęska Niemiec stawała się oczywista. W Warszawie dokonano wówczas symbolicznej zmiany nazw ulic, których patronami zostali m.in. gen. Władysław Sikorski, Stefan Starzyński i Mieczysław Niedziałkowski oraz bohaterowie zbiorowi: Obrońcy Warszawy i Obrońcy Westerplatte. Co istotne – znaczna część warszawiaków respektowała nadane przez podziemie nazwy.

Rok później wschodnia część Polski była już wolna od niemieckich okupantów (choć trudno powiedzieć, aby była wolna w ogóle), w Warszawie zaś od miesiąca trwało powstanie, które zwróciło znowu oczy świata na stolicę Polski, wpływając jednocześnie na rozmach obchodów piątej rocznicy wybuchu wojny. Od Londynu po Pekin i od Waszyngtonu po Sztokholm manifestowano poparcie dla walczących od pięciu lat Polaków (a zwłaszcza Warszawy, która urastała do symbolu o ponadnarodowym znaczeniu). W ogłoszonym 22 lipca 1944 r. manifeście PKWN ostrzegano, że „dla tych, którzy zdradzili Polskę we wrześniu 1939 r., granice Rzeczpospolitej będą zamknięte”.

Piąta rocznica wybuchu wojny stała się dobrą okazją do zrzucenia na przedwrześniową „klikę sanacyjną” winy już nie tylko za klęskę w 1939 r., ale także za tragedię Warszawy w 1944 r., jako wyniku „nieodpowiedzialnej a podstępnej gry”. Łamiąc zasady chronologii warto zauważyć, że w styczniu 1946 r. nowe władze uchwaliły dekret „O odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego”, symbolicznie wyznaczający na całą dekadę główne kierunki polityki pamięci. „Przyczyną klęski wrześniowej – pisano w uzasadnieniu dekretu – był występny regime sanacyjny i sprzeczna z prawem działalność jego ówczesnych kierowników”.

Niezależnie od intencji i wyobrażeń władz, Wrzesień 1939 r. był dla dużej części społeczeństwa nie tyle symbolem klęski i poniżenia, co walki i bohaterstwa, a także wspomnieniem dawnego – z powojennej perspektywy – lepszego świata. W przestrzeni publicznej pojawiły się, zazwyczaj spontanicznie, miejsca pamięci związane z 1939 r. Przede wszystkim tam, gdzie toczyły się najbardziej zacięte walki, lub tam, gdzie niemiecki terror zaczął się już w czasie wojny obronnej (Pomorze, Wielkopolska, Górny Śląsk). Wrzesień stał się istotnym tematem literackim. W takich dziełach jak „Lotna” Wojciecha Żukrowskiego (1945 r.) czy „Wrzesień” Adolfa Rudnickiego (1946 r.) chodziło przede wszystkim o pokazanie nie tyle politycznej, co ludzkiej twarzy pierwszych tygodni wojny.

Fałszywi sojusznicy i fatalne granice

W końcu lat 40. margines swobody został praktycznie zlikwidowany. Dokładnie określono nie tylko to, w co należy wierzyć, jak myśleć, ale także – jak pamiętać. Obrona Westerplatte, Warszawy, bitwa nad Bzurą stały się „widomym dowodem niezłomnej woli narodu do walki o swą niepodległość”. Walki z góry skazanej na niepowodzenie nie tyle z racji przewagi przeciwnika, co „zdradzieckiej polityki sanacyjnego rządu”, która pozbawiła naród „jedynego prawdziwego sojusznika, jakim mógł być Związek Radziecki”. W ciągu kilku następnych lat katalog przyczyn klęski wrześniowej systematycznie się poszerzał. Przy okazji 15 rocznicy wybuchu wojny okazało się, że przegrana była wynikiem nie tylko „dwudziestu lat rządów obszarniczo-kapitalistycznych i uprawianej przez nie zdrady najżywotniejszych interesów narodu”, zauroczenia Hitlerem już od 1933 r., ale również fatalnych granic (okrojonych na zachodzie, „obcych” na wschodzie) czy fałszywych sojuszy (z Francją i Anglią). Na listach winnych klęski znaleźli się już nie tylko „faszystowscy” piłsudczycy czy narodowcy, ale również ludowcy, socjaliści, duchowni, ziemianie, przemysłowcy. Prawdziwymi patriotami pozostali wyłącznie komuniści.

Z ówczesnych podręczników szkolnych, prasy, literatury, filmu, sztuk pięknych płynął wniosek, że pierwszą prawdziwą bitwę stoczyli Polacy w październiku 1943 r. pod Lenino, a na ziemi polskiej można mówić o walce z chwilą powstania komunistycznych oddziałów partyzanckich i przekroczenia w lipcu 1944 r. Bugu przez Armię Czerwoną i towarzyszące jej polskie jednostki. Kampanię wrześniową upamiętniano zazwyczaj niejako na marginesie, umieszczając na pomnikach rytualny napis „Bohaterom 1939–1945”. Z tym że w przypadku Września przestali być nimi dowódca Westerplatte Henryk Sucharski czy prezydent Warszawy Stefan Starzyński. Symbolem stał się Marian Buczek, mało znany komunista, który po zwolnieniu z więzienia na początku wojny przyłączył się do oddziału wojska i 10 września zginął w potyczce.

W 1955 r. ukazała się (pisana w latach 1940–1949) powieść Jana Józefa Szczepańskiego „Polska jesień”, daleka od socrealistycznych schematów, pokazująca zarówno tragedię, jak prozaiczność czy wręcz trywializm pierwszych tygodni wojny. Jeszcze silniej bariery stawiane pamięci zostały nadwerężone rok później, wraz z przemianami politycznymi i objęciem władzy przez ekipę Władysława Gomułki. W 1956 r. znamiona odwilży można było zauważyć nawet w „Żołnierzu Polskim”, piśmie podlegającym niezwykle rygorystycznemu nadzorowi ideologicznemu. W trzech kolejnych numerach wydrukowano – chyba po raz pierwszy od 1946 r. – wspomniane już opowiadanie „Lotna” (do którego wrócimy za chwilę).

Wrzesień 1939 r. – pozbawiony wątku o udziale ZSRR – stał się wygodnym dla władz elementem polityki pamięci, pełniącym ważną rolę integracyjną. Zawierał odpowiednią dawkę patriotyzmu, antyniemieckości, wychodził naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa. Skalę rewolucji pamięci po 1956 r. pokazały obchody 20 rocznicy wybuchu wojny. Prasa – od „Tygodnika Powszechnego” po „Politykę” – była pełna Września. Dzisiaj teksty te mogą razić powściągliwością, nieraz wręcz bojaźnią, wtedy były jednak odważne i odkrywcze. Pamięć o polskim Wrześniu zaczęła być bardziej widoczna zarówno w przestrzeni publicznej, jak również w filmie, który do tej pory unikał tematu początku wojny. Teraz znalazły się i pieniądze, i scenariusze, a przede wszystkim – przyzwolenie. Już w 1958 r. powstało „Wolne miasto” (reżyseria Stanisław Różewicz, scenariusz Jan Józef Szczepański) o obrońcach Poczty Polskiej w Gdańsku. W następnym – „Orzeł” (reżyser Leonard Buczkowski, scenariusz Janusz Meissner i Leonard Buczkowski), opowiadający historię polskiej łodzi podwodnej, która przedarła się z Bałtyku do Wielkiej Brytanii.

Z szablą na czołgi

Oba filmy były wiernymi (według ówczesnej wiedzy) rekonstrukcjami wydarzeń z września 1939 r. Trudno to powiedzieć o obrazie, który przed półwieczem wzbudził najwięcej kontrowersji – o dokonanej przez Andrzeja Wajdę ekranizacji (dość swobodnej) noweli „Lotna”. Film był jednocześnie hołdem dla bohaterów i pożegnaniem z rycerską legendą września 1939 r. Okazało się jednak, że Polacy wcale nie chcieli jej żegnać i obraz Wajdy doczekał się w 1959 r. więcej krytyk niż pochwał. Inni twórcy starali się nie naśladować Wajdy. Dowodem, że jednak nie poszli łatwą drogą, był najwybitniejszy chyba polski film wojenny lat 60. – zrealizowane w 1967 r. „Westerplatte”. Jego twórcy – reżyser Stanisław Różewicz i scenarzysta Jan Józef Szczepański – pokazali nie tylko odwagę żołnierzy, ale również rozterki ich dowódców, konflikt heroizmu i rozsądku, to, że nieodłącznym elementem wojny są dylematy moralne.

Taka postawa również nie znalazła powszechnej akceptacji. Koniec lat 60. był bowiem nacechowany nacjonalizmem, wzrostem znaczenia organizacji kombatanckich i w kulturze pamięci zaczęło brakować miejsca na rozterki czy rozpamiętywanie klęsk. Rocznica wybuchu wojny zaczęła odgrywać znaczenie święta symbolicznego dla całego narodu, bez względu na poglądy czy krój noszonego podczas wojny (czy po niej) munduru. W Katowicach dzień ten stał się okazją do odsłonięcia pomnika powstańców śląskich z lat 1919–1921.

Ekipa gierkowska opierała się na bardziej nowoczesnych wzorcach, ale w polityce historycznej podążała śladem poprzedników. W 1972 r. Wydawnictwo Poznańskie opublikowało książkę Leszka Moczulskiego „Wojna polska 1939”. Już tytuł, różniący się od wcześniejszych ujęć (zazwyczaj „wojna obronna”), zapowiadał nową perspektywę. I rzeczywiście, Moczulski był pierwszym krajowym historykiem, który otwarcie bronił decyzji (i honoru) polskiego dowództwa z 1939 r. Książka została wkrótce wycofana z księgarń, jednak nie tyle z powodu rehabilitacji sanacji, co zbyt wyraźnego wspomnienia agresji radzieckiej 17 września 1939 r. Praca zyskała uznanie opozycyjnych kręgów kombatanckich i już wkrótce Moczulski stał się jedną z bardziej prominentnych postaci antykomunistycznej opozycji, a Konfederację Polski Niepodległej powołał właśnie w 40 rocznicę wybuchu wojny, 1 września 1979 r.

Rok po ukazaniu się książki Moczulskiego wszedł na ekrany film opowiadający o losach oddziału majora Henryka Dobrzańskiego-Hubala, który po klęsce nie złożył broni, lecz walczył aż do wiosny 1940 r. Reżyser (Bohdan Poręba) nie zmuszał widza do roztrząsania moralnych dylematów. Film chciał integrować społeczeństwo dzięki odwołaniom do chwały oręża polskiego, motywów ofiary i heroicznej odwagi. Jeden z recenzentów napisał, że o ile inne filmy wojenne były zimne – ten był gorący, angażował „emocjonalnie widza bez reszty, spychając w cień to, co nazwalibyśmy odbiorem intelektualnym”. Nie powinno więc dziwić, że w ciągu pierwszych dwóch tygodni obejrzało go pół miliona widzów. Tytułowy „Hubal” stał się bohaterem masowej wyobraźni – a wraz z nim już nie tyle tragiczny, co bohaterski Wrzesień i jego żołnierze.

Zamek Królewski, Wieluń i Westerplatte

Do przeżyć wojennych często odwoływano się w polityce i propagandzie lat 80. Np. w 1984 r. centralnym punktem obchodów 45 rocznicy wybuchu wojny stało się udostępnienie zrekonstruowanych wnętrz zniszczonego w 1939 r. Zamku Królewskiego w Warszawie i powrót do niego urny z sercem Tadeusza Kościuszki. Choć w panteonie bohaterów wciąż ważne miejsce zajmował Marian Buczek, to podkreślano, że na tym samym co on cmentarzu leży – również poległy we wrześniu 1939 r. – książę Artur Radziwiłł.

Nie zmieniło się jedno – oficjalne milczenie wokół paktu Ribbentrop-Mołotow i agresji 17 września. Jednak coraz liczniejsze publikacje ukazujące się poza cenzurą przełamywały państwowy monopol na historię, a wiedza o udziale ZSRR w klęsce Polski w 1939 r. zaczęła wychodzić z kręgu pamięci prywatnej. Po zniknięciu wraz z przełomem 1989 r. wszelkich ograniczeń ideologicznych ta wschodnia sfera pamięci zaczęła wręcz dominować. Punkt ciężkości polityki pamięci przesunął się ku tabuizowanym dotąd stosunkom polsko-radzieckim (agresja z 17 września, okupacja i utrata Kresów, deportacje, Katyń) czy zbrodniom stalinowskim. Niemiecka część polskiej historii II wojny została zepchnięta w cień w takim stopniu, że nieraz można było odnieść wrażenie, iż wojna zaczęła się nie 1 września 1939 r., lecz siedemnaście dni później.

Historycy i publicyści zaczęli się poważnie zastanawiać, czy II wojna utraciła już swoją rolę kluczowego wydarzenia polskiej historii XX w. Erupcja zainteresowania okresem II wojny, obserwowana od końca lat 90., udowodniła, jak mylne było to przeświadczenie. Przesunięcia na niemieckiej mapie pamięci (z punktu sprawca do punktu ofiara) miały swoje międzynarodowe konsekwencje, m.in. doprowadzając do swoistej polsko-niemieckiej konkurencji pamięci i jej powszechnej polityzacji. Pamięć o II wojnie zaczęła być ważnym elementem zarówno polityki zagranicznej, jak wewnętrznej, a dzień 1 września powrócił do kalendarza najważniejszych dat historycznych (konkurując wyłącznie z 1 sierpnia). W uroczystościach 60 rocznicy wybuchu wojny wzięli udział nie tylko najważniejsi politycy polscy, lecz również prezydent RFN Johannes Rau (uczestnictwo polityków niemieckich w podobnych uroczystościach stało się odtąd regułą mającą podkreślić wspólnotę pamięci).

O miejsce pamięci rozpoczęcia wojny zaczął z Gdańskiem konkurować Wieluń, rankiem 1 września 1939 r. zniszczony przez niemieckie bombowce (stąd nazywany nieraz polską Guernicą). Tutaj też 1 września 2004 r. odbyły się centralne obchody wybuchu II wojny światowej. I chociaż udowodniono w 2008 r., że Wieluń został zbombardowany godzinę po pierwszych strzałach na Westerplatte – w styczniu 2009 r. został złożony wniosek o przyznanie miastu pokojowej Nagrody Nobla.

Pamięć o wybuchu wojny zaczęła przybierać różnorodne, nieraz zaskakujące formy. Z jednej strony nastąpił niezwykły rozwój materialnych form upamiętniania, nikogo już też nie dziwiły spotkania polskich i niemieckich kombatantów. Wrzesień 1939 r. stał się również elementem popkultury. Obrona Wizny w 1939 r. (nazywanej polskimi Termopilami, gdyż 700 polskich żołnierzy stawiło tam opór ponad 40 tys. niemieckich) stała się tematem utworu szwedzkiej grupy metalowej Sabaton; niemałą popularność zyskała powieść science fiction „www.1939.com.pl” Marcina Ciszewskiego. Jednocześnie uznani historycy głośno wyrażali pogląd, że znacznie lepiej byłoby, gdyby w 1939 r. Polska poszła na ustępstwa wobec Niemiec i wraz z nimi zaatakowała ZSRR. Z drugiej strony bohaterski mit 1939 r. stał się racją stanu. W takim stopniu, że w 2008 r. ogólnonarodową dyskusję wywołał planowany film fabularny o Westerplatte, w którym twórcy zapowiedzieli, że odważą się pokazać mało bohaterskie zachowania żołnierzy. Filmowi cofnięto dotacje państwowe, tym samym uniemożliwiając produkcję.

W Gdańsku został ulokowany najważniejszy projekt w polityce pamięci obecnego rządu – Muzeum II Wojny Światowej, które już na etapie planów zostało oskarżone przez opozycję o zbytni kosmopolityzm i deprecjonowanie roli Polski w II wojnie. Kamień węgielny pod muzeum został położony 1 września 2009 r. w obecności wielu przywódców krajów Unii Europejskiej i mocarstw, które walczyły w II wojnie po stronie aliantów. W Gdańsku spotkali się m.in. polski premier, kanclerz Niemiec i premier Rosji. Dzień, który 70 lat temu podzielił świat, teraz ma szanse połączyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną